Ludzi sukcesu motywuje radość czerpana z pracy

rozmawiał Robert Rybarczyk
opublikowano: 2025-01-31 13:30
zaktualizowano: 2025-01-31 12:00

Jak motywować tych, którzy sami mają motywować, czy postanowienia noworoczne mają sens, kiedy w firmie sprawdza się Churchill a kiedy Brooks – mówi Olga Grygier-Siddons, współtwórczyni Villa Poranek, Experiential Learning Hub.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Co najbardziej motywuje liderów?

Olga Grygier-Siddons: Źródła motywacji liderów są różne. Przywódcy podporządkowują aktywności nadrzędnemu celowi, którego nie tracą z pola widzenia – może być nim chęć zmiany świata na lepsze czy sprawczość. To przykłady motywacji wewnętrznych. Arthur C. Brooks w książce „From Strength to Strength” pisze z kolei o czterech klasycznych obszarach motywacji zewnętrznej, popychających przywódców do działania. Są to: pieniądze, władza, sława i przyjemność. W praktyce na motywację lidera składa się miks czynników wewnętrznych i zewnętrznych, a jego kompozycja jest indywidualną sprawą.

Czyli pieniądze to najlepszy motywator…

Nie ma czegoś takiego jak najlepszy lub najgorszy motywator. Nie osądzałabym źródeł motywacji. Pieniądze na pierwszy rzut oka mogą wydawać się mało podniosłe, ale mogą się z nimi wiązać zarówno negatywne, jak i pozytywne konotacje. Przykładowo, menedżer może dążyć do osiągnięcia wyników finansowych nie tyle dla własnego zysku, ile po to, by jego zespół został odpowiednio wynagrodzony, dostał zasoby na rozwój. Niemniej pieniądze są szczególnie istotne na początku kariery, to naturalne. Ludzie pragną zarabiać, by mieć określony status społeczny. Zależy im na poważaniu przez otoczenie. Z czasem jednak coraz ważniejsza staje się motywacja wewnętrzna, poszukiwanie wartości, z których nasze działania będą wypływały w przyszłości.

Misja w korporacji?

Praca dla firmy przynosi większą satysfakcję, kiedy łączą nas z nią wspólne cele. Nie możemy przez całą karierę definiować własnego sukcesu, szczęścia przez czynniki zewnętrzne. Nie należy też zapominać, że znakomite grono ludzi sukcesu motywuje radość czerpana z pracy. Nie znam żadnego prezesa, który wspinałby się po szczeblach kariery i znosił związane z tym trudy, nie mając poczucia, że na koniec dnia dbałość o firmę przynosi mu spełnienie i zadowolenie.

Ale jakim kosztem?

Trzeba przyznać, że nierzadko w parze z dużą determinacją liderów idzie swego rodzaju uzależnienie od sukcesu. Będąc już na określonym poziomie w hierarchii firmowej i w świecie biznesu, starają się ze wszystkich sił, by go nie obniżyć. Dlatego szukają kolejnych wyzwań, biorą odpowiedzialność za najtrudniejsze zadania. W ten sposób chcą udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że są na właściwym miejscu. Doskonale to rozumiem, byłam w tym samym punkcie. Przez wiele lat rozwijałam się w PwC, jednak po dotarciu na szczyt, źródła motywacji wyschły.

Lubi pani cytować Churchilla: „sukces polega na przechodzeniu od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu”. Jak to działa w praktyce?

Jestem zwolenniczką stoickiego podejścia do życia. Opiera się na uświadomieniu sobie, że przytrafiać się nam będą i sukcesy, i niepowodzenia. Prawdziwą sztuką jest przyjmowanie jednych i drugich ze spokojem. To dwie strony tej samej monety. Nie zawsze jednak przejawiałam taką postawę, musiałam się tego nauczyć.

W jaki sposób?

Wielką życiową lekcją była dla mnie praca w dziale M&A, który odpowiadał za to, by klienci realizowali cele biznesowe przez fuzje i akwizycje innych przedsiębiorstw. To wyjątkowa praca, gdyż aby wykonywać ją dobrze, trzeba zaangażować się emocjonalnie. I ja tak zrobiłam. Niestety, w tej branży nie istnieje coś takiego jak ciągły sukces. Prędzej czy później każdy stanie w obliczu załamania negocjacji. W moim przypadku tą przepaścią było niepowodzenie transakcji, nad którą pracowałam przez 15 miesięcy. Był to okres niezwykle intensywny, wypełniony nieprzespanymi nocami i dużym stresem. Nie mogłam się pogodzić, że cały wysiłek poszedł na marne, nie doprowadził do zamierzonego rezultatu. Przeżywałam wtedy swego rodzaju żałobę. Powrót do standardowych zadań był trudny, podejmowanie kolejnych wyzwań wydawało się obarczone zbyt dużym ryzykiem kolejnej straty poświęconego czasu i zaangażowania, także emocjonalnego. Moim wnioskiem z tej sytuacji było to, że i do sukcesu, i do porażki trzeba podchodzić z tym samym dystansem.

