Zastój w przyłączaniu telefonów stacjonarnych trudno tłumaczyć dynamicznym rozwojem telefonii komórkowej, która — mimo coraz atrakcyjniejszych ofert — nie wypełni tej luki cywilizacyjnej.
Najpoważniejszymi hamulcami rozwoju telefonii stacjonarnej są niestabilność polityki liberalizacyjnej w tej branży, słabość Urzędu Regulacji Telekomunikacji i brak koniecznych uregulowań prawnych. Z punktu widzenia rozwoju rynku ostatnie cztery lata zostały zmarnowane.
Od 1 stycznia 2001 roku obowiązuje ustawa Prawo telekomunikacyjne. Do dzisiaj Ministerstwo Łączności wydało 7 z 40 koniecznych do jej funkcjonowania aktów wykonawczych. Ustalanie operatora dominującego w Polsce zajęło Urzędowi Regulacji Telekomunikacji 9 miesięcy. W tym kontekście istniejąca ustawa jest w większości martwa. Do tego dochodzi problem przepisów przejściowych, które dostosowałyby poprzednie uregulowania do dzisiejszego prawodawstwa, a o których ustawodawca zapomniał.
Od stycznia nie obowiązują koncesje na świadczenie usług telekomunikacyjnych, ale operatorzy stacjonarni dalej muszą płacić raty opłat koncesyjnych. Projekt ustawy o zamianie zobowiązań koncesyjnych na inwestycje w infrastrukturę telekomunikacyjną ugrzązł w Sejmie poprzedniej kadencji i nie doczekał się nawet pierwszego czytania.
Każdemu... nierówno
Olbrzymie zobowiązania finansowe w postaci opłat za dostęp do rynku hamują tempo inwestycji i utrudniają funkcjonowanie firm niezależnych. PTO, holding skupiający operatorów telekomunikacyjnych w 15 strefach komunikacyjnych, utracił płynność finansową na skutek zbyt dużych zobowiązań koncesyjnych. Biznesplany firm telefonii stacjonarnej były konstruowane w odniesieniu do innych uregulowań prawnych i założeń funkcjonowania rynku.
Przyznawane koncesje miały obowiązywać 15 lat, a w każdej strefie numeracyjnej miał działać tylko jeden konkurent TP SA. Wejście w życie 1 stycznia 2001 roku prawa telekomunikacyjnego diametralnie zmieniło sytuację. Na mocy prawa koncesje przekształciły się w zezwolenia telekomunikacyjne, ale zobowiązania finansowe operatorów nie zostały anulowane. Takimi kosztami nigdy nie była, i nie jest dzisiaj, obciążona TP SA. Firmy podejmujące obecnie działalność telekomunikacyjną zobowiązane są jedynie do wniesienia opłaty administracyjnej. Ten stan prawny powoduje nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych działających na rynku telekomunikacyjnym i skutkuje falą protestów, wniosków do URT i sądów.
Operatorzy stacjonarni ponadto negują podstawę prawną pobierania opłat koncesyjnych. Z analiz prawnych wynika, że ówczesny minister łączności miał jedynie prawo określić wysokość opłaty koncesyjnej. Tymczasem, w drodze rozporządzenia, pozostawił on określenie wysokości tej opłaty podmiotom startującym w przetargu. Ta nadinterpretacja ustawy o łączności jest wyraźnym złamaniem woli ustawodawcy, dlatego operatorzy przygotowują wniosek do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o rozpatrzenie tych wątpliwości.
Do trybunału
Odbyło się wiele spotkań w Ministerstwie Łączności i Ministerstwie Gospodarki, które ostatnio przejęło obowiązki resortu łączności. Operatorzy i Krajowa Izba Gospodarcza Informatyki i Telekomunikacji podkreślali wagę problemu i zagrożenie dla Skarbu Państwa w przypadku pozytywnej opinii Trybunału Konstytucyjnego. Aby zabezpieczyć interes Skarbu Państwa przed późniejszymi, ewentualnymi roszczeniami operatorów, proponowano zawieszenie pobierania opłat koncesyjnych do czasu rozstrzygnięcia sporu. Podobnie jak inne wnioski i ten pozostał bez odpowiedzi. Między URT a ministerstwem trwa spór kompetencyjny, dotyczący tego, który z organów ma w gestii decyzje dotyczące opłat koncesyjnych. Spór skutecznie paraliżuje wszelkie decyzje w zakresie koncesji.
Obecne realia
Bilans ostatnich czterech lat w telekomunikacji wypada katastrofalnie. Z zakrojonego na dużą skalę w 1997 roku projektu liberalizacji sektora zostały tylko założenia.
Aż 60 procent firm, które uzyskały koncesje na lokalne usługi telekomunikacyjne, nie rozpoczęło działalności w tej dziedzinie. Zaledwie w kilkunastu rejonach kraju mieszkańcy mają możliwość wyboru drugiego operatora stacjonarnego. Na przykład linie obsługiwane przez Dialog obejmują we Wrocławiu znaczącą część miasta, z usług alternatywnego operatora korzysta blisko 70 tysięcy klientów. Wrocław należy jednak do wyjątków. Telekomunikacja Polska nadal obsługuje 95 proc. lokalnego rynku telefonii stacjonarnej. Pozycja monopolisty, zamiast słabnąć, została w ostatnich latach jeszcze wzmocniona. Ujawnione porozumienia rządu z France Telecom, opieszałość URT i MŁ pokazują, że woli do prawdziwej demonopolizacji rynku w ostatnich latach w Polsce nie było. Klinicznym przykładem tego problemu jest rynek połączeń międzystrefowych.
Niezależni operatorzy, z powodu przedłużających się negocjacji z TP SA, wystartowali z ponad rocznym opóźnieniem. Do dzisiaj resorty łączności i finansów nie dopracowały wspólnego stanowiska w sprawie rozliczania faktur za połączenia międzystrefowe. Tymczasem Telekomunikacja Polska zaciera ręce i wykorzystuje każdą prawną niejasność do przedłużenia swojego monopolu.
Czas na poprawki
Przedstawiciele UE, którzy w tym roku zapoznawali się z sytuacją polskiego rynku telekomunikacyjnego, mieli wiele uwag na temat ustawy Prawo telekomunikacyjne. MŁ i URT zobowiązały się do szybkiego przygotowania poprawek, aby dostosować nasze regulacje do unijnych.
Jarosław M. Janiszewski prezes Dialogu (Telefonia Lokalna)