Jeśli nie poprawimy systemu emerytalnego czeka na wojna pokoleń — przestrzegają eksperci.
W ciągu najbliższych lat Polska się strasznie postarzeje. I nie będzie to piękne starzenie.
— W ciągu najbliższych dziesięciu lat przybędzie 2 mln osób w wieku poprodukcyjnym. Jednocześnie ubędzie 2 mln osób w wieku produkcyjnym. To oznacza, że o ile dziś na 100 pracujących przypada 26 osób w wieku poprodukcyjnym, to za 10 lat będzie ich już 37, a w 2030 r. już 44. A to optymistyczne szacunki nieuwzględniające migracji młodych. W takich warunkach mówienie o tym, że podniesienie wieku emerytalnego jest niepotrzebne to nieporozumienie — mówi prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej.
To odbije się na kondycji systemu emerytalnego.
— Reforma emerytalna z 1999 r. obniżyła stopę zastąpienia [stosunek wysokości emerytury do ostatniej pensji — przyp. red.] do 20-30 proc., dzięki czemu nie grozi nam rozsadzenie finansów publicznych, tak jak to zdarzyło się teraz w Grecji. Ale przy niskich emeryturach będzie duża presja na wprowadzanie różnych dodatków, a młodzi będą masowo wyjeżdżali z Polski, bo nie będą chcieli tego finansować wysokimi podatkami. Czeka nas wojna pokoleń — mówi Krzysztof Rybiński, partner Ernst Young.
Na szczęście można temu zaradzić.
— Trzeba zrobić wszystko, by emerytury były wyższe. Jesteśmy w dobrym momencie, by zrobić tuning reformy emerytalnej, m.in. zmienić zasady polityki inwestycyjnej i sposób oceny wyników OFE. Poprawa stopy zwrotu OFE o 1 pkt. proc. rocznie oznacza, że emerytura mężczyzny pracującego przez 40 lat będzie o 25 proc. wyższa — dodaje Krzysztof Rybiński.
Kobiety sporo zyskają, jeśli będą pracowały do 65. roku życia. Prof. Wojciech Otto z Uniwersytetu Warszawskiego szacuje, że wydłużenie okresu pracy z 35 do 40 lat podnosi stopę zastąpienia z 53 do 75 proc.
Grzegorz Nawacki