Nikt nie przewidzi skutków terroru
Świat przestał być przewidywalny. Teraz wszystko może się zdarzyć. Zarówno politycy, jak i ludzie sterujący gospodarką jeszcze długo nie otrząsną się po tym, co stało się 11 września 2001 roku na dolnym Manhattanie — mówi Cezary Stypułkowski, prezes Banku Handlowego, który w chwili ataku terrorystów na Stany Zjednoczone był w Nowym Jorku.
Nie ma sensu przewidywać dalszych wypadków. Gospodarka stanęła przed ogromnym wyzwaniem. Wszystko jest możliwe. Wszystko teraz może się zdarzyć — mówi Cezary Stypułkowski, prezes Banku Handlowego.
W chwili uderzenia pierwszego boeinga w budynek World Trade Center prezes warszawskiego banku był na oficjalnym spotkaniu w nowojorskiej centrali Citigroup.
— Nie mogę powiedzieć, kto był na nim obecny. Tyle tylko, że byli to ludzie z pierwszych stron gazet, a i temat spotkania był niezwykle poważny. Po pierwszym uderzeniu zapanowała konsternacja. Cisza. Nikt nie wiedział, co się właściwie stało. Pierwsze informacje mówiły o uderzeniu awionetki. Chyba niewielu przypuszczało, że może to być akt terroru — relacjonuje Cezary Stypułkowski.
Paraliż i cisza
Osiemnaście minut później złudzenia finansistów, że mają do czynienia li tylko z nieszczęśliwym wypadkiem, prysły. Uderzenie drugiego samolotu nie pozostawiało wątpliwości co do rzeczywistego charakteru wydarzeń.
— Z budynku centrali Citigroup nie widać było Twin Towers (WTC). Centrala mieści się przy Park Avenue na górnym Manhattanie, kojarzonym bardziej z centrum finansowym Ameryki. To jakieś 6 kilometrów od WTC na dolnym Mahattanie, miejscu uważanym za symbol rynku kapitałowego. Widzieliśmy niesamowite ilości pyłu i dymu. Finansiści z Citi nagle uświadomili sobie, że są świadkami pewnej epoki. Panowała absolutna cisza. Jeżeli ktoś się odzywał, to cicho, i po to, by powtarzać wiele razy, że nie może uwierzyć w to, co się stało. Stanęło całe miasto — opowiada prezes Banku Handlowego.
Mówi, że nie widział tragedii z bliska. Już po pierwszym uderzeniu dolny Manhattan został otoczony szczelnym kordonem policji. Zresztą przerażenie nowojorczyków było tak wielkie, że chyba nikt nie odważył się iść w stronę, skąd wszyscy w panice uciekali.
Komentarze nadeszły później.
To koniec jednego z najważniejszych symboli Ameryki i siły jej gospodarki. To koniec pewnej epoki.
— Dominowało przerażenie. I liczenie ofiar. Spekulacje, ile osób mogło zginąć. Najczęściej mówiono o 20 tys. ofiar. Liczba niewyobrażalna. Paraliżująca ludzi stojących przed monitorami telewizorów, oglądających bezpośrednie relacje CNN. Wielu moich przyjaciół było przekonanych, że np. przestał istnieć bank inwestycyjny JP Morgan, który miał centralę w Twin Towers. Później okazało się, że zdołano ewakuować personel instytucji. Ale i tak 15 pracowników JP Morgan zginęło w ataku — relacjonuje Cezary Stypułkowski.
Serce świata
Prezes Banku Handlowego nie podejmuje się prognozowania, w którą stronę pójdzie teraz gospodarka świata. Czy będziemy mieli do czynienia z recesją, czy też rynki zdołają szybko ukoić fatalne nastroje.
— Z prostego powodu nic nie powiem. Nie ma modelu, do którego można dopasować to, co się stało. Gospodarka amerykańska przez ostatnie osiem miesięcy była bombardowana kiepskimi informacjami. Jednak atak terrorystyczny i jego następstwa przerósł wszelkie, najbardziej katastroficzne, oczekiwania. Dlatego traktujmy z rezerwą katastroficzne wizje. Tak samo, jak nie dajmy się zwieść zbytniemu optymizmowi. Dziś każdy może być analitykiem. Najlepsi wiedzą tyle samo, ile ci, którzy nigdy nie zajmowali się gospodarką — mówi prezes Banku Handlowego.
Za wcześnie też na prognozowanie, jak akt terroru w Stanach Zjednoczonych odbije się na wynikach Citigroup.
— To instytucja globalna. W samych Stanach Citi nie poniosła uszczerbku. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nadchodzą skomplikowane czasy. Ale — powtarzam — nieprzewidywalne — dodaje Cezary Stypułkowski.