Jak udało się pani z tego wyrwać?

Kiedy trwałam w takim stanie, przypadkowo poznałam pewną kobietę, podczas lotu byłyśmy sąsiadkami z jednego rzędu. Zaczęłyśmy rozmawiać o pracy. Gdy opowiedziała mi, że zajmuje się coachingiem, stwierdziłam, że skorzystanie z jej wsparcia mogłoby pomóc także mnie. Pracowałam z nią ponad rok. W tym czasie nauczyłam się przyjmowania porażek. Dzięki temu przyszłe niepowodzenia nie oddziaływały już tak mocno na moje samopoczucie. Zdałam sobie sprawę, jak ważne w okresach większego stresu jest zadbanie o swoją kondycję, zdrowie. To właśnie w chwili największego wyczerpania organizmu ciosy z zewnątrz mają na nas największy wpływ.

Niedawno wszyscy składaliśmy sobie życzenia noworoczne. Wielu deklarowało, co zrobi w Nowym Roku. Czy postanowienia noworoczne mają sens? Jeśli warto je podejmować, to… jak w nich wytrwać?

Popieram tę tradycję, choć oczywiście nie trzeba czekać z wprowadzaniem zmian na Nowy Rok. Początek roku jest natomiast pewną cezurą, dlatego uchodzi za czas rozliczeń i podsumowań. To dobra okazja do dokonania samooceny i postanowienia poprawy. Lecz częstotliwość raz do roku byłaby niewystarczająca. Jestem zwolenniczką metody małych kroków. Może początkowo dokonanie takiej weryfikacji wystarczy raz na kwartał. Z czasem będzie odbywało się raz w miesiącu. Wersją idealną byłoby życie w uważności – dostrzeganie w każdym dniu momentów, z których jesteśmy zadowoleni i tych, pokazujących nam, że nad czymś jeszcze powinniśmy popracować.

Chyba nikt nie ma na to czasu…

Warto powoli dążyć do doskonałości. Umiejętność zatrzymania się, spojrzenia na życie i zastanowienia, jak chcemy nim pokierować, jest niewyobrażalnie cenna. Taka refleksja stanowi pierwszy krok do świadomej zmiany. Także do tego, by konsekwentnie utrzymać wybrany kurs. Kiedy ostatnio prowadziłam spotkanie podczas warsztatów Druga Góra, pomagających liderom wytyczyć cel i drogę do niego, podstawowym zadaniem uczestników było odpowiedzenie na pytanie, czego nauczyło ich życie. Rewizja własnych doświadczeń i ich rezultatów jest punktem odniesienia do poszukiwań nowych wyzwań i celów.

Zasada spojrzenia w głąb siebie powinna więc dotyczyć także postanowień noworocznych.

Wiele osób popełnia błąd stawiania przed sobą wysokich oczekiwań, którym nie są w stanie sprostać. Tymczasem zmiany powinny zachodzić stopniowo i być dostosowane do naszych możliwości. Po okresie nieuprawiania sportu zamiast wymagać od siebie chodzenia na siłownię pięć razy w tygodniu, lepiej postanowić sobie, że każdego dnia wykonam co najmniej dziesięciominutowy spacer. Prawdopodobieństwo, że uda mi się taki cel zrealizować, jest większe. Trzymanie się takiego postanowienia zbuduje w nas wiarę we własne możliwości i zaufanie do samych siebie.

Tę samą logikę można odnieść do postanowień biznesowych czy dotyczących kariery.

Łatwiej wykorzystać posiadane zasoby do wprowadzania drobnych lecz systematycznych zmian niż wymuszać na sobie zwiększenie przychodów czy liczby klientów w krótkim czasie. Na początek wystarczy wykorzystanie kilku minut zwyczajnego spotkania z klientem, by zapytać o jego potrzeby, możliwości wsparcia w nowych obszarach. To buduje relacje i naszą pewność siebie. Daje nam także inspirację do tworzenia lepszych usług i produktów czy proponowania nowych rozwiązań w organizacji, w której pracujemy.

