Zeznaje Mirosław G., lat 60, właściciel firmy.

Na początki 2005 r. dostałem od WGI zaproszenie na konferencję o kosztach wstąpienia Polski do strefy euro. Było tam kilka znanych osób, pani Bochniarz, prof. Orłowski, Rosati. Na przerwie obiadowej podeszła do mnie pani Barbara Ł., dawniej moja dysponentka w CitI Banku, opiekunka osób ze złotą kartą. Obsługiwała moje inwestycje, zakup akcji, obligacji czy innych produktów. Pani Barbara wiedziała, że dysponuję jakimiś pieniędzmi. Pani Barbara przedstawiła mi dwie panie, Małgorzatę S. i pani B., nie pamiętam dokładnie. Wywiązała się rozmowa na temat inwestycji. Według analityków WGI w związku ze zbliżającymi się wyborami w 2005 r. SLD ma małe szanse na reelekcję, inne ugrupowanie przejmie władzę, i analitycy WGI podejrzewają ogromne spadki na giełdzie, spadki towarzystw ubezpieczeniowych, duże tąpnięcie. Później padło pytanie, gdzie ja inwestuję, czy jestem zadowolony z inwestycji, co bym powiedział, gdyby zaproponowano mi inwestycję w papiery Meryll Lynch, których zyskowność spodziewana ma wynosić 30-40 proc. Dostałem broszurkę z zasadami, wynagrodzeniem zarządzającego. Powiedziano mi, że najdalej do końca lutego 2005 r. muszę wpłacić minimum 2 mln zł, żeby móc w tym uczestniczyć. Po dwóch-trzech dniach, chyba 18 lutego dałem polecenie do TFI o spieniężenie części moich funduszy. Na moje konto wpłynęło 3,2 mln zł. Zadzwoniłem do tych pań, panie B i S pojechały ze mną do banku, podały numer konta na wpłatę, to chyba było konto w BRE Banku. To chyba było 23 albo 24 lutego. WGI nie posiadała wówczas zgody na prowadzenie domu maklerskiego, ale było tłumaczone że jest już po audycie i kontroli, i że lada moment KPWiG wyda taką zgodę. Wówczas miały być podpisane z nami odrębne umowy, a te wpłacone kwoty na razie będą pracowały na foreksie. Czas leciał, ale nie było sygnału o koncesji dla WGI. Około 28 kwietnia dowiedzieliśmy się, że nasze pieniądze w tym czasie nie pracowały, wówczas wystąpiłem do prezesów o wypłacenie mi należnych odsetek, bo moje pieniądze na ich koncie również zarabiały, ale nie przyniosły mi dochodu. Na początku były opory, po 2 tygodniach wypłacono mi 13,5 tys. zł. W maju otrzymałem pierwszy raport. Złotówka się wzmacniała, ale nie było to widoczne na raportach. W czerwcu zwróciłem uwagę, że raporty przychodzą z bardzo dużym opóźnieniem, co budziło ich zdziwienie. Wyjąłem koperty z datą stempla pocztowego, który pokazuje że jest opóźnienie 10-14 dni wobec zobowiązania. Wyjaśniono mi, że firma ma problemy polegające na wdrażaniu systemu komputerowego, co jest dziwne, że firma finansowa wprowadza niesprawdzony system. Zapytałem panów o koncesję, ale panowie S i K tłumaczyli, ze komisja nie wydała zgody, ale jakaś firma brokerska, działająca na polskim rynku, robi im jakieś problemy. Chyba chodziło o firmę Marka Zubera. Na początku września zostałem z żoną zaproszony na pole golfowe do Rajszewa na turniej prezydencki w golfa. Do wygrania był jaguar, była bita moneta pamiątkowa WGI. Tam spotkałem 9-11 osób, klientów, którzy wcześniej byli klientami Citi Banku i byli obsługiwani przez panią Barbarę Ł. Z rozmowy z nim domyśliłem się, że moje zaproszenie na spotkanie w Westinie lutym nie było przypadkowe. Wcześniej jedyną informacją o WGI było oglądanie przedstawicieli WGI w programie Tadeusza Mosza "Masz albo nie masz". Byli tam prezesi, doradcy, przedstawiciele WGI. Człowiek odnosił wrażenie o silnej, prężnej firmie, świetnie zorganizowanej, umiejętnie zarządzanej. We wrześniu 