Potrzebujemy w Polsce dojrzałej debaty o migracji, jeżeli nie chcemy popaść w skrajne emocje wywoływane przez prawicę straszącą najazdem barbarzyńców na wzór tego ze starożytnego Rzymu i organizacje biznesowe straszące upadkiem gospodarki z powodów demograficznych.
Warto z tego powodu skorzystać z wydanej niedawno książki Heina de Haasa, holenderskiego socjologa z Uniwersytetu w Amsterdamie, uznawanego za jednego z czołowych ekspertów od migracji na świecie. Tytuł książki to „How Migration Really Works. 22 Things You Need to Know about the Most Divisive Issue in Politics”. Ja wybrałem z niej tylko pięć punktów, nie chcąc spoilerować i jednocześnie trzymając się zasady, że dobra lista nie może mieć więcej niż siedem punktów.
Książka ma charakter oskarżycielski, nie tylko wobec polityków wywołujących fobię przed imigrantami, ale też wobec organizacji międzynarodowych, think-tanków, ekspertów (w tym ekonomistów), którzy sprzedają fałszywe narracje o imigracji, celując w podbijanie emocji. De Hass stworzył listę 22 mitów, które stara się odkłamać. Oto kilka z nich.
Imigracja jest rekordowo wysoka
Z jednej strony kryzysy gospodarcze i wojny, z drugiej strony globalizacja i łatwość komunikacji. Te dwa procesy mają pchać wielkość migracji na świecie w górę do bezprecedensowych poziomów. Jak alarmuje Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji: „współczesna mobilność ludzi jest wyższa niż kiedykolwiek w historii nowożytnej i wciąż rośnie bardzo szybko”.
De Haas obala te tezy. Przekonuje, że populacja migrantów międzynarodowych na świecie przez wiele dekad do dziś utrzymuje się na poziomie ok. 3 proc. w relacji do całości populacji. Są fale wzrostów i spadków, ale nie ma trendu w górę. Największa zmiana polega na tym, że inne są kierunki migracji. Kiedyś w dużej mierze emigrowali Europejczycy – na przykład do końca lat 80. Wielka Brytania była krajem emigracji netto, dziś jest krajem imigracji netto. Dziś migrują ludzie z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. To wywołuje w społeczeństwach zachodnich poczucie tektonicznej zmiany, ale pod względem przepływów międzynarodowych trend jest stabilny w długim okresie.
Ciekawe jest to, że współczesne technologie komunikacyjne wcale nie muszą być czynnikiem podnoszącym migracje. One oczywiście zwiększają siłę przyciągania krajów rozwiniętych poprzez łatwość podróżowania i transmisji informacji. Ale też ułatwiają zdalną pracę, handel usługami, zatrudnianie ludzi tam, gdzie mieszkają.
Kraje tracą kontrolę nad granicami
Istnieje powszechne przekonanie, że fale migracyjne są wywoływane przez czynniki wypychające (ang. push factors) ludzi z krajów pochodzenia, nielegalne przekraczanie granic państw i szaleńcze pokonywanie przeszkód geograficznych. Coś jak wędrówki ludów 1500 lat temu. Jak powiedział kiedyś włoski polityk Roberto Maroni: jest to inwazja, która każdy kraj rzuci na kolana.
Tymczasem de Haas przekonuje, że bezwzględnie najważniejszym powodem migracji są czynniki przyciągające (ang. pull factors), mające źródło w krajach, do których ludzie się przemieszczają. Jest to popyt na pracę. Ludzie migrują, ponieważ są aktywnie poszukiwani przez firmy rekrutujące. To swoją drogą zaprzecza tezie, że migranci o niskich kwalifikacjach są niepożądani i niepotrzebni. Gdyby tak było, nikt tak aktywnie by ich nie szukał. Są oczywiście wśród migrantów uchodźcy, którzy uciekają przed tragicznymi warunkami w krajach pochodzenia, ale oni stanowią mniej niż jedną dziesiątą migrantów na świecie.
W tym kontekście przypomniał mi się transparent wywieszony przez kibiców Jagiellonii Białystok podczas jej pierwszego meczu ligowego w tym sezonie. Głosił on: „stop nielegalnej imigracji”. Dobrze, że znalazło się tam słowo „nielegalnej”, bo na boisku w składzie Jagi biegało tylko czterech Polaków. W rzeczywistości tej nielegalnej migracji jest bardzo mało w stosunku do tej legalnej, wiedzionej popytem na prace.
Współczesne społeczeństwa są coraz mniej spójne
Dla prawicy jest to źródło największych obaw, a dla lewicy powód do celebracji. Rosnące zróżnicowanie społeczne dla jednych stanowi wizję apokaliptyczną, a dla innych szansę na większą otwartość i dynamizm kulturowy. Ale obie strony sporu zgadzają się, że to zróżnicowanie rośnie.
Tymczasem de Haas uważa, że to mit. Współczesne społeczeństwa są z historycznego punktu widzenia coraz bardziej spójne, a nie zróżnicowane. Państwo narodowe, ze społeczeństwem posiadającym powszechne poczucie wspólnoty pochodzenia i celów, jest relatywnie nowym konstruktem, istniejącym od XIX wieku. W przeszłości duże zróżnicowanie etniczne było normą, co akurat dla nas w Polsce jest dobrze znanym faktem.
