Miłości do dwóch kółek nie przekazali mu rodzice. Przeciwnie – byli wielkimi przeciwnikami sportów motorowych. Do tego stopnia nie podzielali jego pasji, że skonfiskowali pierwszą motorynkę, którą przyjechał do domu. Potem przezornie ukrywał sprzęt u kolegów.
– Gdybym miał się doszukiwać jakiejś analogii, powiedziałbym, że moja pasja do motocykli jest po prostu unowocześnioną wersją rodzinnych tradycji. Rodzice nie byli entuzjastami koni mechanicznych, ale uwielbiali prawdziwe. W rodzinie mojej matki miały specjalny status. Były wyjątkowo traktowane i ten szacunek przechodził z pokolenia na pokolenie. Wywodził się prawdopodobnie od moich pradziadków, którzy służyli w kawalerii. Wtedy współpraca między człowiekiem i koniem była szczególnym rodzajem partnerstwa, które mnie również wpajano – mówi Wojciech Gołębiowski, wiceprezes Palo Alto Networks na Europę Środkową i Wschodnią.
Trudne początki
Wspomina, że zanim nauczył się jeździć motocyklem, próbował nakłonić rodziców do zakupu motorynki Romet Pony.
– Udało mi się namówić tatę, żeby pojechał ze mną obejrzeć pojazd. Nieśmiało oglądałem go ze wszystkich stron, aż sprzedawca w końcu powiedział, żebym się przejechał. Nie wahałem się długo. Oczywiście nie umiałem jeszcze jeździć, ale nie mogłem przegapić takiej okazji. Jak tylko ruszyłem, uderzyłem w drzwi garażu. To mnie na jakiś czas zniechęciło. Złamałem palce, a tata był wściekły. Koniec końców nie kupiliśmy motorynki. Zrobił to mój kolega z placu zabaw i od czasu do czasu ją pożyczałem. Wymykałem się z domu, żeby na niej jeździć – opowiada menedżer.
Motocykl towarzyszy mu praktycznie przez całe życie. Żartuje, że przesiadł się na niego, kiedy nauczył się jeździć na rowerze. Dzisiaj jest na innym etapie życia – ma rodzinę, pracę, ale potrafi zachować balans między aktywnością zawodową i życiem osobistym.
– Gdybym zaczął skrupulatnie monitorować, ile czasu poświęcam karierze, a ile spędzam z rodziną, przyjaciółmi czy oddając się swojemu hobby, pewnie okazałoby się, że udaje mi się utrzymać zdrową równowagę. Uważam, że pracujemy efektywniej, jeśli potrafimy się regularnie odrywać od obowiązków, zdystansować i spojrzeć na sprawy świeżym okiem – mówi Wojciech Gołębiowski.
Pomaga mu w tym jazda motocyklem, która daje poczucie wolności. Wtedy odpoczywa, a do głowy przychodzą mu najlepsze pomysły, co znacznie ułatwia pracę.
– Poza tym od czasu do czasu jazda na motocyklu jest dla mnie formą medytacji. Jadąc, można oczyścić umysł z całego szumu informacyjnego, który nieustannie krąży w głowie. W pobliżu nie ma telefonu ani innych rozpraszaczy… – mówi motocyklista.
Pasja, która łączy
Nie bierze już udziału w zlotach, które kiedyś stanowiły ważną część jego życia. Dziś – przyznaje – trudno pogodzić je z ważnym dla niego życiem rodzinnym. Od czasu do czasu wybiera się z przyjaciółmi pojeździć na dwóch kółkach. Uważa, że czasem warto mieć towarzystwo – jazda w parze lub w większej grupie, zwłaszcza na trudnych trasach, jest polecana ze względu na bezpieczeństwo.
Uważa, że posiadanie cech przydatnych motocykliście pomaga w prowadzeniu firmy.
– Zacząłbym od odwagi, pewności siebie, zdolności do przekraczania własnych ograniczeń, a nawet wyobraźni. Wytrwałość w dążeniu do celu, determinacja, działanie w sytuacjach stresowych i skrupulatność to również cechy dobrego motocyklisty i menedżera. Bez tego trudno poradzić sobie w biznesie i w zarządzaniu zespołem o różnorodnych kompetencjach – wskazuje Wojciech Gołębiowski.
Przyznaje, że pasja do jednośladów pomaga mu budować relacje biznesowe.
– Motocyklista zawsze rozpozna drugiego motocyklistę i od razu złapie z nim wspólny język. To zwarta społeczność, co doskonale widać np. na drodze. Począwszy od pozdrawiania się, a skończywszy na poważnych rozmowach biznesowych przy stole, gdzie ze względu na wspólne tematy łatwiej zacieśnić relacje. Nic tak nie łączy ludzi jak wspólne doświadczenia – twierdzi menedżer.
Na drodze jak w biznesie
Uważa, że zarówno na motocyklu, jak i w biznesie wszystkie działania muszą być dobrze przygotowane i zaplanowane z rozwagą i rozmysłem, dlatego skrupulatnie analizuje każdą trasę.
– Pasjonuję się motocyklami enduro, czyli takimi, które są przystosowane do jazdy terenowej. Często trasa prowadzi przez trudny teren, pełen przeszkód. Jazda jest bardzo intensywna i wymaga skupienia. Upadki są zatem czymś naturalnym, co trzeba wkalkulować jako potencjalne ryzyko. To przygotowanie daje jednak poczucie wolności – mówi Wojciech Gołębiowski.
Według niego z jazdą motocyklem jest jak z zarządzaniem organizacją – nie zawsze wiemy, na jaką drogę wjedziemy. Czasami spotkamy na niej wiele wybojów, innym razem uda się przejechać gładko. Ponieważ nie mamy pewności, co nas czeka, musimy być gotowi na wszystko – dokładnie tak jak w cyberbezpieczeństwie.
– W dzisiejszym świecie nikt nie pyta, czy cyberatak nastąpi, lecz raczej kiedy to się stanie. Staram się tę filozofię przenosić również na klientów i partnerów biznesowych. Zawsze podkreślam, że przy obecnej skali cyberprzestępczości Rosji lub Chin poważny incydent może się wydarzyć w każdej chwili. Firmy muszą być przygotowane na takie sytuacje, by móc szybko wrócić do działania bez ponoszenia strat. W erze cyberzagrożeń nowoczesny lider powinien działać jak motocyklista, który nie tylko czuje wolność, lecz także przewiduje niebezpieczeństwo – konkluduje wiceprezes Palo Alto.

