Plantator orzeszków ziemnych w Białym Domu

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-12-31 16:14

James Earl Carter Jr. był 39. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki od 20 stycznia 1977 r. do 20 stycznia 1981 r. Przez historyków i politologów sklasyfikowany został wśród 46 dotychczasowych gospodarzy Białego Domu pod koniec trzeciej ćwiartki, czyli daleko. Należał też do 13 prezydenckich pechowców/słabeuszy, którzy przegrali walkę o drugą kadencję. Ustanowił jednak długodystansowe rekordy raczej nie do pobicia.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Żyjąc ponad 100 lat (1 października 1924 r. – 29 grudnia 2024 r.) Jimmy Carter pobierał prezydencką emeryturę przez… 43. Wzorcowe, bardzo religijne małżeństwo z Eleanor Rosalynn Carter z domu Smith, która zmarła 19 listopada 2023 r. w wieku 96 lat, współtworzyli przez lat… 77.

Oboje urodzili się, przez całe życie mieszkali – poza czteroletnią przerwą na Biały Dom – zmarli i wspólnie spoczną w Plains, małej mieścinie w stanie Georgia. Jimmy Carter dosłownie odszedł w szpitalu w pobliskim Americus, siedzibie władz hrabstwa. Państwowy pogrzeb 39. prezydenta odbędzie się 9 stycznia 2025 r. oczywiście w Waszyngtonie, a potem finalny obrządek już stricte prywatny w Plains. Jimmy Carter był jedynym prezydentem USA urodzonym w swoim stanie, który od czasu tragicznej wojny secesyjnej 1861-1865 stał się symbolem konfederackiego Południa. Notabene połowa amerykańskich stanów nigdy nie wydała żadnego prezydenta, zatem Georgia ze swojego mieszkańca była/jest niezwykle dumna. Jego imię już od wielu lat nosi lokalny port lotniczy w Americus.

Jimmy Kto?

Jimmy Carter dorastał w biedzie, w typowym dla amerykańskiej prowincji domu bez kanalizacji. Jako dwudziestolatek pod koniec drugiej wojny światowej patriotycznie zaciągnął się do wymarzonej Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis, którą ukończył w 1946 r. ze stopniem oficerskim. Po siedmiu latach służby zrezygnował jednak z dalszej kariery i możliwości zostania na przykład kapitanem okrętu podwodnego o napędzie atomowym. W macierzystym Plains postawił na rodzinę i własny biznes – farmera i producenta orzeszków ziemnych. Własnymi rękami je pakował, martwił się o rachunki za ogrzewanie etc. Od 1962 r. stopniowo wchodził jednak do lokalnej polityki, osiągając w 1970 r. pierwszy wielki sukces – wybór na gubernatora Georgii w barwach Partii Demokratycznej. Wśród młodych gubernatorów zwrócił na siebie uwagę, kładąc nacisk na ekologię, efektywność sprawowania rządów oraz usuwanie barier rasowych. Notabene ród Carterów od pokoleń żył z uprawy bawełny, popierając niewolnictwo, a potem ścisłą segregację rasową. Jimmy całkowicie odciął się od poglądów przodków, potępiając niewolniczą przeszłość Południa. Duchową przemianę potwierdzał czynnie przez całe życie działalnością polityczną i społeczną.

Skutecznie odnawiając w następnych wyborach stanowisko gubernatora prowincjonalnego stanu, Jimmy Carter zaczął myśleć o wspięciu się na sam szczyt władzy w USA. Przełomem było w 1974 r. ustąpienie ze stanowiska republikańskiego prezydenta Richarda Nixona, wymuszone aferą Watergate, a zwłaszcza jego późniejszymi kłamstwami. Przejściowym prezydentem został Gerald Ford, awansowany wiceprezydent, który nigdy nie uczestniczył w wyborach powszechnych, lecz został zatwierdzony przez Kongres. Jimmy Carter założył, że Amerykanie, zmęczeni wojną w Wietnamie oraz krętactwami władzy republikańskiej, postawią na kogoś świeżego, a przede wszystkim nieskazitelnego moralnie. W tym wątku pobożny baptysta, wzorcowy mąż i ojciec rzeczywiście jawił się Amerykanom niebem wobec ziemskich, grzesznych standardów klasy politycznej – notabene zarówno pół wieku temu, jak i odniesiony do realiów współczesnych... Początkowo nikt nie wierzył, by plantator orzeszków ziemnych miał szanse, nazywano go „Jimmy Who?” („Jimmy Kto?”). A jednak od początku 1976 r. w kolejnych prawyborach wyrósł na lidera Partii Demokratycznej, zaś na konwencji pewnie otrzymał nominację. Jako kandydata na wiceprezydenta wybrał Waltera Mondale’a, senatora z Minnesoty.