2005 r. dostałem wezwanie do KPWiG na przesłuchanie w obecności prezesów WGI. Podstawą tego wezwania był fakt, że ponieważ przez kilka miesięcy nie mogłem się doprosić o ukazanie mi mojego portfela, więc zgłosiłem się do komisji z prośbą, żeby mi pomogli rozwiązać ten problem. Tym bardziej, że na raportach z WGI co miesiąc kwoty podawane w ogóle nie odpowiadały kwotom przez mnie zainwestowanym. Były bardzo zaniżone. Wszystkie kopie raportów złożyłem w komisji, a potem w prokuraturze. W październiku chciałem wysiąść z tej karuzeli, ale pan wiceprezes K. powiedział, że to niemożliwe, bo zgodnie z umową, mój okres pobytu w WGI musi wynieść co najmniej 12 miesięcy. Nie znalazłem takiego paragrafu w umowie. W listopadzie 2005 r. dostałem mail z propozycją spotkania. Nie miałem ochoty na spotykanie się w biurze, więc umówiliśmy się w kawiarni w Wola Parku. Najpierw była luźna rozmowa, potem mówiłem o swoich wątpliwościach. Wówczas dostałem w zaklejonej kopercie dwa raporty na ten sam miesiąc, ale w jednym była różnica 200 tys. zł. Była taka propozycja, żebym o tym w ogóle nie mówił, a tym bardziej KPWiG, a będę dostawać przy każdym raporcie 0,5 proc. więcej. To miała być nasza słodka tajemnica. Najśmieszniejszą rzeczą było to, że nie mam poprzednich raportów. Dowiedziałem się, że mogę je wyrzucić, porwać. Na drugi dzień wysłałem mail, że się nie zgadzam i żądam rozwiązania umowy i zwrotu pieniędzy. Wystąpiłem do WGI też o odszkodowanie za 9 miesięcy obracania moimi pieniędzmi, wyliczając średnią z wyników innych biur maklerskich i towarzystw, że na tej kwocie miesięcznie poniosłem stratę 1,66 proc. miesięcznie - czyli około 500 tys. zł. Pan S. mi odpowiedział, że musi się zebrać rada nadzorcza. Zaproponował, by mój mecenas przygotował porozumienie ugody między mną a WGI.
Jeszcze sobie przypomniałem, ze w maju-kwietniu 2005 otrzymałem wyciąg z podstawowymi błędami matematycznymi. Pan K. obejrzał to, stwierdził, że wszystko jest w porządku, ale dowiedziałem się, że firma ma tzw. podwójny audyt i takie błędy nie mają być prawa na dokumentach.
Wracając do października. Szykowałem się w podróż do Ameryki Południowej i zażądałem zwrotu do 8 listopada. Pan S. zaproponował mi 53 tys. zł odszkodowania, nie przystałem. Potem trafiła na konto pierwsza transza 3,1 mln zł. Po informacji telefonicznej z BRE Banku, wieczorem przyszła dopłata do pełnej kwoty.
Powiedziałem mojemu koledze, który też tu zainwestował, że coś mi tu nie gra. Poradziłem mu, żeby się wycofał, co też on uczynił. Potem przeanalizowałem proces młynka do mielenia ludzi, natknąłem się na artykuł w Gazecie Wyborczej o tym, że prokuratura podjęła śledztwo w sprawie obligacji Meryll Lynch, wówczas byłem przekonany, że coś jest nie tak. Spotkałem się z kilkoma osobami które znałem z Citi Banku, że szykuje się jakiś przekręt. Dwie osoby zareagowały, reszta puściła to mimochodem. Wówczas kontaktowałem się z Gazetą Wyborczą na zasadzie bezimiennego uczestnika WGI i podzieliłem się spostrzeżeniami. Potem było spotkanie z panią Marszałek z Rzeczpospolitej i panem Kittelem, dziennikarzami śledczymi. Poprosiłem, żeby sprawdzili te rzeczy i o tym napisali. Chciałem otworzyć ludziom oczy, żeby wiedzieli co się z ich pieniędzmi dzieje. W tym czasie ja już wszystkie swoje pieniądze, w wyjątkiem odszkodowania, wycofałem. Wiem, ze po 2 tygodniach już się ukazało w prasie z innych źródeł artykuły o podwójnej księgowości WGI, a także artykuł że WGI nie wpłaciło do funduszu gwarancyjnego należnych pieniędzy.
