Jestem w o tyle niezręcznej sytuacji, że polityka w Xelion i na tym blogu jest off limits. Nie powinno jej być, ale nie mogę sobie odmówić napisania kilku słów na ten temat, bo niestety może mieć ona wpływ na gospodarkę. Od raz jednak zaznaczam, że będę bez litości usuwał stricte polityczne komentarze. Media skupiają się obecnie wcale nie na emeryturach, gospodarce, inflacji i tym podobnych trywiach (żart). Wszyscy patrzą na politykę, która w naszym kraju zaczyna wyglądać po prostu tragicznie.
Oceniają to podobnie ludzie, którzy stoją politycznie w zupełnie innych miejscach. Słyszałem niedawno Romana Giertycha w „Kropce nad i”, który ostrzegał, że takie natężenie nienawiści i kryminalnych zarzutów pod adresem władz oraz próby ich deligimityzacji mogą w przypadku pogorszenia się sytuacji gospodarczej doprowadzić nawet do wojny domowej. Z drugiej strony Tadeusz Mazowiecki mówił podczas uroczystości z okazji 85. lecia urodzin o „trwającym puczu”, a Aleksander Smolar o „pełzającym puczu”.
Niestety, całkowicie się zgadzam z tymi opiniami i nie uważam tych stwierdzeń i ocen za przesadę. Od dawna twierdziłem, że nasza polityka nie ma dla inwestorów znaczenia, ale teraz nie lekceważyłby tego czynnika. Obawiam się, że jeśli nie zatrzyma się trendu to rzeczywiście pogorszenie sytuacji gospodarczej (a ono nas z pewnością czeka) może doprowadzić do jakiegoś wybuchu.
Partiom może się wydawać, że zaostrzanie języka będzie zwiększało ich poparcie, ale to jest polityka samobójcza. Wystarczy jakiś pretekst, żeby utracić kontrolę nad wydarzeniami. Systematyczne obrzucanie brukowcami wrocławskiej siedziby „Gazety Wyborczej”, czy próba podpalenia siedziby Agory, znieważania operatorów telewizji itp. podobne czyny to może być tylko preludium…W rozważaniach na temat inwestycji należy (niestety) ten czynnik uwzględniać.
Zejdźmy z Polski na giełdy. Na rynkach od mniej więcej połowy marca (Europa) lub początku kwietnia (USA) trwa korekta. W USA hamowana jest przez sezon raportów kwartalnych spółek, chociaż reakcje na te raporty jednoznaczne nie są. Na przykład w piątek 13. kwietnia wyniki Google, JP Morgan Chase i Wells Fargo były nieco lepsze od oczekiwań. Akcje jednak taniały o ponad dwa lub nawet trzy procent. To stawiało pod znakiem zapytania pozytywne działanie sezonu raportów kwartalnych spółek. W poniedziałek jednak już te same akcje drożały, a reakcja na wyniki publikowane we wtorek była euforyczna. Niedługi jednak sezon się skończy i wrócimy do tego, co przeceniało Europę.
Czas rozpoczęcia korekty był jednak nieco (mnie) zaskakujący. Oczekiwałem konsolidacji (a więc braku zwyżki), ale nie spodziewałem się, że tak szybko znowu najważniejsze stanie się to, co dzieje się na europejskim rynku długu. Tam rentowności obligacji hiszpańskich znowu przekroczyły sześć procent i długo nie chciały zawrócić. Mocno wzrosły rentowności obligacji włoskich. Do historycznie wysokiego poziomu wzrosła wycena CDS (ubezpieczenie od bankructwa) na dług hiszpański.
