„PB”: Ukraińscy politycy chętnie opowiadają w mediach o niedawnych spotkaniach z menedżmentem Orlenu i o waszych poważnych planach inwestycyjnych na Ukrainie. Prawdę mówią?
Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen: To są politycy, więc mogą sobie pozwolić na większą otwartość. My reprezentujemy firmę i twardy biznes, więc musimy poczekać na efekty pogłębionych analiz. Owszem, byliśmy na Ukrainie, mieliśmy spotkania z partnerami, m.in. Naftogazem, a teraz trwają analizy ukraińskiego rynku.
Ukraina jest geograficznie bliska, dlatego wysyłamy już tam nasze produkty. Przykładowo, sprzedajemy na tym rynku znaczący wolumen asfaltów. Ponadto przejęliśmy litewski terminal kolejowy Mockavos, który umożliwia transport naszych paliw z Litwy na Ukrainę z ominięciem Białorusi. Jednocześnie Ukraina nie ma rozwiniętego przemysłu rafineryjnego i jest uzależniona od importu paliw. Jedyna rafineria w Krzemieńczuku ma moce produkcyjne na poziomie 16 mln ton, a produkuje tylko 5 mln ton.
Dlatego patrzymy na Ukrainę kompleksowo i analizujemy opcje strategiczne we wszystkich ogniwach łańcucha wartości.

Czyli wejście Orlenu na Ukrainę byłoby potencjalnie dużą inwestycją?
Na razie trwają rozmowy i analizy. Na pewno moglibyśmy być dla Ukrainy interesującym partnerem, w tym technologicznym.
Orlen przygotowuje fuzję z PGNiG, które współpracuje już z Naftogazem, a w ostatnich dniach ogłosiło przejęcia ukraińskiej spółki poszukiwawczo-wydobywczej. Czy to ma znaczenie dla waszych rozmów na Ukrainie?
Nasi ukraińscy partnerzy są świadomi nadchodzącej transakcji i patrzą na Orlen i PGNiG jak na jedną grupę. To pomaga.
Serinus Energy Jana Kulczyka inwestował w przeszłości w wydobycie surowców na Ukrainie, ale opuścił ten rynek ze względu na niestabilną sytuację polityczną. Jak wy oceniacie ten czynnik?
Ukraina to dziś inny kraj niż kiedyś. Miasta dynamicznie się rozwijają, a obywatele ukraińscy przyjeżdżają pracować w Polsce, a potem wracają do ojczyzny. Ten rynek będzie się rozwijał jak u nas.
Głośno jest ostatnio o wyzwaniu formalnym, jakim będzie przeniesienie własności koncesji na poszukiwania i wydobycie przy okazji fuzji Orlenu z PGNiG i Lotosem. Jak chciałby pan pokonać tę barierę?
Przede wszystkim podkreślam, że praca nad skomplikowaną transakcją zawsze owocuje wykryciem barier i innych problemów. To naturalne, dlatego całą operację przygotowuje zespół 100 osób, m.in. międzynarodowych ekspertów. W sprawie koncesji możliwa jest droga administracyjna albo legislacyjna. Decyzja, którą wybrać, należy do Ministerstwa Aktywów Państwowych, będącego też stroną przygotowywanych transakcji.
Lotos pokazał świetny raport finansowy za drugi kwartał, co skłoniło analityków do postawienia pytania: czy jest sens dzielić firmę, skoro osiąga tak dobre wyniki. Zauważają też, że wyniki Lotosu, w ujęciu proporcjonalnym, są lepsze od wyników Orlenu. Jak pan na to odpowiada?
To niefortunne porównanie. Biznes Lotosu opiera się de facto na jednym segmencie, czyli rafinerii produkującej głównie tradycyjne paliwa, a to oznacza brak stabilności. Teraz mamy dobrą koniunkturę, ale nie można patrzeć w przyszłość, nie uwzględniając trendów związanych z samochodami elektrycznymi czy transformacją rynku energii. Orlen rozwija energetykę i petrochemię, co czyni nasz biznes stabilniejszym i nieporównywalnym z biznesem Lotosu.
Do 14 listopada 2021 r. Komisja Europejska wydłużyła termin wdrożenia środków zaradczych związanych z przejęciem Lotosu. Zdążycie? Czy możliwe jest kolejne wydłużenie?
Zdecydowanie zdążymy, nie będzie wydłużenia terminu. Do 14 listopada przedstawimy rynkowi partnera lub partnerów oraz nasze ustalenia z nimi. Ważne jest jednak nie tylko to, co obejmą środki zaradcze, ale też to, co partnerzy nam zaoferują. Z Komisją Europejską omawiamy te propozycje na bieżąco.
Synthos Michała Sołowowa, z którym Orlen zawiązał sojusz na rzecz rozwoju małych reaktorów atomowych, ogłosił ostatnio plan współpracy w tym obszarze z ZE PAK Zygmunta Solorza. Cieszy to pana czy niepokoi?
Współpraca Synthosu z ZE PAK w żaden sposób nie zakłóca naszej strategii, której celem jest zerowa emisyjność w 2050 r. Chcemy być liderem transformacji, inwestować w gaz, wiatr, a także mały i średni atom [SMR i MMR - red.]. Nie wykluczałbym też w przyszłości żadnych opcji współpracy z ZE PAK przy małym atomie, ale to naprawdę bardzo odległa perspektywa.
A propos wiatru – w tym roku rząd chce przyznać 11 koncesji pod budowę farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim. Jakie ambicje ma Orlen?
Chcemy maksymalnie skoncentrować rynek offshore w ramach naszej grupy. Jak inaczej osiągnąć ekonomię skali? Jak inaczej maksymalizować tak ważny lokalny wkład w łańcuch dostaw? Dlatego chcemy mieć jak najwięcej koncesji, pozyskując nowe i nie wykluczając przejmowania istniejących.
Po odwołaniu Jacka Golińskiego Energa, czyli wasze energetyczne ramię, nie ma pełnoprawnego prezesa, tylko pełniącą obowiązki Iwonę Waksmundzką-Olejniczak. Kiedy to stanowisko zostanie obsadzone?
Pani Iwona Waksmundzka-Olejniczak jest dyrektorem wykonawczym ds. strategii i relacji inwestorskich w Orlenie, a jednocześnie wiceprezesem Energi, pełniącym teraz obowiązki prezesa. Do takiej właśnie struktury w Orlenie dążymy, bo to ułatwia sprawne przeprowadzenie integracji grupy Orlen z grupą Energa. Dyrektorzy mają aktywnie zarządzać zadaniami i łączyć stanowiska. Zaznaczam przy tym, że nie dublujemy wynagrodzeń.
Jest pan prezesem Orlenu od lutego 2018 r. Niezły wynik jak na szefa spółki skarbu państwa.
Nie wszyscy są z tego zadowoleni, bo pewnie przeszkadza im moja skuteczność w działaniu. Im bardziej jednak chcą mnie wycisnąć, tym bardziej się wzmacniam. A fuzję z Lotosem i PGNiG i tak przeprowadzę.