Następnie na początku roku dostałem PIT z wyliczeniami z kosmosu oraz zostałem wezwany do Urzędu Skarbowego, gdzie mi powiedziano, że nie są w stanie wyegzekwować od WGI żadnych materiałów żeby odtworzyć moje zyski czy straty. Później tego samego nie mogli odzyskać od syndyka. Syndyk przysłał mi wtedy wezwanie do natychmiastowego wpłacenia prawie 1,9 mln zł. To miałyby być pieniądze, które niesłusznie pobrałem z konta WGI. Ja odebrałem jedynie swoje pieniądze wpłacone przelewem przez bank i tak one wróciły. W maju 2006 r. dostałem pismo od radcy prawnego WGI, że zwraca się do mnie żebym zaprzestał działania na rzecz jego mocodawców w charakterze podawania nieprawdziwych danych na temat WGI. Dotychczasowa współpraca z WGI powstrzymuje spółkę od wytoczenia procesu o zniesławienie i rozpowszechnianie nieprawdziwych danych. W innym przypadku, wszystkimi kosztami utraty autorytetu i zysków, kosztami obarczą mnie. Na koniec napisali, że wzywają mnie na 16 czerwca, że do godziny 14 mam złożyć oświadczenie, że wszystko co dotychczas mówiłem jest niezgodne z prawdą i było spowodowane moim niezrównoważonym stanem emocjonalnym. Natychmiast napisałem do stowarzyszenia radców prawnych. Oświadczenia nie złożyłem oczywiście i tego nie zrobię, bo dalsze postępowanie potwierdza moje przypuszczenie, że działalność firmy nie była adekwatna do zapewnień składanych klientom.
Pytania prokuratora: Czy pan ma jakieś roszczenia finansowe?
- Panowie nie wypłacili mi należnego odszkodowania. Zostawiłem tę sprawę jako moje kolejne doświadczenie życiowe i przestrogę. Nie jestem tak biedny, jak obdarty.
Obrońca: czy pan wie, kiedy komisja przyznała WGI licencję?
- 28 kwietnia 2005. To zasłyszana informacja, nie dokument.
Czy pamięta pan treść umowy zawartej z WGI?
- Nie pamiętam.
Czy w treści umowy była informacja o ryzyku inwestycyjnym?
- Tak, oczywiście.
Mówił pan o obiecywanych pseudozyskach. Kto je obiecywał?
- To nie były tylko obiecanki, to były konkretne dokumenty, które otrzymałem. Na papierze firmowym grupy WGI, był podany przedział ewentualnej zyskowności od 30 do 40 proc. Mówię o Meryll Lynchu. Tam były jeszcze inne pozycje. Wszystkie te dokumenty przekazałem prokuraturze, są w aktach.
Czy był pan informowany o tym, że pana pieniądze są inwestowane w obligacje niedopuszczane do publicznego obrotu?
- Tak, byłem.
W jakiej dacie wpłacił pan ostatnie pieniądze do WGI?
- 22 luty 2005 r. przelałem 3 mln zł, w marcu 100 tys. zł, a w kwietniu 2005 r ostatnie 100 tys. zł.
Czy jest pan absolutnie pewien, że nie w czerwcu 2005 r.?
- Jestem absolutnie pewien, że nie i nie ma żadnego śladu takiej dyspozycji mojej.
Czy pamięta pan, czy w maju 2005 r. zgłosił się pan z wątpliwościami do KPWiG do pana Malesy?
- Tak.
CO pan mu powiedział?
- Że nie mam jasności co mam kupione i za jakie kwoty. Tym bardziej, ze z prasy dowiedziałem się, że prokuratura interesuje się obligacjami Meryll Lyncha, które są bezprawnie wprowadzane przez WGI, które nie ma pozwolenia KPWiG.