Podstawą jest przekonanie, że aby dokonać zmiany, nie trzeba wszystkiego budować na nowo. Jeśli chcemy wprowadzić do życia jakąś aktywność, nie musimy od razu zmieniać organizacji naszego harmonogramu, by znaleźć na to przestrzeń. Wystarczy poszukać luk w codziennym planie i je wykorzystać. Przykładowo, jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy pracuje każdego dnia, ale tylko przez trzy godziny, kiedy wszyscy domownicy śpią. Jest osobą, która lubi wstawać wcześnie i wykorzystuje swoje unikalne cechy do tego, aby krok po kroku wykonywać pracę w sposób zgodny z jego priorytetami.

Jakie są pani tegoroczne postanowienia?

W tym roku moim celem jest poprawienie kondycji biegowej. Zmotywowanie się do realizacji postanowień nie jest jednak łatwe. Ja także się z tym mierzę. O ile widzę, że bieganie sprzyja mojemu zdrowiu i ogólnej sprawności, o tyle nie zmienia to mojego stosunku do biegania jako czynności, którą nie bardzo lubię. Dzięki temu, że nie startuję z punktu zerowego – regularnie biegałam wcześniej i zdecydowałam się na pracę z trenerem, który dodatkowo mnie motywuje – mam jednak poczucie, że spełnienie celu jest możliwe.

A co chce pani usprawnić w sferze zawodowej?

Jestem skoncentrowana nie tyle na osiąganiu wymiernych sukcesów w rodzaju zwiększenia sprzedaży, ile na stawaniu się lepszą, efektywniejszą w pomaganiu innym. Kilka lat temu, po odejściu z korporacyjnego świata, moim marzeniem było wspieranie ludzi biznesu w rozwoju, odnajdywaniu ścieżki zawodowej, którą chcą podążać. Tak jak korzystam ze wsparcia trenera biegowego, który mnie motywuje i nie waha się mną potrząsnąć, gdy moje zaangażowanie w plan treningowy nie jest na sto procent, tak sama chcę być takim trenerem dla innych.

Czym się zajmujecie w Experiential Learning Hub?

Dajemy nową perspektywę. Nie uczymy liderów, jak mają lepiej zarządzać firmą. Sami znają się na tym doskonale. Pokazujemy natomiast, jak wyjść z utartych schematów myślenia, inaczej spojrzeć na własną rolę i możliwości rozwoju. Tworzymy miejsce inspiracji. Zapraszamy na spotkania w kameralnym gronie ludzi sukcesu z różnych środowisk. Pytamy o ich drogę zawodową, o to, w jaki sposób motywują się do działania, jak podchodzą do porażek, co ich pasjonuje. Chętnie dzielą się swoimi historiami bez upiększeń. Pozwala to innym uświadomić sobie, że każdy – nawet najlepszy lider – popełnia błędy, mierzy się z komplikacjami. Nic tak dobrze nie działa na wyobraźnię, jak pokazanie tego na własnym przykładzie przez osobę, która stanowi dla nas autorytet. To pierwszy krok, który pomaga rozbudzić ciekawość, postarać się coś zmienić, spróbować czegoś nowego.

Drugą ścieżką naszego działania jest wspomaganie doradztwem. Często wspieramy osoby stojące w pewnej przestrzeni pomiędzy, które wiedzą, że chciałyby coś zmienić w życiu lub sposobie działania, lecz nie są pewne, co konkretnie. Albo mają określoną wizję, lecz boją się ją realizować, gdyż wymaga to wejścia w sferę im nieznaną. Takie dylematy nie kończą się wraz z dotarciem na szczyt. One towarzyszą nam do końca aktywności zawodowej. Myślę, że trzeba o tym głośno mówić. Z mojego doświadczenia wiem, że warto jednak wejść na drugą górę, zdobyć kolejny szczyt – i o tym rozmawiam z liderami.

Olga Grygier-Siddons

Od niemal czterech dekad w biznesie. Od absolwentki uniwersytetu w Manchesterze (informatyka, księgowość) po członkinię rady strategicznej i prezeskę PwC w Europie Środkowej i Wschodniej.

W podwarszawskim Konstancinie, w ramach Experiential Learning Hub, organizuje warsztaty Druga Góra dla międzynarodowych liderów. To miejsce, w którym spotykają się różne światy: biznes, sztuka, sport, filozofia, NGO.

Po drodze odkryła jogę. Poleca każdemu.