Skąd taka przecena długu? Wydaje mi się, że po prostu gracze (lub jak ktoś woli spekulanci) zechcieli przetestować determinację banków w kupowaniu za pieniądze z LTRO długu krajów PIIGS. Owszem, przydały się preteksty w postaci wyższego od oczekiwań deficytu budżetowego Hiszpanii, ale według mnie prawdziwym powodem był właśnie wspomniany test. Okazało się, że tuż po drugiej aukcji LTRO, w której banki dostały ponad pół biliona euro, rynek długu już broniony nie był, a to dało impuls wyprzedaży na rynkach akcji i długu. Jasne jednak też było, że banki centralne się nie poddadzą. W tygodniu 16 – 20.04 widać było, że jakiś dobry duch czuwa nad rynkiem wtórnym obligacji hiszpańskich. Od wtorku do czwartku od rana rentowności spadały. Nie przypuszczam, żeby kupował ECB, ale mógł kupować jakiś zaprzyjaźniony z ECB bank komercyjny.
W przyszłym tygodniu odbędzie się posiedzenie FOMC. Jest to posiedzenie, podczas którego co kwartał Fed informuje o swoich prognozach dla gospodarki. Decyzję publikuje o 18.30, a o 20.15 odbywa się konferencja prasowa. Gracze będą oczekiwali na zapewnienia o możliwej pomocy dla gospodarki (np. drogą QE3). Przed posiedzeniem to oczekiwanie powinno poprawiać nastroje, a potem wszystko będzie zależało od tego, co powie Ben Bernanke, szef Fed. Będzie też już po pierwszej turze wyborów we Francji, co może trochę wpływać na nastroje (im więcej głosów dla Sarkozy’ego tym lepiej dla giełd i euro).
I co dalej? Sezon raportów kwartalnych spółek w USA niedługo się skończy, więc paliwo do wzrostów też się wyczerpie. Wejdziemy w maj, kiedy często obowiązuje zasada „w maju sprzeda i uciekaj”. Odbędzie się też druga tura wyborów we Francji i wybory parlamentarne w Grecji (6. maja). Od wyników tych wydarzeń politycznych bardzo dużo zależy. Z pewnością wygrana Nicolasa Sarkozy’ego byłaby dla byków lepsza, ale i wygrana François Hollande nie musi być dla nich zła. Nie przeceniałbym wpływu jego retoryki na konkretne działania.
Przestrzegam jednak przed lekceważeniem wyborów w Grecji. Tam na razie sondaże sygnalizują, że nie da się utworzyć rządu większościowego. Może też dojść do utworzenie rządu socjalistyczno – komunistycznego. Nie można wykluczyć, że taki rząd zażądałbym renegocjacji porozumień z „trojką”. Zaczęłaby się znowu kołomyja z nieprzyznawaniem transz pomocy, obawami o wyjście ze strefy euro itp. Owszem, greckie zadłużenie nie ma żadnego znaczenia dla strefy euro, to prawda. Jednak pokazanie na przykładzie greckim jak działa demokracja i do czego może doprowadzić natychmiast uruchomiłoby efekt domina. Rentowności Hiszpanii i Włoch uderzyłyby w niebiosa.
Prawdę mówiąc ja bym się z tego cieszył. Dlaczego? Otóż dlatego, że kolejny atak kryzysu zmusiłby ECB do zaniechania stosowania protezy, jaką jest według mnie LTRO. Bank musiałby zrobić to, o czym piszę od jesieni zeszłego roku, że zrobić powinien. Powinien poinformować (znajdzie jakieś prawne wyjście z układowego zakazu), że będzie skupował bez ograniczeń obligacje (drukował euro). Jak zawsze twierdziłem taka deklaracja spuściłaby parę z rynku długu, a ECB nie wydrukowałby zapewne ani jednego euro. Kto by chciał walczyć z drukarkami?
Tak więc, jeśli sytuacja w maju rozstrzygnie się niekorzystnie dla byków to uważam, że będzie to okazja do kupna akcji. Banki centralne mają jeszcze dużo amunicji. A to, że docelowo wpędzą nas w dużą inflację? No cóż, jakoś oddłużyć się trzeba… Poza tym to zobaczymy za parę lat, a to dla rynków jest wieczność.
Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/