Czy WGI DM miał cokolwiek wspólnego z obligacjami Meryll Lynch?
- WGI wtedy jak piskorz zmieniało nazwy, tworzyło spółki. Dla mnie w lutym była informacja że miałem dostać obligacje Meryll Lynch.
Czy złożył pan dyspozycję zakupu takich obligacji?
- NIkt nie składał żadnych dyspozycji, wszystko się kończyło na pseudoobietniach.
Czy WGI oferował klientom obligacje Meryll Lynch?
- Tak, proszę zobaczyć (okazuje dokument dotyczący oferty)
Na czym polegał pański bezimienny kontakt z Gazetą Wyborczą?
- Nie chciałem ujawniać mojego nazwiska w wywiadzie z panem Stecem.
Kiedy i gdzie ukazał się artykuł o podwójnej księgowości WGI?
- Parkiet, albo Rzeczpospolita lub Wyborcza, kiedy KPWiG w rozmowie z dziennikarzem potwierdziła, że znaleziono w dokumentach WGI podwójną księgowość.
Powiedział pan, że to było w końcówce 2005 r.
- Nie, to na pewno był 2006 r.
Jak długo pańskie pieniądze na koncie WGI nie zarabiały?
- Od 22 lutego 2005 r. do 28 kwietnia 2005 r. Dlatego wystąpiłem o odszkodowanie, po dyskusjach otrzymałem 13,5 tys. zł.
Czy był pan informowany, że to wynika z decyzji KPWiG? Tłumaczono to panu?
- Napisałem pismo do KWPiG, że dowiedziałem się od przedstawicieli WGI, że mimo że nie posiadali zgody na prowadzenie DM, mówiono o problemach z systemem komputerowym, firmie, która bruździ, że nie mogą rozpocząć działalności z powodu komisji. Od dyrektora Szuszkiewicza dowiedziałem się, że to bzdura.
Czy pan wie, kiedy komisja przyznała licencję?
- 28 kwietnia 2005.
A czy to nie jest data uruchomienia DM? Wchodził pan na stronę spółki?
- Nie. WGI ściągając pieniądze od klientów mówiła, że lada moment dostanie licencję.
Jaki byłby sens w takim razie mówienia panu, że WGI nie ma licencji, jeśli WGI posiadała licencję od września 2004 r.?
- Nie wiem. Ale to dziwne, że w lutym 2005 r. przyjmując od nas pieniądze, podpisywała z nami umowę nie jako DM, ale że jak dostanie pozwolenie to sporządzona zostanie odpowiednia umowa.
Czy nie myli pan dat zgłoszenia do KPWIG rozpoczęcia działalności maklerskiej i uzyskania licencji?
- Całkiem możliwe. Wynika to z faktu, że może tylko ja nie byłem poinformowany, a wszyscy uczestnicy wiedzieli. Bardzo wątpię.
A czy w zawiadomieniu do prokuratury powiedziałem o tym, że nie byłem informowany o zakupie obligacji WGI COnsulting?
- Możliwe.
A czy dostał pan list z WGI, że na pański rachunek będą zakupione obligacje WGI Consulting?
- Nie otrzymałem. WGI Consulting nie miała prawa działać według mnie, bo KPWIG nie miałaby nadzoru nad pieniędzmi, hulaj dusza, piekła nie ma.
A czy wie pan, że KPWIG zaakceptowała możliwość zakupu obligacji niedopuszczonych do publicznego obrotu i emitowanych przez spółkę zewnętrzną.
- Nie wiem.
W oparciu o co wyliczył pan stratę 1,66 proc. miesięcznie?
- W oparciu o wyniki innych instytucji.
A czy jeśli pan zainwestuje w jednej firmie, a inna wypracuje większy zysk, to domagałby się pan odszkodowania?
- Nie.
Więc jaka jest pańska logika?
- Firmie, której powierzyłem pieniądze, nie dała mi żadnego zysku operując moimi pieniędzmi przez 9 miesięcy, od tego czasu nie miałem zielonego pojęcia. Uwazam, że udzieliłem jej pożyczki. MIałem szansę zarobić 1,66 proc. w tym czasie, gdybym nie udzielił tej pożyczki.
