Emitenci wybierają działania wręcz odwrotne. W komentarzu sprzed tygodnia wyliczaliśmy grono firm, które zdecydowały się na przedterminowe wykupy obligacji, w tym także pochodzących z publicznych emisji i wliczając w to papiery wyemitowane zaledwie w ubiegłym roku. W tym tygodniu grono to jeszcze się powiększyło. Marvipol zdecydował się na przyspieszenie o pół roku wykupu jednej z dwóch serii obligacji zapadających wiosną przyszłego roku (co nie znaczy jeszcze, że druga ocaleje; zapada w maju, więc deweloper ma więcej czasu na decyzję), a MCI Capital zdecydował o wykupie dwóch serii zapadających za mniej więcej półtora roku i wartych prawie 100 mln zł. Zwłaszcza ten drugi przypadek wart jest odnotowania, bo MCI za swoje obligacje płaci 3,5 pkt proc. marży ponad WIBOR, wyemitował je w 2022 r., gdy rynek wciąż był jeszcze spokojny, a WIBOR znajdował się niżej niż dziś. Innymi słowy, są to papiery w miarę tanie w obsłudze.
„Tanio” to jednak rzecz względna. W czerwcu tego roku MCI uchwaliło niepubliczny program emisji obligacji wart 100 mln zł i jeśli z niego skorzysta, przekonamy się na jakie warunki fundusz może liczyć obecnie. Być może gra jest warta świeczki. Z pewnością jeszcze lepiej wypadnie porównanie kosztów obsługi istniejących obligacji do możliwości ulokowania gotówki. Jeden z subfunduszy MCI dokonał właśnie rekordowej pod względem wartości dezinwestycji i sprzedał pakiet akcji dostawcy oprogramowania za 469 mln zł. Transakcja ma zostać rozliczona do końca kwietnia przyszłego roku, a jednak już teraz pierwszą decyzją MCI podjętą po podpisaniu umowy był przedterminowy wykup obligacji.
Ponieważ są to kolejne tego typu decyzje emitentów obligacji, a na razie wykupy nie są finansowane nowymi emisjami, powoli zaczyna to wyglądać na trend - emitenci chętniej ograniczają udział długu finansowego w pasywach niż go powiększają, mimo poprawy warunków pozyskiwania finansowania dłużnego. Być może chodzi o korzystniejsze warunki dostępne w bankach (raporty kwartalne Millennium i mBanku wskazały na wyraźny wzrost akcji kredytowej wśród przedsiębiorstw), być może po prostu o pozbycie się zbędnych kosztów. Ostatecznie pół roku w przypadku Marvipolu czy półtora w przypadku MCI to i tak niewiele w porównaniu do cykli inwestycyjnych w działalności obu firm. A skoro gotówka ma leżakować na lokatach o bliskim zera oprocentowaniu lub zostać zainwestowana w coraz mniej pewne fundusze dłużne, lepiej po prostu wydać ją na spłatę swojego długu.
Ponieważ są to kolejne tego typu decyzje emitentów obligacji, a na razie wykupy nie są finansowane nowymi emisjami, powoli zaczyna to wyglądać na trend - emitenci chętniej ograniczają udział długu finansowego w pasywach niż go powiększają, mimo poprawy warunków pozyskiwania finansowania dłużnego.
Akurat miniony tydzień przyniósł nowe wahania na rynku obligacji skarbowych. Rentowności naszych papierów najpierw spadły (po podpisaniu umowy USA-UE regulującej wysokość ceł), a pod koniec tygodnia wzrosły do poziomów najwyższych od miesiąca. Jednak słabe dane z rynku pracy w USA ponownie skłoniły inwestorów do zakupów obligacji skarbowych na całym świecie. Natomiast umocnienie amerykańskich obligacji można wiązać ze wzrostem notowań dolara (skoro inwestorzy kupują dolara, to muszą w coś te pieniądze zainwestować), a to z kolei jest pochodną wspomnianego już porozumienia.
Choć dolarowi nie brakuje miejsca do wzrostu, a również rentowności obligacji USA mają dokąd spadać (dane z rynku pracy znów ożywiły nadzieje na obniżki stóp procentowych), to jednak na dłuższą metę są to wszystko wydarzenia o niezbyt istotnym znaczeniu wobec faktu, że USA przeznaczają 18 proc. wpływów podatkowych na samą obsługę swojego zadłużenia, które nie przestaje rosnąć zarówno nominalnie (oczywiście), jak i w relacji np. do PKB. Według statystyk Banku Światowego tylko 20 krajów na świecie przeznacza większą niż USA część wpływów podatkowych na odsetki od zadłużenia i nie ma na tej liście żadnego kraju europejskiego czy choćby zamożnego. Największym - obok USA - jest Brazylia.