Nadzieja na gaz - po 2010 r.

Anna Bytniewska
opublikowano: 2006-02-20 00:00

PGNiG zamierza ponownie negocjować ze Statoilem budowę podmorskiego gazociągu. Norweski koncern rozmawiać chce, ale czy jest o czym?

W tym tygodniu przedstawiciele Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) mają spotkać się z reprezentantami norweskiego Statoila. Firmy będą ponownie rozmawiać o ewentualnych dostawach gazu do Polski gazociągiem biegnącym przez Bałtyk. Niewykluczone, że strony poruszą też kwestię przedłużenia tzw. małego kontraktu norweskiego, którego obowiązywanie kończy się 1 października 2006 r. W ramach tej umowy do Polski trafia 0,5 mln m sześc. gazu rocznie.

Gazu mało, chętnych dużo

Statoil nie pali się do budowy morskiego gazociągu do Polski. Koncern tłumaczy, że obecnie nie dysponuje takimi ilościami gazu na eksport, które — z ekonomicznego punktu widzenia — uzasadniałyby realizację takiej inwestycji. Przypomnijmy: gazociąg z Norwegii miał w latach 2008-24 przesyłać do Polski około 74 mld m sześc. gazu. Statoil pozostawia jednak naszemu krajowi iskierkę nadziei. Niedługo bowiem ma mieć dodatkowe ilości gazu, które będzie mógł przeznaczyć dla zagranicznych odbiorców. Ale czy wśród nich będzie Polska?

— Nie mogę powiedzieć, o ile więcej gazu będziemy mieć w latach 2010-12. Tak naprawdę, to zależy od potrzeb naszych klientów. Ale sprzedaż gazu do Polski to tylko jedna z wielu rozważanych opcji. Obecnie w Polsce popyt na gaz nie jest na tyle wysoki, by budowa nowego gazociągu była opłacalna — mówi Kjersti T. Morstol, rzeczniczka Statoila.

Wiele wskazuje na to, że jeżeli nawet dopniemy swego, to norweska firma słono sobie policzy za dostawy gazu, skoro mamy konkurencję.

Bez odpowiedzi

Tymczasem Piotr Naimski, wiceminister gospodarki, zapowiedział 15 lutego, że już za 3-4 lata Polska będzie kupować w Danii i Norwegii 5 mld m sześc. gazu. Przedstawiliśmy wiceministrowi Naimskiemu odpowiedź, jaką „PB” otrzymał od Statoila, z prośbą o komentarz. Minister odmówił. Nie odpowiedział też na inne pytania. A tych nie brakuje.

Jak bowiem resort gospodarki chce pogodzić gigantyczną inwestycję, którą byłby podmorski gazociąg, z oficjalnie ogłoszonymi przez rząd planami budowy terminalu LNG na Pomorzu? Wiceminister nie wyjaśnił też, czy ewentualna budowa gazociągu norweskiego będzie oznaczać rezygnację z budowy terminalu LNG. Obie inwestycje są kosztowne i mogą stanowić dodatkowe źródła gazu dla Polski o łącznej przepustowości od 8 do 10 mld m sześc. gazu rocznie. Zgodnie bowiem z założeniami PGNiG, w 2010 r. nasz kraj będzie mógł drogą morską importować od 3 do 5 mld m sześc. LNG rocznie. W Rosji w tym czasie będziemy kupować 7 mld m sześc. gazu. Mamy też wydobycie krajowe, które PGNiG chce zwiększyć do 5,5 mld m sześc. Z dotychczasowych prognoz wynika, że takich ilości paliwa polscy odbiorcy nie wykorzystają. Tak zresztą uważa także Statoil. Mogliby nam jednak pomóc południowi sąsiedzi.

Cień Gazpromu

Wiceminister Naimski nie udzielił nam również odpowiedzi na pytanie, czy pojawiły się sygnały z państw sąsiednich o zainteresowaniu zakupem gazu z gazociągu norweskiego, skoro PGNiG rozpoczyna negocjacje na ten temat? W styczniu Jirzi Paroubek, premier Czech, rozmawiał z premierem Norwegii o takich dostawach. Co ciekawe, w odpowiedzi usłyszał od premiera Jensa Stoltenberga, że Norwegia jest zainteresowana eksportem gazu do Czech, ale nie dysponuje taką ilością, by zwiększyć dostawy zagraniczne. Gdy będzie możliwe, na pewno zwiększy eksport.

Warto zauważyć, że Czechy — podobnie jak Słowacja, Austria, czy Węgry — są znaczącymi odbiorcami rosyjskiego gazu. Niedawno Gazprom zapowiedział nawet, że Węgry mogą stać się jego centrum dystrybucyjnym gazu dla Europy Środkowo-Wschodniej.