Na Białorusi robi się groźnie

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2021-09-09 20:00

Wszystko jest w porządku – przekonują polscy przedsiębiorcy działający na Białorusi. Coraz częściej jednak napływają stamtąd niepokojące sygnały i trudno je lekceważyć.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak białoruskie urzędu traktują zagranicznych inwestorów,
  • co zmieniło się funkcjonowaniu białoruskich fabryki należących do polskich firm,
  • jakie jest obecnie zainteresowanie ubezpieczeniem inwestycji na Białorusi i
  • co mogą oznaczać krążące w internecie „czarne listy” zagranicznych firm.

Narastające od tygodni polityczne napięcie pomiędzy Polską a Białorusią nie przekłada się na razie na biznes. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele polskich firm, która działają za naszą wschodnia granicą.

Świetnie współpracuje się z urzędami i...

- Przedsiębiorcy z Polski bywają bardzo pozytywnie zaskoczeni podejściem białoruskich urzędników do naszych firm. Są bardzo przyjaźnie nastawieni i sprawni. Tak było kilkanaście lat temu i tak jest również teraz, niezależnie od politycznych wojenek – przekonuje Łukasz Mazur, założyciel i członek zarządu firmy konsultingowej ECDP Group.

Aleksander Łukaszenka ostrzega
Aleksander Łukaszenka ostrzega
Białoruski prezydent zwykle ostro reaguje i już zupełnie otwarcie zapowiada, że będzie się mścić na zagranicznych firmach - mówi niezależny ekspert ekonomiczny Lev Lvovskiy.
fot. Evgeny Maloletka/Bloomberg

Podaje przykład: kilka tygodni temu zakładał dla swojego klienta spółkę z o.o. na Białorusi i wszystkie urzędowe procedury łącznie z uruchomieniem bankowego konta udało się przeprowadzić w ciągu jednego dnia roboczego. Informuje też, jego firma w ciągu ostatnich 12 miesięcy obsłużyła kilkadziesiąt polskich firm, które działają lub wybierają się na białoruski rynek.

...wszystko działa tak, jak dawniej...

- Na szczęście wydarzenia polityczne nie mają większego wpływu na naszą działalność na Białorusi. Dotychczas nie wyszły żadne nowe regulacje prawnych, które utrudniałyby prowadzenie biznesu, nie obserwujemy też żadnych wzmożonych kontroli urzędniczych. Różnego rodzaju kryzysy co jakiś czas zdarzają się na Białorusi i społeczeństwo jest do nich przyzwyczajone – mówi Anna Danek, dyrektor ds. eksportu w firmie CDRL.

Jej zdaniem jedyny problem to wzrost cen towarów z importu, który wynika z osłabienia białoruskiej waluty.

Firma CDRL, do której należy marka Coccodrillo, od dwóch lat jest właścicielem 75 proc. największej na Białorusi sieci sklepów z odzieżą dla dzieci Buslik. Liczy ona obecnie 43 placówki i prowadzi sklep internetowy. Sieć funkcjonuje jednak już od połowy poprzedniej dekady i jest postrzegana przez klientów jako rodzima marka.

Przedstawiciele grupy Atlas zapewniają, że jej białoruski zakład produkcyjny działa normalnie i bez zakłóceń. To samo mówi Piotr Mikrut, prezes Śnieżki, choć w jego słowach pobrzmiewa niepewność.

...tylko w społeczeństwie rośnie pesymizm...

- Na Białorusi wyczuwa się, że nastroje społeczne nie są optymistyczne. To zjawisko postępuje. Obecnie jednak w żaden sposób nie przekłada się to na funkcjonowanie naszych zakładów produkcyjnych i naszą działalność handlową w tym kraju – twierdzi Piotr Mikrut.

Unibep mocno działał przed laty na białoruskim rynku. Zbudował tam m.in. reprezentacyjny hotel w Mińsku, stołeczny kompleks medyczno-sportowy, centrum logistyczne w Bołbasowie oraz dużą galerię handlową w Grodnie, czym wyrobił sobie dobrą markę.

