Nowe technologie i nasze decyzje zakupowe mogą nadać modzie ekologiczny kierunek

Ewa Tyszko
opublikowano: 2024-01-24 11:21

Czas kolekcji modowych jesień-zima i wiosna-lato minął bezpowrotnie. Teraz są wypuszczane co dwa tygodnie, a nawet częściej. Jedna trzecia nigdy nie użytkowanych ubrań wyprodukowanych na świecie trafia na śmietnik. Moda jest uznawana za drugi po przemyśle paliwowym najbardziej szkodliwy dla planety sektor gospodarki. Światełkiem w tunelu mogą być nowe technologie i widoczna zmiana myślenia młodego pokolenia konsumentów.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Problemem, jaki przemysł modowy stwarza dla środowiska, jest zużywanie bardzo dużej ilości wody i chemikaliów, a także krótki czas użytkowania kupionej odzieży. Trudno się dziwić, że producenci starają się, by ich ubrania były tanie, jednak to powoduje, że rzadko decydują się wdrożyć droższe, lecz przyjaźniejsze dla środowiska metody produkcji.

Materiał z mandarynek i awokado

Pomysły i projekty świata naukowego przechodzą kilka etapów, zanim się upowszechnią. To, że coś się znakomicie sprawdza w laboratorium, nie oznacza, że zafunkcjonuje w przemyśle, w którym liczy się cena surowców i wydajność produkcji. Niektóre pomysły wyglądają jednak obiecująco. Dr inż. Justyna Pinkos z Instytutu Architektury Tekstyliów na Wydziale Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów Politechniki Łódzkiej widzi potencjał wzrostu konkurencyjności polskich producentów w naturalnych włóknach bez sztucznych domieszek, więc szybko ulegających rozkładowi.

– Były prowadzone prace nad tkaninami tworzonymi ze skórek jabłek czy mandarynek. Taki materiał musiałby zyskać jeszcze warstwę wzmacniającą, bo czysto organiczny źle pracował z maszynami – obecnie stosowane igły okazały się za grube. Dlatego pojawiają się pomysły na klejenie albo zgrzewanie przy pomocy ultradźwięków. Takie rozwiązania wymagają jeszcze czasu, bo może się okazać, że po praniu takie połączenie będzie nietrwałe. Pokazanie, że natura jest najlepsza, byłoby prawdziwym zwycięstwem – mówi specjalistka.

Dr Michał Szulc, dyrektor Instytutu Ubioru na Wydziale Sztuk Projektowych ASP w Łodzi, również uważa, że należy dać szansę nowym technologiom, uwzględniając, że potrzebują czasu na wdrożenie.

– Patrząc na to, jak rozwija się rynek materiałów pochodzenia roślinnego, myślę, że ta technologia ma szansę na szybkie zafunkcjonowanie. Widziałem tkaniny, które wyglądają jak naturalna skóra, a są zrobione z awokado. Już zaczynają być wykorzystywane w akcesoriach modowych – wskazuje specjalista.

Przyszłościowym rozwiązaniem może być druk 3D ubrań, ta technologia już pozwala na druk bawełną, jedwabiem, wiskozą – dziś jednak jest to bardzo drogie rozwiązanie.

– Ale perspektywiczne, bo przy produkcji tradycyjnej odpad po wykrojeniu elementów, które są później zszywane w ubranie, to około 30–35 proc., a w przypadku skóry nawet ponad 40 proc. Druk 3D czy technologia dziewiarska pozwalają na zużycie dokładnie takiej ilości materiału, jaką chce się wykorzystać w produkcie. Zastanawiamy się też, czy powstaną tkaniny, które obędą się bez prania – musiałyby zawierać włókno opracowane tak, że byłoby antyalergiczne, nieprzyjmujące zapachów, niewymagające odświeżania. Choć brzmi to futurystycznie, weźmy pod uwagę, że pod Łodzią już działa firma, która produkuje dzianiny z dodatkiem miedzi działające jak bandaże, które pomagają leczyć rany – wskazuje Michał Szulc.

Mydlenie oczu

Polsce trudno konkurować z producentami z Azji którzy mają niskie koszty produkcji, bo wykorzystują do pracy dzieci.

– Klienci przyzwyczaili się już, że szybko dostają nową odzież, i nie myślą o tym, że idzie to w parze z zagrożeniem dla środowiska. Z drugiej strony wiele marek odzieżowych pokazuje, że idą w stronę ekologii, używając np. organicznej bawełny. Jest jednak kosztowna, co wpływa na ostateczną cenę – uważa dr Justyna Pinkos.

Cena jest też związana z certyfikatami, na które firma musi wyłożyć pieniądze, bo seria badań w akredytowanych laboratoryjnych kosztuje i zajmuje czas.

