W ostatnich dniach dwóch znanych Amerykanów publicznie ostrzegło przed kryzysem gospodarczym. Elon Musk, założyciel i prezes Tesli, oraz Jamie Dimon, prezes banku JP Morgan, wyrazili przekonanie, że gospodarkę czeka recesja lub tornado. Czy to ich ekscentryczne charaktery? Nie do końca. Obawy przed recesją widać też w prognozach makroekonomicznych. Punktowe prognozy są wciąż solidne, ale rozkład prawdopodobieństwa przesuwa się wyraźnie w stronę spadku PKB.
Elon Musk powiedział, że ma bardzo złe przeczucia odnośnie gospodarki, a jego firma powinna zredukować nawet do 10 proc. załogi. Jamie Dimon stwierdził, że gospodarkę czeka tornado związane z rosnącymi cenami energii i zacieśnianiem polityki pieniężnej przez banki centralne. To są najgłośniejsze ostrzeżenia, ale nie jedyne. Serwis „The Daily Shot” pokazujący ciekawe dane makroekonomiczne obliczył, że w maju liczba artykułów w agencji Bloomberg zawierających słowo „wstrzymanie zatrudnienia” była najwyższa od końca lata 2020 r.
Na razie te obawy nie są widoczne w prognozach makroekonomicznych publikowanych przez instytucje finansowe czy agencje informacyjne. Z prognozami jest jednak tak, że w bazowych scenariuszach rzadko zakładają recesję, dopóki ona faktycznie nie wystąpi. Tymczasem o przyszłości musimy myśleć w kategoriach rozkładu ryzyka i różnych scenariuszy, a nie jednej prognozy punktowej. Gdy spojrzy się na prognozy w ten sposób, widać rosnące ryzyko recesji.
Bank Rezerwy Federalnej w Filadelfii pyta regularnie ekonomistów nie tylko o prognozę wskaźników makroekonomicznych, ale też prawdopodobieństwo różnych scenariuszy. W ostatniej majowej ankiecie przeciętne prawdopodobieństwo spadku PKB w kolejnym roku (czyli 2023) zostało ocenione na 12 proc. To bardzo dużo. Dla porównania: w maju 2009 r., czyli już po upadku banku Bear Stearns, gdy pojawiło się wiele sygnałów kryzysu finansowego, analogiczne prawdopodobieństwo było oceniane na niecałe 4 proc. Obawy przed recesją są więc bardzo wysokie. Ekonomiści zwykle nie doceniają prawdopodobieństwa recesji, więc 12 proc. to naprawdę dużo.

Słowa Muska i Dimona odzwierciedlają zatem powszechne przekonanie, że ryzyko spadku aktywności gospodarczej jest wysokie.
Co się takiego stało w maju, że nagle Amerykanie zaczęli się bać recesji? Nie była to raczej sytuacja na rynkach finansowych, bo w maju ceny akcji zachowywały się wyraźnie lepiej niż w kwietniu. Nie były to raczej bieżące dane makroekonomiczne, bo wciąż są całkiem niezłe – produkcja i sprzedaż detaliczna w USA rosną, wskaźniki koniunktury są na wysokim poziomie, nawet jeżeli trochę się obniżyły w porównaniu z zeszłym rokiem.
Kluczowe znaczenie mogła odegrać determinacja przedstawicieli banku centralnego do zbijania inflacji nawet za cenę wzrostu gospodarczego. Jerome Powell, przewodniczący Fed, powiedział w jednym z wywiadów, że utrzymanie wzrostu gospodarczego i niskiego bezrobocia w czasie walki z inflacją może stanowić wyzwanie. To było jakby przyznanie, że Fed jest gotowy zrobić wszystko, by zbić dynamikę cen i może nie być w stanie kontrolować wszystkich skutków ubocznych.
Nie wszyscy są jednak przekonani, że recesja rzeczywiście stoi tuż za rogiem. Ekonomista Justin Wolfers napisał na Twitterze: „Nie pamiętam, bym widział większy rozdźwięk między komentarzami mediów na temat gospodarki (co drugi artykuł wydaje się dotyczyć ryzyka recesji) a rzeczywistością gospodarczą”, przypominając, że wzrost zatrudnienia wciąż pozostaje bardzo wysoki. I tego się trzymajmy. Szukając pozytywów można powiedzieć, że ryzyko recesji jest wysokie, ale wciąż nie przekracza 50 proc., nawet przyjmując, że ekonomiści w ankietach znacząco nie doceniają zagrożeń.