Raz mówił pan, że dostał pan list z informacją o zakupie obligacji WGI Consulting, a raz że nie. Proszę to wytłumaczyć.
- Walory WGI Consulting były fikcyjnie stworzone, nic za nimi nie stało. Tak jak WGI Europe. W firmie zaczęło się mącenie.
Proszę odpowiedzieć na moje pytanie, skąd różnica w pańskich zeznaniach dziś, a wcześniej?
- Ja tych obligacji nie chciałem mieć. Poinformowano mnie o tym zakupie, ale nie chciałęm tych obligacji. Nie podpisałem takiej umowy, w której byłem informowany o zakupie obligacji WGI Consulting. Nie analizowałem, czy te obligacje istniały i czy zarabiały.
Czy w czasie zeznań w KPWiG powiedział pan że pan wie o zakupie obligacji WGI COnsulting?
- Powiedziałem, że mnie o to informowano.
Czy w trakcie spotkania w Rajszewie zapraszał pan pracodników WGI na grilla do siebie?
- Pierwsze słysze, nie zapraszałem.
Czy w maju 2005 r., co pan powiedział dyrektorowi Malesie z KPWiG?
- Nie pamiętam co dokładnie. Podzieliłem się spostrzeżeniami i obawami.
i to był maj 2005 r.?
- Nie pamiętam, chyba tak.
A kiedy była pańska dyspozycja wypłaty?
- Końcówka października lub początek listopada 2005 r.
A czy zdarzyło się, że któryś z raportów zawyżał wartość pańskich środków?
- Nie, z wyjątkiem tych, które otrzymałem w galerii handlowej od pana K.
Dlaczego wybrał pan na spotkanie w WOla Parku?
- Blisko domu i miejsce publiczne.
Bał się pan czegoś?
- Dostawałem anonimowe głuche telefony, a wcześniej dostałem do skrzynki pocztowej kartkę z krzyżem. Potem zaczęły się telefony, jeden się wyświetlił, podałem go prokuraturze. Byłem zastraszany. Był teki tekst "Skrzywdziłeś bardzo dużo ludzi z WGI i będziesz za to odpowiadał". To było w 2006 r.
Czy informował pana ktoś, że pracownicy byłych pracowników WGi zostali pobici.
- Słyszałem od osób trzecich.
Mówił pan o tym komuś w zeznaniach wcześniej?
- Słyszałem to od redaktora Steca. Zeznając nie znałem tego nazwiska.
Czy pan jest pewien, że raport z zawyżoną o 200 tys. zł kwotą, dostał pan w październiku 2005? NIe wcześniej?
- Nie wcześniej.
Czy była taka sytuacja, że próbował pan wypłacić jakieś środki, które przekraczały wartość wpłaconych przez pana środki, co wynikało z raportu?
- Dokonałem dwóch wypłat po 100 tys. zł. Wpłaciłem 3,2 mln zł. Te wypłaty były między czerwcem a październikiem 2005 r. Wypłaciłem w sumie 3,2 mln zł.
Czy z zainwestowanego kapitału pan cokolwiek stracił?
- Nie, nic.
Czy którykolwiek sąd orzekł na pańską rzecz odszkodowanie 1,66 proc,, które pan wyliczył?
- Nigdy nie składałem takich wniosków.
Kiedy pan dostał informację od pana S., że rada nadzorcza odmówiła wypłaty?
- Z maila na początku listopada. Nie pamiętam, bym na początku grudnia nie dostał ustnie takiej informacji.
Czy 5 grudnia 2005 r. miała miejsce jakakolwiek rozmowa z panem S?
- Chyba wtedy zaproponował mi odszkodowanie 53 tys. zł.
Kiedy pan złożył zawiadomienie do prokuratury?
- W początkowych dniach grudnia 2005 r.
Czy jest możliwe, że złożył je pan w trzy dni po informacji o odmowie odszkodowania?
- Jest to możliwe.
W zamian za co miał pan dostać te 200 tys. zł w raporcie przekazanym przez pana K.?
