Na początku tego tygodnia portale internetowe obiegła informacja, że giełdowy mPay ma nowego inwestora — Dzikiego Trenera, czyli kontrowersyjnego youtubera z wielomilionowym zasięgiem, który subiektywnie i nie przebierając w słowach komentuje bieżące wydarzenia polityczno-gospodarcze. Jego niewyparzony język budzi skrajne emocje — od zachwytu po hejt. Na braku obojętności wobec niego chce skorzystać właściciel aplikacji mobilnej z ambicją na stanie się superappem, która kończy z grzecznym wizerunkiem. mPay chce zdobywać rynek w rebelianckim stylu, a pomoże mu w tym wytatuowany bad boy z siłowni.
Szczerość
Dziki Trener będzie flagowym wizerunkiem marki, o czym rynek ma się przekonać od nowego roku. Początek jego relacji z giełdową spółką jest jednak bardziej przyziemny. Otóż grupa LEW, główny udziałowiec mPaya, pilnie potrzebowała dokapitalizowania po oddaleniu przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF) jej wniosku o przejęcie od Banku Polskiej Spółdzielczości domu maklerskiego — jest on potrzebny mPayowi do stworzenia oferty inwestycyjnej. Wieść o planowanej transakcji obiegła media w lutym tego roku, windując notowania mPaya na rekordowy poziom. Żeby odwołać się od decyzji nadzoru z początku listopada, firma potrzebowała zastrzyku gotówki, którą dostarczyła spółka o nazwie Dziki Trener. Formalnie odkupiła od szefa mPaya 1,5 mln akcji. Po jakiej cenie — nie wiadomo.
— Kwota była potrzebna do dokapitalizowania grupy [chodzi o grupę LEW — red.] przed złożeniem odwołania do KNF. Dzięki Michałowi Bodziochowi, który ma ogromny zasięg w internecie, oraz marce osobistej Dziki Trener możemy ruszyć z promocją aplikacji i dotrzeć do nowych użytkowników. Tak jak on chcemy mieć fanów, dlatego zmieniamy wizerunek na niegrzeczny, bo grzeczny już mieliśmy — mówi Andrzej Basiak, prezes mPaya.
Po drodze sprawy się jednak skomplikowały — właściciel domu maklerskiego odstąpił od umowy sprzedaży. Prawnicy mPaya badają, czy jest ono skuteczne, z nadzieją, że jednak nie. W razie czego poszukają innej okazji do zakupu lub partnera, który „użyczy” licencji maklerskiej.

— Chcemy być na podium jako superaplikacja i pracujemy nad paletą usług dostosowaną do nowoczesnego odbiorcy. Obecnie umożliwiamy m.in. zakup ubezpieczeń, biletów parkingowych, komunikacyjnych, a od grudnia tego roku także autostradowych. Chcemy wzbogacić aplikację o produkty inwestycyjne oraz kryptowaluty. Być wygodniejszą alternatywą dla bankowości mobilnej — prezentuje kierunek rozwoju prezes mPaya.
Ryzyko
Dziki Trener, który w rozmowie z „PB” przekonuje, że do tej pory nie miał doświadczeń w zakresie komercyjnej współpracy jako influencer czy inwestor giełdowy, tanio skóry nie sprzedał. Współpraca obu firm dotyczy promowania mPaya w profilach społecznościowych Dzikiego Trenera, a jeśli youtuberowi w 2022 r. uda się pozyskać 100 tys. użytkowników aplikacji i sprzedać im 10 tys. ubezpieczeń, będzie mógł odkupić od zarządu mPaya 750 tys. akcji po 15 gr, czyli po tyle, po ile obejmowali je menedżerowie w ubiegłym roku.
— Przy takim zasięgu każdego dnia otrzymujemy wiele propozycji współpracy od firm z różnych branż, m.in. producentów odzieży i sprzętu sportowego, dystrybutorów samochodów. Trenujemy.pl to jedyny komercyjny projekt, który stworzył i firmuje Dziki Trener — mówią Michał Bodzioch oraz jego menedżer Marek Gardias.
