Dodają, że kanclerz Angela Merkel nie zamierza wywierać presji na irlandzkiego premiera Briana Cowena, ani forsować koncepcji "Europy dwóch prędkości".
"Nie będziemy przystawiać Irlandczykom pistoletu do głowy" - zapewnił w środę dziennikarzy w Berlinie pragnący zachować anonimowość przedstawiciel urzędu kanclerskiego.
"Na pewno nie można spodziewać się, że w czwartek podczas kolacji na szczycie w Brukseli poznamy gotowe rozwiązanie problemu - dodał. - Irlandczycy potrzebują czasu na analizę i konsultacje".
Mało prawdopodobne jest, by w czwartek przyjęto harmonogram działań po irlandzkim "nie", choć - jak przyznają Niemcy - "byłby to znakomity wynik" kolacji szefów państw i rządów w Brukseli. Spodziewają się jednak, że dyskusje potrwają przynajmniej do październikowego albo grudniowego szczytu UE.
Według niemieckich źródeł rządowych szczyt będzie pierwszą okazją, by premier Cowen przedstawił pozostałym przywódcom analizę sytuacji.
Kolejnym krokiem będzie jasna deklaracja Irlandczyków, czy wyobrażają sobie powtórzenie głosowania i akceptację Traktatu Lizbońskiego w obecnej formie, a jeśli nie - to czego oczekują zamiast niego.
"Samo NIE to za mało - ocenił przedstawiciel urzędu kanclerskiego. - Jeśli Irlandia nie będzie gotowa zaakceptować Traktat, wtedy będziemy musieli przyjąć to do wiadomości i być gotowi na szukanie wspólnie innego rozwiązania".
Jego zdaniem "nie do pomyślenia" jest ewentualne wystąpienie Irlandii z jednolitego rynku europejskiego.
Niemcy nie spodziewają się też, by problemy z ratyfikacją Traktatu pojawiły się w Polsce, gdzie prezydent zapowiedział, że podpisze Traktat po spełnieniu pewnych warunków wewnątrzpolitycznych.
Rząd w Berlinie zamierza zaś poczekać ze złożeniem dokumentów ratyfikacyjnych
na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Poseł CSU Peter Gauweiler
zaskarżył Traktat Lizboński zaraz po jego ratyfikacji przez obie izby
parlamentu.