Czyli jak nie pokłócić się przy stole marketingowym
Nie ma chyba branży, w której to pytanie nie byłoby ważne. Jak pogodzić potrzebę szybkiej konwersji z budowaniem zaufania? Klient chce kliknąć i kupić, ale też poczuć, że marka rozumie jego potrzeby, mówi jego językiem i nie traktuje go jak kolejnego rekordu w CRM-ie. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa. To wymaga spójności, empatii i zrozumienia, że za każdym kliknięciem stoi człowiek.
Strategia, która nie rozbija się o ego
Często słyszy się porównanie strategii marketingowej do pizzy. Performance to ser i dodatki, czyli konkret, smak i efekt. Branding to ciasto, które trzyma wszystko razem i nadaje sens. Bez jednego z tych składników robi się bałagan albo coś, co nie przypomina pizzy. A przecież nikt nie chce kampanii, która wygląda jak sucha bułka z ketchupem.
Zamiast dzielić budżet jak dzieci ciastka, warto zacząć od wspólnego celu. Jak sprawić, by ludzie nas polubili i kupili to, co oferujemy, najlepiej więcej niż raz? Nie chodzi o to, żeby wygrać w Excelu, ale o to, by wygrać w sercach i portfelach klientów. A to wymaga rozmowy, zrozumienia i wspólnej wizji.
Czy techno może tańczyć z jazzem
Performance i branding to jak techno i jazz. Mają różne rytmy, ale razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Kampania, która przyciąga uwagę i zostaje w pamięci, to złoty środek. Nie wszystko trzeba mierzyć klikami, ale nie można też zapominać o wynikach. Bo nawet najpiękniejsza opowieść potrzebuje zakończenia, które konwertuje.
Można znaleźć wiele ciekawych materiałów na ten temat. Artykuły w Think with Google, podcasty jak „Everyone Hates Marketers” czy książki, które pokazują, dlaczego warto inwestować w szeroką komunikację. Ale najważniejsze to nie zgubić własnego stylu i celu. Bo bez tego nawet najlepsze narzędzia nie pomogą.
Roboty też mają uczucia, prawie
AI i automatyzacja brzmią jak coś z filmu science fiction, ale w marketingu są już codziennością. Pomagają w personalizacji, analizie danych, a nawet w tworzeniu treści. Dzięki nim można lepiej dopasować komunikaty do odbiorcy i zintegrować działania brandowe z performance’owymi. Ale technologia nie zastąpi empatii.
Nie trzeba być programistą, żeby zrozumieć, że dobrze ustawiony algorytm może zrobić więcej niż trzy kawy i burza mózgów. Ale warto pamiętać, że technologia to narzędzie, a emocje nadal są po naszej stronie. To człowiek decyduje, co naprawdę ma znaczenie.
Jak mierzyć, żeby nie zwariować
Mierzenie efektów marketingu to trochę jak próba zważenia zapachu. Trudne, ale możliwe. Nie wszystko da się sprowadzić do CTR czy ROI. Czasem warto spojrzeć na zaangażowanie, sentyment i lojalność. Bo klient to nie tylko użytkownik, to osoba z emocjami i decyzjami.
Modele atrybucji, analiza ścieżek zakupowych, testy A/B – to wszystko pomaga, ale nie zastąpi zdrowego rozsądku. Marketing to nie tylko liczby, to także intuicja i wyczucie momentu. A czasem po prostu trzeba zadać sobie pytanie: czy to, co robimy, ma sens?
Happy end? Zdecydowanie tak
Performance i branding mogą współistnieć, jeśli przestaną się traktować jak konkurencję, a zaczną jak partnerzy. Kluczem jest współpraca, rozmowa i wspólne cele. Tylko wtedy to naprawdę działa. Bo żadna kampania nie powstaje w próżni – potrzebuje zespołu, który rozumie, po co to wszystko.
Ale nie chodzi tylko o marketing. Cała organizacja musi rozumieć, co jest celem, gdzie znajduje się klient i jak do niego dotrzeć. Tylko wtedy działania marketingowe mają sens, a marka może rosnąć nie tylko w świadomości, ale też w wynikach. Miłość w czasach KPI to nie utopia – to strategia, która działa.
Autor: Paweł Stachula, Digital Marketing Implementation International Lead Nationale-Nederlanden