Fale strachu przed zagrożeniem kulturowym też zawsze towarzyszyły migracjom i często opadały. Słynny niemiecki socjolog Max Weber straszył pod koniec XIX wieku, że polscy chłopi wyprą niemieckich rolników. W Ameryce powszechne były fale strachu przed wpływami kultury niemieckiej, obawy o to, że angielski zostanie wyparty jako język. Jeszcze większe obawy budzili Europejczycy z południa. W 1914 r. socjolog Edward Ross pisał, że Amerykanie popełniają rasowe samobójstwo, przyjmując Sycylijczyków oraz „ludzi z afrykańską, sareceńską i mongolską krwią”.
Imigracja rozwiązuje problemy zmiany demograficznej
To z kolei jest mit promowany szeroko przez biznes i wielu ekonomistów. Gwałtowny spadek dzietności w krajach rozwiniętych prowadzi do kurczenia się społeczeństw, w tym spadku liczby osób w wieku produkcyjnym. Zagraża to wypłacalności systemów emerytalnych, ale też ogólnemu dynamizmowi gospodarczemu, który jest ważny dla innowacji (czyli liczy się, według tego argumentu, nie tylko wzrost PKB per capita, ale też całego PKB). Rozwiązaniem problemu ma być szeroka imigracja.
To jest jednak błędna diagnoza. Przepływy migracyjne są co do zasady zbyt małe, by wpłynąć na trajektorię demograficzną dużych społeczeństw. Co więcej, migranci przyjmują wzorce dzietności kraju docelowego i też się starzeją. Tego nie widać w pierwszych latach po ich przyjeździe, bo często kontynuują oni wzorce zachowań z kraju pochodzenia, ale w końcu z biegiem czasu, a tym bardziej w miarę zmian pokoleniowych, dzietność wśród migrantów spada szybko. W długim okresie migracja nie zmieni profilu demograficznego.
Zmiany klimatu wywołają falę migracji na świecie
To jest argument bardzo często podnoszony przez polityków i ekspertów w dyskusjach na temat zmian klimatu. Jak powiedział w 2015 r. Jean Claude Junker, ówczesny przewodniczący Komisji Europejskiej, „zmiana klimatyczna jest jednym ze źródeł współczesnego fenomenu migracji”. Z tą konkluzją zgadza się zaskakująco wielu ekspertów, organizacji i mediów, mimo że zdaniem de Haasa jest to teza pseudonaukowa i nie ma żadnego poparcia w badaniach.
Zmiana klimatu jest bezwzględnie realnym zagrożeniem, ale nie z powodu migracji. Jest wiele powodów, dla których nie przekłada się ona na wzmożone przemieszczenia ludzi między krajami. Przede wszystkim, zmiana jest powolna i daje ludziom czas na dostosowanie, wdrażanie rozwiązań chroniących przed skutkami powodzi, susz i katastrof naturalnych. Po drugie, tereny narażone na katastrofy – szczególnie powodzie czy podnoszenie się poziomu morza – są często najbardziej żyznymi obszarami i przyciągają ludzi mimo wszelkich ryzyk. Po trzecie, ludzie uciekając przed katastrofami naturalnymi najczęściej przemieszczają się na krótki dystans i krótki czas. Po czwarte, ludzie z najbiedniejszych miejsc na świecie wbrew pozorom rzadko migrują, bo nie mają do tego zasobów. Emigracje to fenomen krajów o umiarkowanie niskim poziomie dochodów, ale nie najniższym.
Książka de Haasa jest napisana żywym i zaangażowanym językiem, a jednocześnie pełna interesujących i często zaskakujących faktów. To jest najsilniejsza strona. Ona uderza w nasze stereotypy z wielu stron, zostawiając pewnie większość czytelników z lekkim uczuciem intelektualnego dyskomfortu z powodu dotychczasowej niewiedzy.
Ale jak każda praca zaangażowana i w istocie publicystyczna, zawiera ona wiele tez kontrowersyjnych. Jedną z nich jest ta, że nie ma absolutnie żadnego związku między zróżnicowaniem społecznym a poziomem zaufania w ramach społeczeństwa. De Haas przytacza kilka badań na potwierdzenie tego wniosku. Ale jest wiele prac, które wskazują na coś innego. Na przykład słynny ekonomista Oded Galor, zajmujący się długookresowym rozwojem gospodarczym, pisał w swojej książce „The Journey of Humanity”, że relacja między zróżnicowaniem społecznym a rozwojem społeczeństwa nie jest liniowa. Zbyt niski poziom dywersyfikacji nie służy rozwojowi wiedzy, bo ogranicza dopływ nowych idei i konkurencję, ale zbyt wysoki również nie, bo generuje konflikty społeczne, napięcia polityczne, destabilizację. Jest wiele badań, które wskazują, że przy dużej dywersyfikacji etnicznej trudniej jest np. o inwestycje w dobra publiczne. De Haas więc trochę upraszcza opis stanu wiedzy, bo łatwiej mu przekonywać, że określone tezy są mitami.
Cóż, ja tylko umacniam się w przekonaniu, że co do zasady nie można uciec przed jednym mitem, nie popadając w inny.