W gronie stu ankietowanych analityków i zarządzających funduszami znalazło się tylko trzech pesymistów, którzy w 2023 r. spodziewają się złej lub bardzo złej koniunktury na warszawskiej giełdzie – wynika z badania Giełdowa Spółka Roku zrealizowanego w styczniu i lutym przez “Puls Biznesu”. To wyniki niemal takie same jak rok temu.
Do tego dołóżmy jeszcze pięciu giełdowych sceptyków, którzy wybrali odpowiedź, że tegoroczna koniunktura na GPW będzie „niezbyt dobra”. Rok temu takich nieprzekonanych było 16 proc. Łącznie otrzymujemy frakcję giełdowych niedźwiedzi liczącą sobie raptem 8 proc. indagowanych ekspertów. W 25-letniej historii tego badania taka sytuacja przydarzyła się tylko raz – w 2021 r. Wtedy to od początku bessy na warszawskim parkiecie dzieliło nas tylko kilka miesięcy. Czy tym razem będzie inaczej?
Optymizm nasz powszechny
Aż 82 proc. uczestników ankiety spodziewa się, że rok 2024 będzie „dość dobry” dla naszego parkietu. To najwyższy wynik w historii badania i o 11 pkt proc. wyższy od i tak już bardzo wysokiego odsetka sprzed roku. Dodatkowo kolejne 9 proc. respondentów liczy na bardzo dobry rok na GPW. To o 2 pkt proc. mniej niż przed rokiem. Badanie Giełdowa Spółka Roku zostało przeprowadzone od 10 stycznia do 15 lutego 2024 r.
Patrząc na pnące się w górę wykresy giełdowych indeksów, rekordy wszech czasów w wykonaniu WIG-u oraz prognozy makroekonomiczne dla Polski, temu optymizmowi trudno się dziwić. Tym bardziej że w 2023 r. WIG zyskał 36,5 proc., WIG20 był jednym z najlepszych giełdowych indeksów na świecie, a mWIG40 urósł prawie o 40 proc. Nowe historyczne maksimum ustanowił nie tylko WIG, ale też mWIG40 oraz zrzeszający mniejsze spółki sWIG80.
Na ten rok ekonomiści przepowiadają ożywienie gospodarcze (ze wzrostem PKB rzędu 2-4 proc.), stłumienie inflacji przy rekordowo niskim bezrobociu oraz delikatną redukcję stóp procentowych w NBP. Do tego po zeszłorocznej zmianie władzy wielu giełdowych profesjonalistów liczy na choćby częściowe odpolitycznienie spółek kontrolowanych przez skarb państwa, wymianę zarządów na bardziej profesjonalne oraz powrót do wypłacania uczciwych dywidend. Do tego otrzymujemy jeszcze obietnice złagodzenia podatkowego jarzma w postaci wprowadzenia kwoty wolnej od podatku Belki. Nic tylko inwestować i nie umierać!
Czy należy bać się dobrych nastrojów?
Problem w tym, że rynek finansowy to wredna i złośliwa bestia. Kpi sobie z oczekiwań inwestorów i ośmiesza predykcje nawet najlepszych analityków. Dlatego też wielu doświadczonych uczestników tej zabawy z niepokojem przyjmuje informacje o szampańskich nastrojach na giełdowym parkiecie. Tym bardziej, że tegoroczny sentyment w badaniu GSR jest jednym z najmocniejszych w historii. Równie optymistyczne nastroje panowały tylko w roku 2021 i 2017.
I jak to się wtedy skończyło? Otóż generalnie całkiem nieźle. Oba te lata WIG zakończył na bardzo solidnym plusie, zyskując odpowiednio 21,5 i 23,2 proc. Co prawda w 2017 r. słabo wypadł szeroki rynek (sWIG80 zyskał tylko 2,4 proc.), a najbardziej zyskowna faza ówczesnej hossy zakończyła się wraz z publikacją wyników GSR, lecz zasadniczo nie był to zły rok dla polskiego rynku kapitałowego. Ba, można nawet postawić tezę, że kolejnym dobrym rokiem dla inwestorów z GPW był dopiero rok… 2021. Tak, ten sam, na którego początku nastroje uczestników badania GSR były nawet bardziej optymistyczne niż obecnie (tj. aż jedna czwarta ankietowanych spodziewało się bardzo dobrej koniunktury).