- Za to, żebym nie mówił nikomu o nieprawidłowościach w WGI, a szczególnie komisji.
Jakie to były nieprawidłowości?
- Brak informacji, spóźnione raporty, brak informacji o składzie portfela, błędy matematyczne, nieprawdziwe dane na raportach.
i o tym wszystkim powiedział pan w KPWiG?
- Tak.
Czy pan pamięta, by w umowie z WGI była informacja o składzie portfela?
- Nie pamiętam.
To dlaczego do KPWiG mówił pan o braku informacji o składzie portfela?
- Bo jest kilka moich pism, w których domagałem się, żeby panowie pokazali mi skład portfela.
I za to miało być 200 tys. zł i pół procenta co miesiąc?
- Nie mam pojęcia, za to co wymieniłem. Nie mam pojęcia co kierowało panem K.
Czy w którymkolwiek z postępowań powiedział pan, że pana pieniądze gdzieś pracowały, ale nie pracowały?
- Tak, od lutego do kwietnia 2005 r. Złotówka się umacniała, wszyscy wykazywali zyski, a WGI stratę.
Czy to, że złotówka się umacnia, to oznacza, ze musi wystąpić zysk?
- Nie, tym bardziej, że forex to też euro i dolary.
Czy pamięta pan, w jaki sposób opisał pan organizację spotkania w forcie Wola?
- Samą kwestię spotkania zaproponowało WGI, a ja wybrałem miejsce.
Czy tak pan to opisywał w innych postępowaniach?
- Sądzę, ze tak.
Czy zeznawał pan kiedykolwiek w którejś ze spraw, że inne osoby otrzymywały niewspółmierne wypłaty do zainwestowanych pieniędzy, a koszty zarządzanai wynosiły 60 proc.?
- U mnie te koszty to były 260-270 tys zł.
A z czego się te koszty wzięły?
- Te wszystkie koszty fikcyjne wynikały z machlojek w dokumentach. Dokumenty dopasowywało się do sytuacji.
Czy pan pamięta skąd ta kwota się wzięła?
- Nie mam pojęcia i nie zapłaciłem tej kwoty. To nonsens, jak można pisać w oficjalnych dokumentach co innego.
Czy pan coś wie, by kwoty związane z zarządzaniem pana portfela, były potrącane z zyskami?
- Nigdy nie miałem zysków, chyba raz 2 tys. zł. Na każdym raporcie była suma strat.
Obrońca wnosi o przerwanie rozprawy i dokończenie na kolejnym terminie. Sędzia się do tego wniosku przychyla. Świadek zostanie wezwany na 19 marca, choć ten termin może nie być odpowiedni dla niego.
Na pierwszy ogień idzie Dominika N., lat 36.
Od 2004 r. pracowałam w WGI jako specjalista ds. rozliczeń bankowych. Współpracowałam z działem obsługi klienta i księgowością. Zakończyłam pracę w 2006 r.
Prokurator: czy przygotowywała pani raporty dla klientów.
- Przygotowywałam je do wysyłki.
Obrońca: czy pamięta pani system informatyczny w WGI?
- Pamiętam, to chyba WGI system, nie pamiętam nazwy firmy, która go wdrażała.
Czy ten system funkcjonował poprawnie, czy generował błędy?
- System był wprowadzany przez osoby z firmy, ale nie pamiętam czy generował błędy i jakie. Pracownicy tej firmy pojawiali się w siedzibie WGI. Nie pamiętam, czy pojawiali się jeszcze po wdrożeniu systemu.
Sędzia ujawnia zeznania świadka z 2007 r.
Pytania zadaje prokurator: jaka była dalsza strategia firmy po odebraniu licencji, o czym zarząd informował pracowników?
- Nie pamiętam.
Na czym polegały nieprawidłowości między raportami do KPWiG oraz klientów?
- Wynikały z wad systemu.
Sędzia: z zeznań wynika, że sprawdzała pani raporty z systemem, wpłatami i wypłatami, a dziś mówiła pani, że tylko wysyłała.
- Porównywałam raporty z danymi, jak imię, nazwisko, data wpłaty, bo miałam dostęp do systemu bankowego.
A czy zdarzały się reklamacje od klientów?
