RPP obniżyła stopy procentowe w październiku o ćwierć punktu, co oznacza, że w tym roku w sumie dokonała już cięć o 1,25 pkt procentowego. Prezes Adam Glapiński cały czas mówi jednak o "dostosowaniu", unikając słowa "cykl". To intrygujące, bo rynek finansowy wycenia w kontraktach terminowych spadek stopy referencyjnej o kolejny punkt procentowy w ciągu kolejnego roku. Prezes NBP na październikowej konferencji bardzo szeroko otworzył furtkę do dalszych obniżek, nawet o sytuacji w budżecie mówił łagodniej niż zwykle. Miesiąc temu ostrzegał przed "bachanaliami budżetowymi" i scenariuszem rumuńskim, a teraz stwierdził, że napięcia budżetowe co prawda są czynnikiem ryzyka, ale nie przekreślają łagodzenia polityki pieniężnej. Czy to oznacza, że za miesiąc jednak obniżka będzie na pewno? Prezes NBP uwielbia zaskakiwać rynek i wyprowadzać go w pole.
Do obniżki w październiku przekonały bank centralny trzy rzeczy. Niska inflacja, która utrzymała się poniżej 3 proc. we wrześniu. Niski wzrost płac – ten czynnik ryzyka dla inflacji wyraźnie słabnie, fala podwyżek w przedsiębiorstwach dobiega końca. A trzeci powód to zamrożenie cen energii, które prezes Adama Glapiński wielokrotnie wymieniał jako kluczowy warunek dalszych ruchów. Podpis prezydenta Karola Nawrockiego pod ustawą o cenach energii zdjął z rady poczucie wielkiego ryzyka inflacyjnego.
Adam Glapiński oświadczył też, że bank centralny nadal będzie kupował złoto. Zakupy złota przez NBP to deal życia prezesa. Bank zaczął kupować kruszec 2-3 lata temu, kiedy uncja kosztowała 1500-2000 dolarów, dziś kosztuje 4000 USD. Zatem moment na inwestowanie okazał się znakomity. Ale czy jest sens akumulować złoto dziś i zwiększać jego udział w rezerwach do 25-30 proc.? Rezerwy walutowe są potrzebne po to, żeby w razie kryzysu sprzedawać je i ratować złotego. Ostatecznie na rynku finansowym handluje się walutami, a jeśli trzeba spłacić dług w dolarach lub euro, to trzeba to zrobić w dolarach lub euro, nie w złocie. Struktura rezerw powinna być zbliżona do struktury zadłużenia i handlu zagranicznego kraju.
Polska nie jest jedynym krajem, który zwiększa rezerwy złota. Ludowy Bank Chin, banki centralne Azerbejdżanu, czy Turcji również kupują. Analitycy mówią wprost: te zakupy wynikają z tego, że bankierzy centralni przestali wierzyć w stabilność systemu finansowego. Utrzymywanie rezerw w innych aktywach, na przykład obligacjach, może być ryzykowne – można je na przykład zamrozić i wykorzystać to jako element presji. Złoto w postaci fizycznej, przetrzymywane w własnym skarbcu nie może zostać zablokowane. Zakupy złota są więc odzwierciedleniem braku zaufania do systemu pieniądza fiducjarnego i obaw o kolejne fale inflacyjne. Kolejny wybuch inflacji nie jest wykluczony, inflacja pomaga na przykład w spadku realnej wartości długów, które rządy zaciągają na potęgę.
Inny powód to wzmocnienie pozycji własnej waluty. Taki cel przyświeca Chinom. Chiny chciałyby stworzyć alternatywny system walutowy, w którym juan jest traktowany jak dolar, i zakupy złota mają temu służyć.
Chiny manifestują swoją pozycję również w inny sposób. W ostatnich dniach wprowadziły kontrolę eksportu metali ziem rzadkich, które są wykorzystywane w zaawansowanym przemyśle motoryzacyjnym, lotniczym i chemicznym. Chiny kontrolują 90 proc. przetwarzania tych minerałów, choć same zasoby są rozłożone szerzej po świecie. To może być reakcja na podniesienie przez Unię Europejską ceł na stal z 25 do 50 proc. i element szerszej strategii – Chiny nie chcą już tak bardzo opierać swojej gospodarki na wzroście eksportu. Kraj, który zbudował sukces na masywnej ekspansji produkcji, coraz częściej mówi językiem ograniczania. Rząd w Pekinie chce uniknąć deflacji, która dla zadłużonego kraju byłaby niszcząca, i przesunąć się w kierunku produkcji bardziej zaawansowanej technologicznie, a przez to droższej.
W najnowszym odcinku rozmawiamy również o:
- rozejmie w Gazie i jego potencjalnych skutkach dla rynków surowcowych;
- rekordowej nadwyżce produkcji ropy nad popytem na świecie, która może obniżyć ceny poniżej 60 dolarów za baryłkę;
- cyberatakach na polskie samorządy, w tym poważnym ataku na Wadowice;
- małej elastyczność decyzyjnej Unii Europejskiej i jej skutkach.