Zachwalają średni zasięg postów z udziałem Dzikiego Trenera, który wynosi 8-9 mln. Rekordowa liczba odsłon przekroczyła 15 mln i dotyczyła wideokomentarza na temat strajków kobiet.
— Komentuję tematy, które mnie nurtują. Nie stoi za mną sztab ludzi, jestem autentyczny w tym, co robię. Zawsze chciałem być ceniony za to, co myślę, a nie za to, co pokazuję. Jestem tak samo krytyczny wobec prawej, jak lewej strony sceny politycznej, a styl, w jakim to robię, nie wszystkim musi się podobać. Zdaję sobie sprawę, że rynek może różnie ocenić moje zaangażowanie w mPaya. To pierwsza inwestycja Dzikiego Trenera w spółkę giełdową. Nie wykluczam kolejnych — mówi Michał Bodzioch.

Ogniwo
Deal Dzikiego Trenera i mPaya to zasługa Tomasza Piwońskiego, zarządzającego funduszem Solution One — ostatnio było głośno o nim za sprawą projektu Dark Pool One, który opisaliśmy na łamach „PB” w artykule zatytułowanym „Polacy budują kryptogiełdę, jakiej jeszcze nie było”. Od 20 lat przyjaźni się z Markiem Gardiasem, menedżerem youtubera. Ponadto poprzez fundusz zainwestował w mPaya oraz platformę trenujemy.pl, gdzie można kupić plan żywieniowy i treningowy. Od kilku lat współtworzy ją i z sukcesem rozwija Michał Bodzioch, który od 10 lat zawodowo zajmuje się trenerstwem, a w mediach społecznościowych śledzi go około 3 mln osób.
W ostatnim czasie Tomasz Piwoński połączył również mPaya z Rafałem Zaorskim, celebrytą polskiej sceny spekulacyjnej (również kupuje akcje notowanego na NewConnect mPaya, o czym informuje w mediach społecznościowych). Pomoże on giełdowej spółce zbudować portfel kryptowalutowy i rozwinąć gałąź biznesu opartą na coinach. Obecnie wspólnicy są na etapie analizy regulacji dotyczących kryptoaktywów, a projekt planują zrealizować w przyszłym roku. Jego wykonawcą będzie spółka technologiczna Dark Pool One, na której czele stoi Tomasz Piwoński.
Relacje z buntowniczymi influencerami na razie służą mPayowi — kurs spółki szczytuje.
Spółki z obszaru płatności, zwłaszcza gdy funkcjonują na rynku regulowanym, starają się być zachowawcze i neutralne komunikacyjnie, ponieważ wszelkie skrajności mogą doprowadzić do perturbacji biznesowych. Przy współpracy z wieloma instytucjami jedna niefortunna wypowiedź może doprowadzić do wypowiedzenia umowy i spadku przychodów, nie wspominając już o wartości kursu. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy autor może pochwalić się znaczącym zasięgiem, a konkurencja nie próżnuje. Kooperacja z influencerem o kontrowersyjnych poglądach jest dość ryzykownym podejściem, bo wielu użytkowników może zrezygnować z produktu tylko dlatego, że nie utożsamia się z osobą, która goe promuje. Warto jednak zwrócić uwagę także na odwrotny mechanizm — pogłębia to relacje z userami, którzy identyfikują się z określonymi przekonaniami. To z kolei przekłada się na zwiększony wskaźnik LTV aplikacji i mniejszy churn rate [wskaźnik rezygnacji — red.], więc może paradoksalnie doprowadzić do wzrostu rentowności. Wszystko zależy od tego, jak zostanie zaprojektowana strategia komunikacyjna spółki i jak znaczący będzie w niej udział celebryty.