Nastroje akcjonariuszy Orange zmieniają się jak w kalejdoskopie. Telekom jeszcze we wtorek 11 lutego — czyli dzień przed publikacją wyników za czwarty kwartał — notował na GPW roczne szczyty, a kurs jego akcji dobijał do 11,60 zł. W środę jednak spadki kursu przekroczyły 5 proc. Spółka — jeszcze niedawno notowana jako Telekomunikacja Polska — miała w 2013 r. 12,923 mld zł przychodów (8,6 proc. mniej niż rok wcześniej) i 294 mln zł czystego zysku (spadek o 65,6 proc.). W IV kw. była 102 mln zł na minusie na poziomie netto.
— Wyniki Orange są poniżej oczekiwań. Nie można jednak ocenić ich jednoznacznie negatywnie — ja spodziewałem się niższych wydatków na pozyskanie i utrzymanie klientów, ale z drugiej strony po wyraźnych zwyżkach użytkowników mobilnych i mniejszych od oczekiwanych spadków w telefonii stacjonarnej widać, że te pieniądze nie zostały zmarnowane. Rozczarowuje konserwatywny cel na 2014 r. w zakresie cash flow i deklaracja dywidendowa — co prawda ja nie oczekiwałem, że Orange będzie chciało podzielić się zyskiem w większej skali, ale rynek, co widać po kursie, ewidentnie na to liczył — ocenia Andrzej Kubacki, analityk ING Securities. Według Konrada Księżopolskiego z Espirito Santo Investment Bank, spadki to reakcja nie tyle na wyniki, ale na komunikat o dywidendzie… a właściwie na to, czego w nim nie było.
— Oczekiwano, że spółka dopuści możliwość zwiększenia wypłaty w zależności od wyników aukcji częstotliwości — takiej deklaracji zabrakło. Może być to efekt decyzji UKE o odwołaniu aukcji. Zasiało to ziarno niepewności — możliwe, że rynek obawia się, że przy okazji kolejnych konsultacji warunki zmienią się na niekorzyść Orange, a np. na korzyść grupy Zygmunta Solorza- Żaka — mówi analityk.