– Dlatego wiele firm uznaje, że im się to nie opłaca, bo przy tempie wprowadzania produktów na rynek klient szybciej wykupi te bluzki niż przyjdą wyniki z laboratorium. Późniejsze akcje marketingowe bazujące na hasłach dotyczących zrównoważonego rozwoju nie są w żaden sposób kontrolowane. Czytamy hasła: „oddaj nam zużytą odzież, my ją poddamy recyklingowi, odzyskamy włókno, stworzymy ekologiczną kolekcję”, a w późniejszych raportach nie ma wiarygodnych, potwierdzonych informacji, że do takich procesów doszło. Dla mnie to ekologiczne mydlenie oczu – uważa dr Justyna Pinkos.

Zdaniem Michała Szulca nie zawsze certyfikat pozwala spać spokojnie, z poczuciem zakupowego czystego sumienia, bo część certyfikatów można kupić.

– Fabryka w Bangladeszu kupuje tonę certyfikowanej przędzy, z której na papierze produkuje 62 tony ubrań i podpisuje, że zostały wyprodukowane z przędzy certyfikowanej. Poza tym certyfikat potwierdzający, że w produkcji bawełny nie został użyty pestycyd A nie oznacza, że nie użyto pestycydu B – pokazuje przykłady naukowiec.

Przez kilkanaście lat współpracował z dużymi firmami odzieżowymi.

– Oczywiście są marki, w których liczy się każdy cent i każdy grosz. Pewnie będą kupowały produkty najtańsze, najszybsze w transporcie i wpuszczeniu do obrotu. Wydaje mi się, że przybywa tych, które chcą budować długoterminową strategię. W Polsce sieciówki zwalniają bardzo dużo pracowników. Jedna z największych firm w Polsce właśnie zlikwidowała biura w Bangladeszu i w Chinach. Wygląda na to, że sieciówki mają coraz mniejsze przychody i nie jest to związane z kwestią zubożenia społeczeństwa. Moim zdaniem na rynek wchodzą marki trochę mniejsze, które powoli stają się odczuwalną konkurencją – mówi dr Michał Szulc.

Jako przykład dobrych praktyk podaje Skandynawię.

– Na Kopenhaski Tydzień Mody czeka się z wypiekami na twarzy. Tam prezentują się marki, które narodziły się kilkanaście lat temu, szyją lokalnie, podchodzą selektywnie do surowców, tworzą rzeczy, które są bardzo bliskie ludziom. Nie produkuje się ubrań, które są okazjonalne. Patrząc na to, ile mediów tam jeździ, ilu jest followersów, kont na Instagramie, które prezentują te treści, nie mówimy tylko życzeniowo o postawie, tylko o czymś turbomodnym – twierdzi naukowiec.

Mądre kupowanie, dłuższe używanie

Niezależnie od tego, na co pozwolą nowe technologie, największy wpływ na produkcję mają decyzje klientów. Najprostszym ekologicznym rozwiązaniem jest decyzja o kupowaniu mniejszej liczby rzeczy, które przetrwają dłużej.

– Pamiętajmy o kolejnym problemie, czyli zużywaniu się i brudzeniu ubrań podczas przymiarek i odsyłanie ich podczas zakupów internetowych. Czytałem w różnych raportach, że jedna rzecz może być przeznaczona do wysyłki najwyżej trzy razy, później trafia na wysypisko śmieci albo ląduje w spalarni, bo jest uznana przez firmę za niezdatną do sprzedaży. Czyli ekorozwiązaniem będą wszystkie metody, które pozwolą na jak najlepszą decyzję jeszcze przed zakupem – uważa Michał Szulc.

Naukowcy z obu uczelni są zgodni, że nadzieją jest widoczna zmiana myślenia młodych ludzi.

– Patrząc na to, jak funkcjonują dzisiaj 19-, 20-latkowie, widzę, że bardzo rzadko kupują coś nowego, raczej przerabiają, kupują rzeczy stare albo noszą ubrania wygrzebane z rodzinnych szaf. Dla nich ekomyślenie jest naturalne. To oni nadadzą nowy kierunek światu mody – uważa dr Michał Szulc.

Politechnika Łódzka także promuje ideę recyklingu wśród studentów.

– Jestem opiekunką koła naukowego, stworzyliśmy wspólnie kolekcję odzieży z drugiej ręki z użyciem tego, co zalegało w szafach studentów. Szacuje się, że produkcja jednej pary jeansów może pochłonąć nawet 11 tys. litrów wody. Wyszliśmy z założenia, że przerobimy to, co zostało już wyprodukowane tak wysokim kosztem. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób czuje opór przed noszeniem używanego przez kogoś ubrania. Miejmy jednak świadomość, jak nasza planeta jest zanieczyszczona przez odzież. Można też przerabiać własne ubrania, to nie wstyd – uważa dr Justyna Pinkos.

Świat nauki wie, jak bliska jest perspektywa katastrofy ekologicznej, więc trzeba pracować jak najszybciej, by jej zapobiec.

– Nie sądzę, że kiedyś powstanie produkt, który będzie w 100 proc. dobry dla nas, dla środowiska, ekonomiczny i wejdzie do masowej produkcji, czyli sprawdzi się na wszystkich polach przemysłu odzieżowego. Myślę jednak, że za 10 lat dużo rozwiązań, które dziś wydają się niemożliwe albo ze świata science fiction, okaże się standardem – podsumowuje dr Michał Szulc.