Mistrzowie chcą utrzymania ulg

Karolina Guzińska
opublikowano: 2000-06-30 00:00

Mistrzowie chcą utrzymania ulg

Dyskusja nad reformą oświaty zawodowej

WSPÓŁPRACA: Walka o ochronę rynków pracy spowodowała, że od kilku lat polscy rzemieślnicy napotykają trudności w podejmowaniu pracy w krajach unijnych. Podpisaliśmy jednak porozumienie z izbami rzemieślniczymi z Niemiec w sprawie dążenia do wzajemnego uznawania dyplomów mistrzowskich. Wiąże się to z koniecznością unifikacji egzaminów — opowiada Bogusław Wójcik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego. fot. ARC Studio

Środowisko rzemieślnicze przekazało MEN dokument prezentujący oficjalne stanowisko w sprawie projektu reformy oświaty w zakresie kształcenia zawodowego. Emocje pracodawców budzą zwłaszcza tendencje do obciążenia mistrzów kosztami wykształcenia ucznia. MEN nie ukrywa, że wypracowanie consensusu będzie trudne.

Zdaniem reprezentantów środowiska, biorących udział w obradach Sejmiku Oświaty Rzemieślniczej, rozwojowi szkolnictwa zawodowego w naszym kraju nie sprzyja nadmierny liberalizm gospodarczy sprawiający, że aby prowadzić działalność gospodarczą nie trzeba wykazać się kwalifikacjami. Jednak w dobie restrukturyzacji przemysłu i konieczności tworzenia nowych miejsc pracy, ten argument nie znajduje powszechnego zrozumienia. Wymóg kwalifikacji mógłby być barierą stawianą nowym inicjatywom gospodarczym.

— Zaproponowaliśmy rozwiązanie zakładające pięcioletnią dyspensę. Byłby to czas na uzupełnienie kwalifikacji. Obserwujemy, że odkąd nie ma wymogu ich posiadania, spadło zainteresowanie oświatą zawodową, także na poziomie inżynierów i techników — argumentuje Bogusław Wójcik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego.

Co budzi obiekcje

W kwietniu Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło założenia reformy systemu edukacji, zachęcając pracodawców do dyskusji nad tym projektem. Na apel MEN aktywnie odpowiedziało środowisko rzemieślnicze.

— Pewne założenia reformy szkolnictwa zawodowego budzą nasz niepokój. Dlatego chcemy, jako partner społeczny, mieć głos w kwestii rozwiązań prawnych — postuluje Bogusław Wójcik.

Kontrowersje budzi plan skrócenia nauki w szkole zawodowej z trzech lat do dwóch. Zdaniem pracodawców, w efekcie przyniesie to znacznie gorsze niż dotychczas przygotowanie absolwenta do pracy. Mistrzowie kształcący uczniów obawiają się również obciążenia ich kosztami nauki zawodu młodocianych i odebrania im ulg z tego tytułu. Obecnie mają oni prawo do otrzymania rekompensaty nakładów poniesionych na wyszkolenie ucznia, przyznawanych w trakcie jego nauki oraz po zakończeniu okresu szkolenia i złożeniu przez ucznia egzaminu czeladniczego (około 8 tys. zł za trzyletni cykl szkoleń).

— Nakłady na kształcenie praktyczne są wysokie i mają tendencję wzrostową. Nauka odbywa się z zagrożeniem wyposażenia zakładów posiadających nowoczesne maszyny i urządzenia wykorzystywane w celach edukacyjnych. Ryzyko strat powoduje, że nie dla wszystkich pracodawców podejmowanie zadań edukacyjnych jest interesujące — uważa Maciej Prószyński, dyrektor zespołu oświaty zawodowej i promocji gospodarczej w Związku Rzemiosła Polskiego.

Nie burzyć starego

Środowisko pracodawców domaga się również zachowania prawa organizacji rzemieślniczych do nadawania tytułów czeladnika i mistrza. Koncepcja MEN dotycząca finalizowania kształcenia zawodowego odbiega od dotychczasowej praktyki. Zakłada ona, że świadectwo szkolne i potwierdzenie kwalifikacji to dwa odrębne dokumenty.

— Wprowadziło to obawy w środowisku rzemieślniczym, czy absolwenci nauki zawodu w rzemiośle zrealizują swoje zobowiązania umowne i przystąpią do egzaminu czeladniczego. Umowa o pracę z młodocianym, zawierana w celu przygotowania zawodowego, jest ściśle powiązana z systemem podatkowym. Uzyskanie świadectwa czeladniczego przez ucznia daje mistrzowi — pracodawcy prawo do ubiegania się o bonifikatę podatkową. Uzyskanie tego świadectwo ma także wielkie znaczenie dla usytuowania absolwenta na rynku pracy — przekonuje Maciej Prószyński.

Będzie trudno

Inne postulaty rzemieślników dotyczą m.in. sklasyfikowania zawodów (projekt nie przewiduje jednoznacznie, jakie zawody będą nauczane w szkołach zawodowych, a co za tym idzie i w zakładach pracy) oraz zdefiniowanie statusu prawnego młodocianego pracownika.

Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ukrywa, że rozmowy zmierzające do wypracowania consensusu będą trudne, zwłaszcza w świetle dostosowywania polskiego prawa do wymogów unijnych (np. w UE kwalifikacje uznawane są na podstawie doświadczenia zawodowego).

— W Unii Europejskiej obowiązują dyrektywy zakazujące wyzysku młodocianych. Oznacza to m.in., że otrzymują oni minimum 30 proc. wynagrodzenia dorosłego pracownika. Młodociani pracownicy w Polsce musieliby więc dostawać, według obecnych stawek, nie 70 zł, a 210 zł. Oznaczałoby to wyasygnowanie z Funduszu Pracy trzykrotnie większych środków. Dlatego konieczne jest podzielenie się kosztami z pracodawcą — argumentuje Ryszard Szubański, wicedyrektor Departamentu Kształcenia i Wychowania MEN.

Zapewnia on, że ministerstwo szuka rozwiązań korzystnych dla wszystkich zainteresowanych stron, jednak w wielu wypadkach, aby je wprowadzić, trzeba by zmienić przepisy o randze ustawy, np. kodeks pracy.

Karolina Guzińska