Rząd norweski nakazał w poniedziałek powrót do pracy strajkującym od kilku miesięcy pracownikom sektora naftowego, dla uniknięcia ryzyka całkowitego wstrzymania w przyszłym miesiącu produkcji ropy w kraju - podała agencja Associated Press.
W odpowiedzi Stowarzyszenie Norweskich Armatorów, grupujące także towarzystwa naftowe, wycofało zapowiedź lokautu (zwolnienia z pracy) strajkujących pracowników platform naftowych i gazowych.
"Poinformowałem partnerów, że rząd zaproponuje parlamentowi przymusowy arbitraż w celu położenia kresu trwającemu od blisko czterech miesięcy konfliktowi, który zdawał się tkwić w martwym punkcie" - powiedział norweski minister pracy i spraw socjalnych Dagfinn Hoeybraaten po spotkaniu z przedstawicielami pracodawców i związków zawodowych.
Jego zdaniem, zapewnienie głównego źródła dochodu kraju wymaga bezzwłocznego przerwania strajku.
"Ponieważ widzieliśmy alarm ze strony pracodawców, a nasza analiza potwierdziła fatalne konsekwencje strajku, uznaliśmy, że lepiej zakończyć go teraz" - oświadczył.
Według ministra, kontynuacja strajku miałaby "dramatyczne konsekwencje" nie tylko dla Norwegii, trzeciego światowego eksportera ropy, ale i "poza jej granicami".
Ropa i gaz dostarczają 20 proc. PKB Norwegii i stanowią 44 proc. eksportu tego kraju.
Perspektywa całkowitego wstrzymania produkcji norweskiej ropy, po poniedziałkowej zapowiedzi lokautu przez tamtejszych pracodawców, wstrząsnęła światowymi rynkami. W Londynie cena ropy z Morza Północnego podskoczyła do kolejnego rekordowego poziomu 51,90 dolara za baryłkę.
Zakłada się, że strajkujący będą musieli powrócić do pracy po głosowaniu nad rządowym wnioskiem w parlamencie, którego wynik uchodzi za przesądzony, prawdopodobnie w przyszłym tygodniu.
Wydobycie ropy w Norwegii wynosi ok. 3 mln baryłek dziennie, ale szacuje się, że z powodu trwającego od 2 lipca konflikt dzienna produkcja tego surowca spadła o 55 tys. baryłek.