- Nie pamiętam, ale zdarzały się.
Bardzo ciekawą postacią w sprawie jest Mirosław G. Twierdzi, że jako pierwszy klient zaczął podejrzewać, że w WGI dochodzi do nieprawidłowości. Zainwestował w WGI około 3,2 mln zł. Twierdzi, że nabrał podejrzeń co do rzetelności prowadzonych przez WGI ksiąg wiosną 2005 r., czyli w czasie, gdy WGI zaczynało działać jako dom maklerski.
Miał nie dostać obowiązkowych comiesięcznych raportów oraz miał być zaskoczony, że na jego rachunek w WGI DM są bez jego wiedzy kupowane obligacje niedopuszczone do publicznego obrotu.Około 6 października 2005 r. Mirosław G. spotkał się w kawiarni jednego z warszawskich centrów handlowych z Łukaszem K., wiceprezesem WGI odpowiedzialnym za marketing i relacje z klientami, by wyjaśnić problemy. Łukasz K. miał mu wówczas wręczyć wyciąg z jego rachunku z dopisaną kwotą 200 tys. zł oraz obiecać, że jego inwestycje będą miały o pół procent wyższą rentowność niż pozostałych klientów, w zamian za zachowanie spokoju. Mirosław G. twierdzi jednak, że na przyjęcie tej propozycji nie pozwalała mu uczciwość i że jako pierwszy klient powiadomił organy ścigania o podejrzeniu nieprawidłowości.
Wątek Mirosława G., ze względu na niedługi termin przedawnienia, został wyjęty do osobnego postępowania. W związku z tym w marcu 2014 r. Łukasz K. usłyszał zarzut nakłaniania byłego klienta do zatajenia prawdy przed Komisją Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) w sprawie nieprawidłowości w grupie. Miał również informować dziennikarzy – Annę Marszałek i Bertolda Kittela – o swoich podejrzeniach.
Jednak według zeznań Łukasza K., w czasie przeniesienia aktywów Mirosława G. z WGI do domu maklerskiego WGI, czyli 28 kwietnia 2005 r., w wyniku błędu systemu komputerowego na rachunku klienta pojawiło się dodatkowe 200 tys. zł. Mirosław G. natychmiast zażądał wypłaty wszystkich pieniędzy. Błąd jednak dostrzeżono i pieniądze nie zostały wypłacone. Mirosław G. miał również pretensje o to, że w czasie przenoszenia aktywów jego pieniądze nie przynosiły zysków. Sprawa ciągnęła się kilka miesięcy, stanęła wreszcie 12 września 2005 r. na radzie nadzorczej. Jej członkowie zalecili zarządowi wypłacenie klientowi rekompensaty w wysokości odsetek bankowych i rozwiązywanie takich spraw w przyszłości bez jej udziału. Według Łukasza K., do spotkania w centrum handlowym doszło po naciskach Mirosława G. i było to jedyne spotkanie z klientem poza siedzibą firmy. Mirosław G. miał wówczas dostać kopertę ze zweryfikowanym przez pracowników WGI wyciągiem ze swojego rachunku, którego treści sam miał nie znać. Poza tym rozmawiali o biznesowej drodze Mirosława G. i rozstali się w bardzo dobrej atmosferze. Łukasz K. uważa również, że jego klient miał za złe, że on i Maciej S., prezes WGI, nie skorzystali z jego zaproszenia na grilla, który miał się odbyć we wrześniu 2005 r.
Łukasz K. zwraca również uwagę na nieścisłości w zeznaniach Mirosława G. i dokumentacji. Chodzi m.in. o twierdzenie, że w maju 2005 r. klient skontaktował się z KPWiG bo „wyczuł w sprawie szwindel”, a w historii rachunku widać, że miesiąc później dopłacił pieniądze, choć w zeznaniach twierdzi, że stało się to w kwietniu 2005 r.
W wyłączonej sprawie przeciwko Łukaszowi K. sąd zdecydował, że Mirosław G. będzie zeznawał w obecności biegłego psychologa. Zeznania zostały złożone 21 listopada 2014 r., do 10 grudnia biegła zobowiązała się do złożenia sądowi opinii.