Tym razem do ZBP zjechały grube ryby branży bankowej, m.in. Zbigniew Jagiełło z PKO BP, Mateusz Morawiecki z BZ WBK, Cezary Stypułkowski z mBanku. Zjazd wysokich rangą menedżerów nie świadczy o wadze problemu, lecz o świadomości bankowców, że jeśli nie podejmą działań, sprawa naprawdę może zrobić się poważna.

— Problem ma medialny charakter. Nie widzimy go ani w naszych bilansach, ani po naszych klientach. Wzrost raty kredytowej jest ograniczony, a powiększenie nominalnej wartości kredytu ma charakter księgowy — mówi szef jednego z banków, uczestnik spotkania.
Branża klnie w żywy kamień pomysł Andrzeja Jakubiaka, szefa Komisji Nadzoru Finansowego, który prosto z wtorkowego posiedzenia Komitetu Stabilności Finansowej, na którym był dość oszczędny w słowach, pobiegł prosto do radia, żeby tam podzielić się ideą przewalutowania kredytów. W ZBP szef jednego z banków przedstawił wyliczenia, że kompensacje od klientów, wymyślone przez Andrzeja Jakubiaka, przyniosłyby kilka miliardów złotych wpływu, natomiast cała operacja kosztowałaby banki 45-55 mld zł.
— Jedyne, co możemy obecnie zaproponować, to przewalutowanie po bieżącym kursie NBP i z taką ofertą pójdziemy do klientów, choć oczywiście nie jest ona atrakcyjna. Przy obecnej cenie franka inne rozwiązania nie wchodzą w grę — mówi przedstawiciel jednego z banków.
Rata jak w grudniu
Kurs zamiany kredytu na złote według tabeli banku centralnego to jedna z propozycji pakietu doraźnej pomocy dla frankowców, który bankowcy uzgodnili w czwartek, a dzień później przedstawili w ZBP. Składa się na niego jeszcze pięć rozwiązań. Najważniejsze z nich jest znane — przyjęcie przez bankowców do liczenia raty ujemnego LIBOR-u. Od razu na wysokość raty kredytu przełoży się też kolejny doraźny środek — zmniejszenie spreadów na franku. Ma obowiązywać przez sześć miesięcy, a w gestii banków będzie leżało, o ile zawężą widełki walutowe. Getin już obciął spread o połowę, a Bank Śląski przeszedł na rozliczenia po kursie NBP. Czwarty pomysł na ulżenie frankowcom polega na wydłużeniu okresu kredytowania, co pozwoli zmniejszyć miesięczną ratę. Na spotkaniu padła propozycja, żeby taki zabieg stosować automatycznie, gdy miesięczne obciążenie klienta wzrośnie o określony poziom. Sugerowano, żeby „automat” włączał się wtedy, gdy rata pójdzie w górę o 15 proc. w stosunku do jej wartości w chwili zaciągania kredytu. Inny uczestnik zaproponował próg 10 proc., ale żeby punktem odniesienia był kurs franka z 14 stycznia. Ostatecznie żaden próg nie został ustalony.
— Jeśli uwzględnimy ujemny LIBOR oraz mniejsze spready, wzrost raty kredytowej we franku wyniesie w rzeczywistości kilka procent, a nie kilkadziesiąt — zapewnia jeden z bankowców.
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP, mówi wprost, że cały pakiet pomocowy dla frankowiczów pomyślany jest w taki sposób, żeby po zsumowaniu ulg związanych ze spadkiem LIBOR-u i obcięciem spreadu raty kredytu utrzymały się mniej więcej na poziomie z grudnia. Jeśli czyjeś obciążenia nadmiernie wzrosną, wtedy będzie mógł wystąpić do banku o wydłużenie okresu spłaty. W ZBP zapadła też decyzja, że nie będzie żadnego nachodzenia klientów, domagania się dodatkowych zabezpieczeń, aneksów. To piąty element pakietu pomocowego. Z nim jest związany szósty, czyli zobowiązanie się banków, że będą elastycznie podchodzić do klientów frankowych. Przejawem mają być ułatwienia w restrukturyzacji kredytów. ZBP ogólnie wyjaśnia, że chodzi o to, by nie kierować trudnych spraw od razu do windykacji, lecz by zajęły się nimi działy restrukturyzacji.
Kredytowa doktryna
Na czwartkowym spotkaniu bankowcy rozmawiali też, co zrobić w sytuacji, gdy LIBOR jeszcze mocniej zanurkuje poniżej zera i całe oprocentowanie kredytu będzie ujemne.
— Debata ma czysto teoretyczny charakter. Średnia marża na kredycie frankowym wynosi 1,4-1,8 proc., choć może zdarzyć się i tak, że oprocentowanie w Szwajcarii spadnie do -2 proc. — mówi jeden z bankowców.
Przyznaje, że dzisiaj niewielki, ale jednak odsetek kredytobiorców z marżami rzędu 0,2 proc., jest już poniżej zera.
— W Japonii przez wiele lat obowiązywały ujemne stopy, ale banki zawierały umowy z oprocentowaniem 0 proc. W Polsce nie mamy w tym względzie doświadczeń. Żeby wypracować mechanizm,
potrzebujemy pomocy Ministerstwa Finansów, bo jeśli mamy dopłacać do kredytów, to zwrot dla klienta powinien być opodatkowany — mówi jeden z naszych rozmówców.
Jerzy Bańka, wiceprezes ZBP, ucina wszelkie spekulacje o możliwości zastosowania ujemnego oprocentowania.
— Kredyt nie może być nieodpłatny, bo to przeczyłoby istocie umowy kredytowej. Ta sprawa jest już doktrynalnie wyjaśniona i nie powinna budzić wątpliwości — mówi prezes Bańka.
Jego zdaniem, ze względu na zdrowy rozsądek trudno wyobrazić sobie sytuację, że kredytobiorca otrzymuje wynagrodzenie od kredytodawcy.