"To kluczowe dni i godziny w Waszyngtonie. Scholz najwyraźniej chciał pomóc obudzić Amerykanów" - napisał portal tygodnika "Spiegel".
Prezydent USA Joe Biden może być wdzięczny za wyraźne wsparcie Niemiec. Od dawna walczy o nową pomoc dla Kijowa i jest wyraźnie zły z powodu blokady Kongresu. "W rozmowie z Scholzem w Białym Domu Biden nazwał postawę Republikanów +nie do zniesienia+" - zauważył "Spiegel".
Portal zwraca także uwagę, że "pokerowa rozgrywka o Ukrainę w Kongresie może rozstrzygnąć się już w przyszłym tygodniu. (...) Nie wiadomo jeszcze, czy słowa kanclerza odniosą jakikolwiek skutek". Ale "im większa presja wywierana na Kongres i upartych Republikanów ze wszystkich stron, tym lepiej. Scholz zrobił, co do niego należało".
Scholz wie, że "jego głos ma niewielkie znaczenie w wewnętrznej walce o władzę w USA, która już toczy się na dziesięć miesięcy przed wyborami, ale chce wnieść swój wkład" - napisał w sobotę portal dziennika "Frankfurter Allgemeiene Zeitung" (FAZ). "Łatwo jest mu również powoływać się na bliskie stosunki Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ widzi w Bidenie pokrewną duszę".
Wydaje się to dziwne, "ponieważ obaj mężczyźni są w rzeczywistości zasadniczo różnymi typami. Biden jest emocjonalny, (...), dużo mówi o swojej rodzinie, jest wierzącym katolikiem (...)" - pisze FAZ. Scholz "jest zimnym hanzeatykiem, bezdzietnym i bezwyznaniowym, rzadko mówi o sprawach prywatnych".
"Ale o Bidenie mówi z wielkim szacunkiem i chwali go przy każdej okazji" - podkreślił FAZ, zauważając także, że "doświadczony prezydent i on (Scholz) zgadzają się w swoich analizach sytuacji na świecie".
Co pozostało po tej błyskawicznej wizycie w Waszyngtonie? "Przynajmniej kanclerz, który wrócił do Niemiec nieco bardziej uspokojony, ponieważ wie, że prezydent USA jest po jego stronie we wszystkich ważnych kwestiach" - napisał portal stacji ARD.