Mus z mrówek

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2004-02-27 00:00

Jeszcze 25 lat temu o australijskich winach w Europie nikt nie słyszał, a tubylcy delektowali się głównie lokalnie produkowanym, wzmocnionym trunkiem typu porto.

Teraz nikt nie kwestionuje, że niekoronowanym królem czerwonych australijskich win jest Syrah czy — jak go lokalnie zwą na antypodach — Shiraz. Wiele wskazuje na to, że przywędrował tam z Francji — z doliny Rodanu (Hermitage), ojczyzny tej winorośli. Ale latami wielu z uporem maniaka głosiło, że ojczyzną Shiraza są okolice perskiego miasta Shiraz: powoływali się na starą legendę o tym, jak to król Jamshid, motywowany chęcią objadania się winogronami przez okrągły rok, zmagazynował je w piwnicznych czeluściach. W końcu grona sfermentowały. To, że ich natychmiast nie wyrzucono, zawdzięczamy ponoć jego nałożnicy. Zaniedbywana ruszyła w złowrogie piwnice, by dokonać niespełnionego żywota, objadając się mnóstwem sfermentowanych winogron. Ale — po pewnym czasie — wyłoniła się z lochów tanecznym krokiem, śpiewając frywolne pieśni. Kumaty król szybko ustalił przyczynę zmiany nastroju...

Nieprzyjaźni Francuzom znawcy win dobudowali drugą odnogę legendy, tłumaczącą sposób, w jaki z terytorium obecnego Iranu radosna latorośl przywędrowała do doliny Rodanu. Przyczynić miał się do tego krzyżowiec, waleczny rycerz Gaspard de Sterimberg. To, że Gaspard z wyprawy coś ze sobą przytargał, trudno podważyć, ale czy był to akurat Shiraz? Ostatnie badania DNA pokrzyżowały legendy o krzyżowcowych peregrynacjach winorośli. Shiraz okazał się francuski, a z perskimi odszczepieńcami nie miał nigdy w historii żadnej okoliczności.

Na antypody

Trudniej ustalić, skąd ten szlachetny szczep winny dojechał do Australii. Prawdopodobnie — wraz z emigrantami w latach trzydziestych XIX wieku — „z postojem” w Południowej Afryce. W Australii upodobał sobie zwłaszcza dolinę Barossa (nie tylko on jeden). Zawitały tam również rzesze Ślązaków. Wielu uważa, że to właśnie oni przywieźli ze sobą szczepy Rieslinga, którym Barossa teraz tak bardzo się chlubi.

Początki upraw winorośli w Australii nie były usłane różami, a i motywacja ich wytwarzania była nieco inna od współczesnej. Angielski emigrant — młody lekarz dr Christopher Rawson Penfolds — obsadził szczepami winnymi działkę Grange (znaczy: stodoła), bo wierzył w lecznicze walory czerwonych win.

Wybryk Schuberta

Australia ograniczyłaby się do produkcji (znakomitych zresztą) wzmocnionych win typu porto czy sherry, gdyby nie europejskie staże Maxa Schuberta — szefa produkcji winnego domu Penfoldsa. Wysłany w 1950 roku do Hiszpanii, w celu podpatrzenia technik wytwarzania sherry, zahaczył o Bordeaux. I tu uświadomił sobie dobitnie, że wytwarzane tradycyjnymi francuskimi technikami wina, latami leżakowane, mogą pięknie się starzeć, nabierając niepowtarzalnych aromatów i smaków. Chyba właśnie we Francji zakiełkowała mu idea, by zmodyfikować technologie wytwarzania australijskich win. Australijskie opracowania naukowe wspominają pionierskie wysiłki Schuberta i eksponują jego winny geniusz: wiedza i intuicja zaowocowała rewolucyjnym zmodyfikowaniem (na bordoską modłę) sposobu wytwarzania australijskich win.

Schubert pierwszy użył w Australii beczki z amerykańskiego — a nie francuskiego — dębu, wybrał Shiraza, a nie mieszanki innych winnych szczepów rosnących w Bordeaux, zastosował schładzanie w etapie fermentacji. Złośliwcy twierdzą, że amerykański dąb wybrał dlatego, że był tańszy, a użycie Shiraza — miast znanej bordoskiej mieszanki — też nie wynikało z głębszych przemyśleń. Bordoskie odmiany winogron były w Australii w owym czasie na przemysłową skalę po prostu nieosiągalne, a Shiraz był wszędzie. We wspomnieniach tę interpretację Schubert uczciwie potwierdził. Shiraza było podówczas tak wiele, że plantatorzy uciekali się do różnych sposobów, by go upłynnić. Pomyśleć, że latami używano tych winogron masowo do nadziewania popularnych w Australii mufinek...

Błąd zarządu

Pierwsza partia wytworzonego przez Schuberta z Shiraza Grange Hermitage (bo tak go wówczas nazwano) pojawiła się w piwnicach firmy Penfolds w 1951 roku. Wkrótce dotarły tam następne roczniki: 1952, 53, 54, 55 i 56.

Nawykły do konsumpcji winek do natychmiastowego spożycia zarząd coraz nieufniej obserwował magazynowanie wielkiej liczby butelek o nie znanej zawartości. Prezes „otrąbił” degustację. Dyrekcja firmy wraz z gronem „ekspertów” po długich deliberacjach ogłosiła wyrok: Grange Hermitage nie nadaje się do picia, a wypuszczenie wina na rynek zniszczy wypromowaną markę! Cytowano opinie „koneserów”, że wino smakiem przypomina sok ze zmiksowanych owoców z domieszką musu z mrówek.

Schubert był w szoku! Wiedział, że młode, przeznaczone przecież do leżakowania, wino uderzy degustatora nieprzyjemnym brakiem harmonii. Wkrótce dostał polecenie na piśmie, by zaprzestać produkcji winnego niewypału. Produkcję Grange Hermitage wstrzymano; w zarządzie głowiono się godzinami, jak pozbyć się zgromadzonego w piwnicach paskudztwa.

Ale w głębokiej tajemnicy — przy braku pieniędzy i wbrew zakazowi — Schubert nadal eksperymentował i z każdego rocznika produkował ograniczone ilości Grange Hermitage. Dziś to bardzo przez koneserów poszukiwane legendarne roczniki konspiracyjne.

Zmiana zdania

Bezczelnie wylegujące się w piwnicach „świństwo” z biegiem lat zaczęło osiągać dojrzałość. Kto pokosztował — wyrokował, że wino jest więcej niż znakomite. Te opinie dotarły w końcu do zarządu przedsiębiorstwa. Zarządzono ponowną degustację. I tym razem decyzja była jednoznaczna: natychmiast wznowić produkcję, a nagromadzone zapasy chronić!

Gdy w 1962 r. pierwszy raz zaprezentowano na wystawie w Sydney Grange Hermitage (rocznik 1955), wino to dostało złoty medal. Podobnie jak później wielokrotnie na całym świecie...

Australijczykom dobrze zrobiło i to, że od 1989 roku Francuzi zmusili ich do rezygnacji na etykietach z podszywania się pod nazwy znanych francuskich okręgów winnych. Wina z antypodów — z własnymi nazwami — z impetem wkroczyły na wszystkie kontynenty. Tylko od 1990 do 2001 roku wartość eksportu win australijskich wzrosła z 121 mln do 1,7 mld dol.! Niedawno ilość win importowanych z Australii do Wielkiej Brytanii przewyższyła przywóz z Francji! Nazwa Hermitage na zawsze zniknęła z australijskich etykiet: Australijczycy nabrali przekonania, że to właśnie ich wina są najlepsze!