- Obecnie sytuacja na Białorusi mocno ogranicza naszą działalność na tym rynku – mówi jednak Leszek Gołąbiecki, prezes Unibepu.

Jego firma znacznie więcej uwagi poświęca teraz rynkowi ukraińskiemu, gdzie prowadzi zaawansowane rozmowy na temat kolejnych projektów budowlanych.

- Podstawową dla nas kwestią jest bezpieczeństwo finansowe prowadzonych inwestycji – wyjaśnia odwrót z Białorusi Leszek Gołąbiecki.

...i zainteresowania inwestorów nie ma...

Podobne podejście prezentuje coraz więcej rodzimych firm. Potwierdzają to słowa Janusza Władyczaka, prezes KUKE, która ubezpiecza transgraniczne transakcje.

- Polskie firmy już od miesięcy nie przychodzą do nas z projektami inwestycyjnymi, które wymagają większego zaangażowania finansowego i dłuższego horyzontu czasowego. Po prostu niepewność i nieprzewidywalność rynku białoruskiego znacznie wzrosła – mówi menedżer.

Zaznacza, że projekty, które zrealizowano ze wsparciem KUKE w poprzednich latach, funkcjonują bez większych komplikacji.

- Nad rynkiem białoruskim oprócz ryzyka politycznego wisi też ryzyko kursowe – przypomina Janusz Władyczak.

...bo w sieci krążą „czarne listy”...

Jak się okazuje, są też inne rodzaje ryzyka. Od kilku tygodni w działających na Białorusi mediach społecznościowych pojawiają się niepokojące informacje o odpowiedzi tamtejszej administracji na sankcje. Wynika z nich, że powstała lista zagranicznych, a dokładniej litewskich, łotewskich i polskich firm, z którymi należy w najbliższej przyszłości zakończyć wymianę handlową. Jest na niej już około 50 podmiotów. Naliczyliśmy kilkanaście firm z polskim kapitałem lub wywodzących się z Polski. Jest to m.in. kilku producentów mebli, w tym jedna z największe polskich firmy z tej branży, kilku wytwórców chemii budowlanej, przedsiębiorstwo specjalizujące się w systemach instalacyjnych, firma z branży metalowej, spożywczej, producent narzędzi i sprzętów remontowych i znana spółka produkująca wyroby gumowe.

- Informacje o takiej „czarnej liście” pojawiają się w białoruskim internecie już od kilku tygodni. Gdyby faktycznie chodziło o firmy, które mają być objęte jakimiś sankcjami, to lista zostałby pewnie już ogłoszona oficjalnie – twierdzi Andrzej Szurek, prowadzący kanał ZEWschodu.

...a Białorusini masowo wyjeżdżają

Zdaniem Andrzeja Szurka chodzić może raczej o to, że władze analizują sytuację i próbują się zorientować, ile firm, np. z polskim kapitałem lub rodowodem, działa w kraju, jakie są ich powiązania i znaczenie dla rynku. Problem dostrzega natomiast w emigracji.

- Nie chodzi tylko o emigrację polityczną, ale także zarobkową. Wykształceni Białorusini, mieszkańcy Mińska i innych większych miast po zeszłorocznych, sfałszowanych wyborach i terrorze, jaki po nich wprowadzono, utwierdzili się w przekonaniu, że w kraju nie mają szans na rozwój, lepsze zarobki czy poprawę sytuacji życiowej. W efekcie w ciągu ostatniego roku wyjechało aż 15 proc. informatyków. Jeszcze dwa lat temu Białoruś miała 9,5 mln mieszkańców, nie zdziwiłbym się wcale, gdyby dziś było ich o milion mniej – mówi Andrzej Szurek.

Taki ubytek to także zmniejszenie grona potencjalnych klientów polskich firm działających na Białorusi lub z nią handlujących. Obok spadającej siły nabywczej Białorusinów to kolejny czynnik, który zmniejsza atrakcyjność biznesową tego kraju.