W kampanii wyborczej obiecał „Nigdy was nie okłamię”, co w ówczesnej atmosferze okazało się hasłem trafiającym do Amerykanów. Wybory odbyły się we wtorek, 2 listopada 1976 r., cztery miesiące po hucznych obchodach 200-lecia Stanów Zjednoczonych Ameryki, które naturalnie dawały wizerunkowe punkty walczącemu o reelekcję prezydentowi Geraldowi Fordowi. A jednak James Earl Carter wygrał, chociaż nieznacznie, w głosach elektorskich wynik brzmiał 297:240. Wyborcza dwukolorowa mapa USA okazała się wyjątkowo czytelna – niebieska, czyli demokratyczna była część wschodnio-południowa, zaś cały Zachód pozostał czerwony republikański.

Entuzjazm a proza życia

Od samego początku prezydentury Jimmy Carter bardzo silnie akcentował bliskość wobec tzw. zwyczajnego Amerykanina. Podczas inauguracji 20 stycznia 1977 r. po złożeniu przysięgi przeszedł pieszo cały odcinek od Kongresu do Białego Domu. Później dość często występował w radiu i telewizji. Starał się zmienić fatalny wizerunek waszyngtońskich elit, wprowadzając kodeks etyczny urzędnika administracji publicznej. Realnie wdrażał jedno z haseł wyborczych – obrony praw człowieka. W polityce zagranicznej stało się ono jednym z filarów, stworzona została nawet tzw. doktryna Cartera, która pozbawiała wszelkiej amerykańskiej pomocy kraje łamiące te prawa.

Naturalny początkowy entuzjazm społeczny wobec prezydenckiego programu odnowy moralnej dość szybko zaczął jednak topnieć w konfrontacji z prozą życia. Jimmy Carter zderzył się z bardzo trudnymi wyzwaniami, którym nie podołał tak, jak tego wymagali Amerykanie. Opracował program zmniejszenia bezrobocia poprzez ożywienie gospodarki. Postanowił obniżyć podatki, by zachęcić biznes do inwestycji. Starał się także zwalczać inflację, której wskaźnik na początku jego prezydentury wynosił około 7 procent. Bardzo poważnym problemem gospodarczym były również następstwa kryzysu energetycznego, dlatego prezydent zaproponował program oszczędzania energii. Jego działania okazały się jednak niewystarczające, w odczuciach społeczeństwa żyło mu się po prostu gorzej. Notabene zestawiając tamte okoliczności z amerykańską kampanią wyborczą w 2024 r. trudno uniknąć wrażenia déjà vu…

Polska pozostaje wdzięczna

Z polskiego punktu widzenia podczas jedynej kadencji Jimmy’ego Cartera najważniejsza była naturalnie polityka międzynarodowa. Prezydent deklarował chęć ograniczenia światowych zbrojeń do granic niezbędnych dla utrzymania bezpieczeństwa każdego narodu. Już w pierwszym roku, konkretnie 29-31 grudnia 1977 r., przyleciał do Polski w celu podtrzymania relacji głównie gospodarczych. Jego rozmówcą był naturalnie Edward Gierek, niepełniący funkcji państwowych (poza byciem posłem) pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Doradcą 39. prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego był nasz rodak Zbigniew Brzeziński. Być może dlatego właśnie Warszawa została wybrana na miejsce publicznego poinformowania przez Jimmy’ego Cartera całej Europy o wycelowaniu w nią przez Związek Radziecki nowego typu rakiet SS-20 z głowicami jądrowymi. Wtedy był to dla słuchaczy szok, ponieważ o takich militarnych tajemnicach politycy głośno nie mówili. Amerykańską odpowiedzią na radzieckie zagrożenie miała być broń neutronowa niszcząca organizmy żywe, natomiast pozostawiająca nietkniętą infrastrukturę. Pod presją wewnętrzną i zewnętrzną Jimmy Carter jednak w 1978 r. ogłosił wstrzymanie wdrażania tej broni.

