Nowak: NATO odciąży Polskę w Iraku najwcześniej w początkach 2005

opublikowano: 2004-02-05 20:16

PAP: Decyzja o ewentualnym zaangażowaniu się NATO w Iraku zapadnie najwcześniej w czerwcu, a faktyczne odciążenie Polski przez sojusz byłoby możliwe zapewne dopiero w początkach 2005 roku - ocenił w czwartek ambasador Polski w NATO Jerzy Nowak.

Wcześniej, to znaczy w lipcu, przejąć od Polaków dowództwo międzynarodowej dywizji może co najwyżej Hiszpania – dodał Nowak, proszony przez dziennikarzy o skomentowanie czwartkowej wypowiedzi na ten temat jednego z jego kolegów, niecytowanego z nazwiska wysokiego dyplomaty NATO.

Ten ostatni powiedział grupie dziennikarzy, że "jest na pewno możliwe, żeby stało się to w tym roku", odpowiadając na pytanie, czy NATO mogłoby się zaangażować w Iraku właśnie w ten sposób, że przejęłoby dowodzenie międzynarodową dywizją od Polaków.

Amerykański minister obrony Donald Rumsfeld na pewno poruszy temat zaangażowania NATO w Iraku w czasie nieformalnej narady ministrów obrony w piątek w Monachium i zapewne poprze go jego polski odpowiednik Jerzy Szmajdziński.

Jednak zdaniem Nowaka, "jest to sprawa delikatna. Jest przedmiotem dyskusji niemal wyłącznie kuluarowych". Jak dotąd nie omawiano "żadnych konkretów w tej sprawie".

Nowak przestrzegł, że nawet w przyszłym roku odciążenie Polski, prócz przejęcia dowództwa, może pozwolić na redukcję liczebności polskich sił co najwyżej o około 300 żołnierzy (obecnie jest około 2400).

"Zwiększyłoby to legitymizm naszej obecności w Iraku, stworzyłoby lepsze perspektywy na sprawiedliwsze rozłożenie wspólnego wysiłku stabilizacji. Wreszcie, stworzyłoby perspektywę, że moglibyśmy w końcu zmniejszyć nasze zaangażowanie, ale ten element nie jest dla nas pierwszoplanowy"- zapewnił Nowak.

Według źródeł NATO, na wejściu sojuszu do Iraku bardzo zależy Stanom Zjednoczonym, które chcą podzielić się odpowiedzialnością z jak największą liczbą sojuszników. Podobnie myślą Polska, Hiszpania, Wielka Brytania i inne kraje obecne w Iraku.

Jednak nadal bez entuzjazmu odnoszą się do tego Francja i Niemcy. Zwłaszcza rząd w Berlinie obawia się problemów z parlamentem i opinią publiczną, jeśli NATO miałoby się włączyć w to, co jest postrzegane w wielu krajach Europy Zachodniej jak okupacja.

Niemcom i innym rządom zachodnioeuropejskim byłoby łatwiej podjąć decyzję, gdyby o pomoc w stabilizacji kraju poprosił NATO - najlepiej za pośrednictwem ONZ - prawomocny rząd Iraku, którego utworzenia oczekuje się do lipca.

Jeszcze lepiej byłoby, gdyby Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła odpowiednią rezolucję, chociaż kraje już obecne w Iraku uważają, że wystarczy ta nr 1511.

Stosunek Francji i Niemiec wprawdzie ewoluuje, ale nie wiadomo, czy na tyle szybko, aby zechciały się bezwarunkowo zgodzić na zaangażowanie sojuszu w Iraku przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA (oznaczałoby to pójście na rękę George'owi W. Bushowi i jego przedwyborczy sukces).

Dlatego nawet Brytyjczycy zastanawiają się nad odpowiednim momentem oficjalnego wnioskowania o wejście do Iraku, żeby nie sprowokować usztywnienia Berlina i Paryża i kryzysu przypominającego spór sprzed roku o wsparcie Turcji.

Sytuację dodatkowo komplikuje kampania przed marcowymi wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii, gdzie duża część opinii publicznej i socjalistyczna opozycja odnoszą się dość niechętnie do czynnego udziału kraju w koalicji z USA.

Polski ambasador ocenia, że "różnice w sprawie zaangażowania w Iraku straciły na ostrości, ale to nie znaczy, że one przestały istnieć. W związku z tym należy postępować w tej sprawie ostrożnie, żeby jakimś niezręcznym posunięciem nie spowodować, że całe to przedsięwzięcie mogłoby się nie udać".

"Jest pewien element oczekiwania, że Polska i Hiszpania nie tylko poruszą tę sprawę w Monachium, ale że już na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w kwietniu mogą w tej kwestii wysunąć jakieś konkretne sugestie, które mogłyby się stać podstawą ogólnej decyzji (na szczycie NATO) w Stambule (28-29 czerwca)" - powiedział Nowak dziennikarzom.

Potem przez kilka miesięcy trwałyby "stopniowe przygotowania do wejścia i dopiero gdzieś na początku roku 2005 doszłoby rzeczywiście do konkretnego zaangażowania" - przewiduje ambasador.

Zastrzegł, że wiele zależy od tego, "jak NATO spełni przynajmniej częściowo swoją misję w Afganistanie. Mówi się, że dla NATO droga do Bagdadu prowadzi przez Kabul, a tam operacja jest bardzo skomplikowana i obliczona na wiele miesięcy".

Grozi to "nadmiernym rozciągnięciem sił sojuszu. Przy stosunkowo niewielkiej gotowości sojuszników do tego, żeby przeznaczać wielkie sumy na operacje poza tzw. obszarem transatlantyckim, może tu być pewien problem" - przyznał Nowak.

Zwłaszcza gdyby chodziło o coś więcej niż przejęcie dowództwa w polskiej strefie.

Jacek Safuta