Lot do Seulu z przesiadką w saunie

Agata Hernik
opublikowano: 2009-04-30 00:00

Helsinki mają ambicję stać się głównym przystankiem w drodze z Europy do Azji. Pomogą w tym połączenia z Dalekim Wschodem i inwestycje na lotnisku.

Helsinki mają ambicję stać się głównym przystankiem w drodze z Europy do Azji. Pomogą w tym połączenia z Dalekim Wschodem i inwestycje na lotnisku.

Jesienią tego roku w porcie lotniczym Helsinki-Vantaa zostanie uruchomiony nowy terminal. Jego najciekawszą częścią będzie luksusowy salon wellnes i spa. Pasażerowie zamiast siedzieć na walizkach będą mogli spędzić czas pływając w basenie albo korzystając z masażu. Ponieważ to Finlandia, w spa nie zabraknie oczywiście sauny. A ponieważ to lotnisko, z sauny będzie widok na pas startowy i kołujące po nim samoloty.

Fińskie linie lotnicze Finnair postawiły na rozwijanie siatki połączeń miedzy Europą, a Dalekim Wschodem — oczywiście przez Helsinki. Taka strategia zaczyna przynosić rezultaty. W 2007 r. ruch na trasach azjatyckich wzrósł o 30 proc. Władze linii spodziewają się, że w następnych latach będzie rósł o 20 proc. rocznie. Dziś Finnair wykonuje 60 lotów w tygodniu do dziesięciu azjatyckich miast: do Tokio, Nagoi, Seulu, Osaki, Pekinu, Szanghaju, Hongkongu, Bangkoku, Delhi i Bombaju. Natomiast port lotniczy Helsinki-Vantaa przyjął w 2008 roku 2,2 mln pasażerów tranzytowych, z czego 1,4 mln podróżowało do Azji. Z polskich lotnisk nie ma bezpośrednich połączeń na Daleki Wschód, toteż i nad Wisłą zainteresowanie lataniem przez Finlandię rośnie. Z Warszawy do Helsinek przyleciało w zeszłym roku 100 tys. pasażerów, o 40 proc. więcej niż rok wcześniej.

— Lot przez Helsinki może być dla polskich pasażerów lecących do Azji alternatywą wobec lotów przez Frankfurt, bo tak jest bliżej i szybciej niż przez Niemcy — tłumaczy Jukka Hienonen, prezes i dyrektor zarządzający Finnair.

Władze fińskiego przewoźnika wiedzą, że 2009 rok linia zamknie stratą, nie mają jednak w planach rezygnowania z połączeń z miastami azjatyckimi.

— Ten rok jest trudny dla całej branży lotniczej, więc straty były łatwe do przewidzenia. Nie ma jednak sensu pochopne kasować połączeń. Jeśli teraz wycofamy się z Tokio, to będziemy mogli tam wrócić prawdopodobnie za jakieś 30 lat. Rynek azjatycki jest o wiele mniej elastyczny od europejskiego i nie wolno o tym zapominać — wyjaśnia Jukka Hienonen.

Agata Hernik