Poprzednie systemy, funkcjonujące w siedmiolatkach 2007-13 oraz 2014-20, były znacznie skromniejsze. Całkiem nowym dla UE tematem w obecnych WRF stało się dołożenie jednorazowego Instrumentu Odbudowy i Zwiększania Odporności, rozpisanego na 27 planów krajowych. Nie tylko w Polsce spory właśnie o część wydatkową wywoływały kontrowersje wobec ratyfikowania strony dochodowej, ale w końcu wszędzie się udało. Szczęśliwa Komisja Europejska od 1 czerwca będzie mogła już konkretnie rozmawiać z rynkami finansowymi na temat wspólnotowych pożyczek.
U nas starcie o Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) przykryło istotę ustawy ratyfikacyjnej. Jedynie prawidłowa, niczym wzorzec metra czy kilograma z Sèvres, na każdym etapie przyjmowania systemu zasobów własnych byłaby taka postawa partii: ostre punktowanie słabych punktów i przedstawianie uzasadnionych wątpliwości, ale w finale bezwzględne głosowanie za. Przymierzając fakty do tego wzorca stwierdzam, że uczciwie zachowało się właściwie tylko… PSL. Lewica w samych głosowaniach oczywiście także, ale jej zagrywką bardzo nie fair było przedwczesne zadeklarowanie rządowi poparcia ratyfikacji, znacznie więcej mogła w KPO uzyskać trzymając PiS w niepewności do samego głosowania (tak zrobiło PSL).

Wszyscy pozostali natomiast czynili zło, które starają się rozgrzeszać. PiS nie poparło unijnych zasobów w pierwotnym, fundamentalnym głosowaniu w Parlamencie Europejskim (PE) – 23 członków partyjnej delegacji się wstrzymało, a 4 pod przewodem Beaty Szydło w ogóle było przeciw! Rząd zaś roztrwonił bardzo dużo czasu, opóźniając przyjęcie projektu jednozdaniowej ustawy ratyfikacyjnej od 16 lutego aż do 27 kwietnia, ze względu na strach przed Zbigniewem Ziobrą. KO/PO postąpiła odwrotnie – głosowała prawidłowo w PE, natomiast zbłaźniła się niepojętym wstrzymaniem się od głosu w Sejmie. Niepotrzebnie zgubiła także kilkanaście dni w Senacie, albowiem forsowana tzw. preambuła z definicji była ustawowym śmieciem. Po jej posłaniu do kosza Senat zrehabilitował się jednak finalnym głosowaniem 98:0, przy 2 wstrzymujących się – i taki wynik przeszedł do historii. O Solidarnej Polsce oraz Konfederacji nie ma co wspominać, trwale zabetonowały się antyunijnie.
W szczycie ratyfikacyjnego zgiełku miałem okazję uczestniczyć w kilku zdalnych debatach z polskimi europosłami. Zadałem im bardzo niewygodne pytania o niepoparcie systemu zasobów własnych UE. Radosław Sikorski z PO/KO odpowiedział, że nie ma jakichkolwiek problemów z tłumaczeniem sejmowej obstrukcji jego partii kolegom z Europejskiej Partii Ludowej – chodzi o to „żeby Kaczyński nie rozkradł pieniędzy”. Na drugim biegunie Kosma Złotowski z PiS na poczekaniu wymyślił odpowiedź, czemu cała grupa nie poparła w PE systemu zasobów własnych – otóż nie chciała… palić rządowi taktyki negocjacyjnej w sprawie słynnego weta. Przypomnę, że dość dramatyczny szczyt Rady Europejskiej odbył się 10-11 grudnia 2020 r., natomiast pierwszym jakimkolwiek sygnałem o możliwości polskiego weta był wywiad Jarosława Kaczyńskiego z 13 października. Wspomniane podstawowe głosowanie PE odbyło się zaś… 16 września, gdy żadna myśl o wetowaniu jeszcze się nie objawiła. Krętactwo europosła potwierdza, że takie wymyślone na poczekaniu ma bardzo krótkie nogi.