Inwestor uważa, że
problemy z zabezpieczeniami
kredytów zaciągniętych
pod zastaw akcji
nie pozbawią go kontroli
nad Beef-Sanem.
Poprawiły się wczoraj nastroje akcjonariuszy Beef-Sanu. Akcje mięsnej spółki podrożały o 6,3 proc., do 0,51 zł. To miła odmiana po trwającej od wielu dni przecenie. Przyczyną spadków był niepokój inwestorów o kondycję finansową głównego akcjonariusza — Lucjana Pilśniaka. Z komunikatów giełdowych wynikało bowiem, że ma problem z zabezpieczeniami kredytów, a banki zaczęły sprzedawać należące do niego akcje (ale w niewielkich pakietach), które były zastawem pod pożyczki.
Wczoraj Lucjan Pilśniak wreszcie skomentował sytuację, choć bardzo lakonicznie. Przyznał, że dom maklerski sprzedaje jego akcje „będące zabezpieczeniem kredytu zaciągniętego w Banku BGŻ w celu zaspokojenia swoich roszczeń”. Zapewnił jednocześnie, że sprzedaż tego pakietu nie spowoduje utraty przez niego kontroli nad Beef-Sanem.
To zapewnienie nie jest jednak dla akcjonariuszy dużym pocieszeniem. Lucjan Pilśniak kontroluje obecnie 59,30 proc. akcji i głosów na WZA spółki. Tymczasem w oświadczeniu nie wskazał, jaka część tego pakietu została zablokowana jako zastaw pod kredyt. W najgorszym scenariuszu może to oznaczać, że w przypadku dalszych spadków kursu Beef-Sanu banki będą miały prawo sprzedać nawet ponad 9 proc. papierów. Chyba że inwestor zdecyduje się wpłacić do banku pieniądze, by w ten sposób uzupełnić zabezpieczenia. W oświadczeniu nie ma jednak ani słowa o takich zamiarach.
Wczoraj nie udało nam się skontaktować z Lucjanem Pilśniakiem, by uzyskać dodatkowe informacje. Jego asystentka przekazała nam, że od kilku dni przebywa na zwolnieniu lekarskim.