O zakończeniu tygodnia na GPW zadecydują dane z USA

Waldemar Borowski
opublikowano: 2008-12-05 07:56

Po wczorajszym rajdzie, w którym kupujący akcje na GPW wygrali zdecydowanie starcie ze swoimi przeciwnikami, otwiera się szansa na wyraźne zaakcentowanie popytu i wybicie indeksów. Kolejne podejście do psychologicznej bariery 1800 pkt. tym razem może skończyć się sukcesem popytu. Warszawscy inwestorzy mają widoczną wolę przerwania złej passy i długotrwałej konsolidacji na rynku. Jedno, co może im stanąć na drodze, to otoczenie zewnętrzne i mocniejszy ruch na południe czołowych parkietów europejskich.

Piątkowa sesja będzie rozgrywać się w cieniu popołudniowego raportu o stopie bezrobocia w USA.  Ekonomiści prognozują wzrost bezrobocia w największej gospodarce do 6,8 proc. Do tego momentu byki mogą zachowywać się bardziej defensywnie i asekuracyjnie. Dane lepsze lub zgodne z prognozami, będą istotnym czynnikiem wspierającym inwestorów zainteresowanych podnoszeniem indeksów na naszej giełdzie. Z kolei przekroczenie spodziewanej stopy 6,8 proc., może odebrać im chęci do zakupu akcji i przekreślić wolę walki o wyższe zamknięcie tygodnia, w obawie o dzisiejszy finisz na Wall Street.

Niestety spadające w geometrycznym tempie ceny ropy naftowej nie są wsparciem dla wycen  naszych firm paliwowych. Rynek ropy, a za nim także pozostałych surowców został całkowicie rozchwiany przez kapitał spekulacyjny. Od 23 września, po gwałtownym wzroście o 215 proc. ilości długich pozycji (według Commodity Futures Trading) nastąpiło masowe zamykanie krótkich i długich pozycji na ropie. Od tego czasu obserwujemy ostrą tendencję spadkową surowców. Takie  zachowanie nie wróży więc radykalnej zmiany sentymentu na towarach. Do czasu kiedy wielcy gracze nie będą zainteresowani zmianą trendu,  jest to kotwicą dla wyraźnego wybicia wyceny PKN Orlen i KGHM, co z kolei obciąża nasz indeks blue chipów. Dlatego po wczorajszym skoku na akcjach banków bardzo ważna jest postawa TP SA oraz utrzymanie formy przez największe nasze instytucje finansowe.

Czwartkową sesję na Wall Street amerykańscy inwestorzy rozpoczęli  od realizacji dwudniowych zysków doprowadzając indeksy do niewielkiej przeceny. Jednak wraz z upływem czasu pozbywanie się akcji nabrało tempa i sprzedający doprowadzili do wyraźnych zniżek. Dow Jones zanurkował o 2,5 proc., a głównymi motorami tego spadku było tragiczne zachowanie się kursów General Motors i Alcoa. Honoru amerykańskich blue chipów bronił McDonald’s Corp., Home Depot i JP Morgan Chase. Natomiast indeks szerokiego rynku S&P500 spadł 2,9 proc.

Wydarzeniem wczorajszego dnia w Stanach była wypowiedź szefa Fed w Waszyngtonie. Ben Bernanke stwierdził, że niezbędne jest podjęcie nowych działań w celu wsparcia amerykańskiego rynku nieruchomości i zapobieżeniu przejmowaniu domów. Według niego liczba zajęć  w tym roku może osiągnąć rekordową, dwukrotnie wyższą niż w poprzednim, liczbę 2,25 mln domów. Te słowa, i przypomnienie inwestorom,  przez szefa Fed, o utrzymywaniu się bardzo trudnej sytuacji na rynku nieruchomości, wpłynęły na pogorszenie się nastrojów. Główną przyczyną spadków w Nowym Jorku była jednak realizacja zysków z ostatnich wzrostów.

Najważniejsze latynoskie parkiety, mimo ostrej przeceny ropy, nie zaraziły się od Wall Street niedźwiedzim nastawieniem. Brazylijska Bovespa i meksykański IPC uległy niewielkim zniżkom, a argentyński Merval pochwalił się nawet blisko 3 proc. wzrostem. Argentyński rząd planuje wykorzystać miliardy dolarów uzyskane z nacjonalizacji funduszy emerytalnych na wsparcie rolnictwa i przemysłu, w celu przezwyciężenia kryzysu w tym kraju.

Czerwone zakończenie sesji w Nowym Jorku i niejednoznaczny   handel na  parkietach Azji to niewielki plus dla warszawskich niedźwiedzi, ale nie oznacza to  ich sukcesu na  zakończenie tygodnia. To bardziej determinacja popytu , oraz stopa bezrobocia w USA rozstrzygną o wyniku dzisiejszej sesji na GPW.