Mamy zatem dwa podobne przypadki, gdy wyśmienitemu sentymentowi giełdowych profesjonalistów towarzyszyły więcej niż dobre stopy zwrotu z głównych indeksów GPW. Nie byłbym jednak sobą, gdybym do tej beczki miodu nie dolał chochli dziegciu. Zacznijmy od tego, że oba poprzednie przypadki skrajnego optymizmu były poprzedzone okresami wyraźnej słabości warszawskiego parkietu. W rok 2017 wchodziliśmy po bardzo napiętym i nerwowym 2016 (Trump, brexit, rating Polski, etc.) oraz bessie z 2015. Cztery lata później zostawialiśmy za sobą pamiętny rok 2020 naznaczony giełdowym krachem będącym następstwem covidowych lockdownów. Mimo to zimą 2021 r. wszyscy chyba wyczuwali, że hossa już trwa i że to będzie dobry rok. I tym razem giełdowa większość miała rację.
Gdy większość się nie myli
Stara giełdowa mądrość głosi, że większość nie ma racji. To motto inwestorów kontrariańskich, którzy w jednomyślności inwestycyjnego tłumu dostrzegają oznaki nadchodzącego końca obowiązującego trendu. „Bój się, gdy inni są chciwi. Bądź chciwi, gdy inni się boją” – jak to mistrzowsko ujął Warenn Buffett.
Tym razem jest jednak nieco inaczej, niż w roku 2017 czy 2021. Polski rynek ma za sobą już prawie półtora roku silnej hossy i po raz pierwszy od bardzo dawna ustanawia nowe nominalne rekordy wszech czasów (nie dotyczy WIG20). Mamy zatem do czynienia ze skrajnym optymizmem na już mocno rozgrzanym rynku i w otoczeniu bardzo dojrzałej hossy. Statystyka podpowiada, że owa hossa już za kilka miesięcy osiągnie swój statystyczny kres. A to dlatego, że rynek byka na GPW trwa średnio 25 miesięcy. Licząc od października 2022 r., daje to przeciętny oczekiwany szczyt hossy w listopadzie – czyli już za osiem miesięcy.
Przywołajmy też okresy, gdy wybujały optymizm giełdowych ekspertów faktycznie korelował z bessą na GPW. Tak było w roku 2018, gdy przewaga liczebna byków nad niedźwiedziami sięgnęła 69 pkt proc., a WIG zaliczył niemal 10-procentowy spadek (przy czym sWIG80 stracił niemal 30 proc.). Jeszcze większy entuzjazm panował w lutym 2020 r. – na kilka tygodni przed jednym z największych krachów w historii warszawskiego parkietu. I choć 2020 r. potrafił dostarczyć epickich stóp zwrotu na akcjach covidowych gwiazd, to generalnie nie był to dobry czas dla polskich akcji (WIG stracił 1,4 proc., a WIG20 poszedł w dół o 7,7 proc.).
Reasumując, w całej historii badania Giełdowa Spółka Roku optymistyczny sentyment (definiowany jako przynajmniej 50-punktowa przewaga frakcji byków nad misiami) tylko w dwóch na siedem dotychczasowych przypadków poprzedzał giełdową bessę. Ale jest to dopiero trzecia taka sytuacja, gdy szampańskie nastroje rynkowych ekspertów pojawiają się drugi rok z rzędu. Raz taki rok przyniósł kontynuację hossy (w 2021), a raz bessę (w 2018). Za rok dowiemy się, czy większość tym razem się pomyliła.