Trzy pytania do… Lva Lvovskiego, ekonomisty z niezależnego białoruskiego thinktanku BEROC
Zemsta na zagranicznych firmach

Konflikt polityczny między państwami Unii Europejskiej a Białorusią staje się coraz gorętszy. Jak będzie to wpływać na gospodarkę Białorusi?

Naszym bazowym scenariuszem jest stagnacja. Widać ją zresztą już w przypadku tych firm, które funkcjonują przede wszystkim na rynku wewnętrznym. Ich sytuacja stopniowo się pogarsza. Trzeba też pamiętać, że już mamy wysoką, sięgającą 10 proc. inflację, a wedle przewidywań niezależnych agencji w ciągu najbliższego roku jej poziom może sięgnąć 20 proc.

Z drugiej strony mamy firmy nastawione na eksport, które przeżywają obecnie boom. Wynika on głównie ze wzrostu światowych cen bardzo wielu różnych produktów, w tym wytwarzanych u nas. Boom nie będzie jednak trwał wiecznie. Myślę, że wkrótce nastąpi jego kres, m.in. w związku z nałożonymi na Białoruś sankcjami. W efekcie także ta grupa przedsiębiorstw podzieli los firm działających na wewnętrznym rynku. Nie będzie to oczywiście katastrofa ani kryzys, ale właśnie stagnacja, której przejawem stanie się zerowy wzrost PKB.

Czy sankcje, o których pan wspomniał, już są odczuwalne na Białorusi?

Sankcje to skomplikowany mechanizm. Część efektów jest już widoczna, ale spodziewam się, że ich głęboki wpływ pojawi się w przyszłym roku, m.in. dlatego, że na przykład amerykańskie obostrzenia jeszcze nie weszły w życie.

Nie można też wykluczyć, że pojawią się kolejne. To będzie zależało od postęoiwania białoruskich władz, które wcale nie zamierzają ustępować - przeciwnie. Nie wydaje mi się, żeby europejscy politycy przestraszyli się gróźb Aleksandra Łukaszenki i pozwolili sobie na publiczne okazanie słabości. To zwiększa ryzyko nałożenia na Białoruś kolejnych restrykcji.

Jakie są perspektywy dla zagranicznych, w tym polskich firm, które działają na białoruskim rynku?

Funkcjonowanie biznesu na Białorusi jest w tej chwili związane z najróżniejszymi rodzajami ryzyka, bynajmniej nie tylko ryzykiem politycznym. Firmy mogą oczywiście ucierpieć na skutek samych poczynań władz, ale także na skutek dalekosiężnych skutków sankcji, które oznaczać będą np. deficyt takich lub innych surowców niezbędnych do produkcji.

Aleksandr Łukaszenka zwykle ostro reaguje. Gdy na początku tego roku – m.in. pod naciskiem sponsorów, wśród nich firmy Škoda Auto, Białorusi odebrano współorganizację mistrzostw świata w hokeju na lodzie, rząd w Mińsku zakazał importu tych samochodów. Administracja prezydenta zupełnie otwarcie mówi teraz, że będzie się mścić na zagranicznych firmach. Dotyczyć to może zarówno tych, które sprzedają na Białorusi swoje produkty, jak i tych, które mają tam fabryki. Dla Aleksandra Łukaszenki nie ma znaczenia, że może to oznaczać spadek dochodów podatkowych.

Nie można także bagatelizować ryzyka legislacyjnego. Kilka lat temu weszło w życie rozporządzenie, które miało gwarantować, że na firmy działające w białoruskich parkach technologicznych nie będą nakładane żadne nowe podatki, a wysokość już obowiązujących nie będzie zmieniana. Niedawno okazało się jednak, że z powodu potrzeb budżetu państwa część danin została jednak poniesiona. Myślę, że w tej sytuacji można się spodziewać spadku zagranicznych inwestycji na Białorusi.