Bardzo ważną, chwalebną rolę w historii Polski prezydent James Earl Carter odegrał w grudniu 1980 r., czyli w ostatnich tygodniach urzędowania, już po przegraniu z republikaninem Ronaldem Reaganem walki o reelekcję. Jego ostra reakcja spowodowała jednak wycofanie się przez Związek Radziecki z planu inwazji na Polskę w celu zduszenia postrzeganej jako kontrrewolucyjna zaraza Solidarności. Konkretnie miało to nastąpić 8 grudnia 1980 r. W narodowej pamięci zachowaliśmy jedynie stan wojenny, wprowadzony przez władców PRL własnymi siłami dopiero 13 grudnia 1981 r. Tymczasem rok wcześniej, niedługo po zarejestrowaniu Solidarności, całkiem realnie groziła Polsce – o czym wtedy niemal nikt w kraju nie wiedział – powtórka losów Czechosłowacji z 1968 r.

Polityczne dobicie

Poza nieradzeniem sobie z problemami gospodarczymi, Jimmy Carter dobity został politycznie wydarzeniami międzynarodowymi. Na jego kadencję przypadł szczyt ekspansji polityczno-militarnej Związku Radzieckiego. Wobec dostrzegalnej miękkości demokratycznego prezydenta Leonid Breżniew czuł się bezkarny. Najgrubszym tego przykładem było dokonanie 25 grudnia 1979 r. przez radziecką armię agresji na Afganistan. Jimmy Carter okazał się zaskoczony i bezsilny, dopiero po pewnym czasie zareagował w swoim stylu, czyli w obszarze moralnej nadbudowy. Doprowadził do zbojkotowania przez część Zachodu – charakterystyczne, że tylko przez część – Igrzysk XXII Olimpiady w Moskwie, odbywających się w lipcu 1980 r. Notabene cztery lata później prawie cały – z wyjątkiem Rumunii – obóz moskiewski w rewanżu zbojkotował Igrzyska XXIII Olimpiady w Los Angeles.

Największy cios 39. prezydentowi USA zadał jednak nie Związek Radziecki, lecz Iran. W 1979 r. proamerykański szachinszach Mohammad Reza Pahlawi został wypędzony przez rewolucję islamską. Uznający Amerykę za szatana sfanatyzowany tłum 4 listopada 1979 r. wdarł się do ambasady USA w Teheranie i pojmał personel jako zakładników. Był to policzek porównywalny – naturalnie przy zachowaniu wszelkich proporcji – z uderzeniem Japonii na Pearl Harbor. Na rozkaz prezydenta komandosi amerykańscy przeprowadzili 24 kwietnia 1980 r. bardzo nieudaną operację Orli Szpon, której celem było odbicie zakładników. Ta wizerunkowa klęska w oczach społeczeństwa już dobiła politycznie Jimmy’ego Cartera.

4 listopada 1980 r. przegrał wybory prezydenckie z twardym republikaninem Ronaldem Reaganem miażdżąco, w głosach elektorskich aż 49:489. Naturalnie poparła go macierzysta Georgia i zaledwie kilka stanów trwale należących do Partii Demokratycznej. Jimmy Carter usiłował wyjść z twarzą i do ostatnich godzin prezydentury negocjował przeciągające się uwolnienie zakładników. Ajatollah Ruhollah Chomejni okazał się jednak złośliwy i w odwecie za wydany przez Cartera rozkaz odbicia wypuścił wszystkich więzionych 52 Amerykanów dopiero… 20 stycznia 1981 r. – chwilę po tym, gdy w Waszyngtonie przysięgę złożył 40. prezydent Ronald Reagan.