Pleśń kosztuje utratę rynku

Aneta Królak, Karolina Guzińska
opublikowano: 1999-07-27 00:00

Pleśń kosztuje utratę rynku

Na badaniach zarabiają sanepidy i prywatne laboratoria

ARCHIWIZACJA: Małgorzata Skonieczna z PepsiCo informuje, że na podstawie oryginalnych prób, przechowywanych przez koncern, krakowski sanepid wydał pozytywną opinię o zakwestionowanej partii napoju. fot. MW

W dostępnych na rynku produktach spożywczych coraz częściej wykrywane są, zwłaszcza latem, przypadki zanieczyszczeń mikrobiologicznych. Dlatego utrzymanie zaufania klientów do wyrobu zmusza firmy do inwestowania w laboratoria, które na bieżąco sprawdzają ich jakość. W przypadku zakwestionowania jakiejkolwiek partii towaru przez konsumentów, producenci sami decydują się na zlecanie niezależnych badań sanepidom.

Nagłośnione ostatnio afery z zanieczyszczoną żywnością, zarówno w kraju, jak i za granicą, spowodowały wzrost zainteresowania konsumentów tym, co jedzą i piją. Zarabiają na tym laboratoria, prywatne i państwowe, do których zwracają się producenci już nie tylko w przypadku obowiązkowych badań okresowych. Próbki badane są przede wszystkim pod kątem zanieczyszczeń mikrobiologicznych, czyli szuka się w nich np. pleśni. Wyniki ekspertyz wykonywanych przez rodzimych laborantów nie różnią się od tych, jakie przeprowadzają zagraniczne laboratoria za sumy wielokrotnie wyższe. Wszędzie stosowane są równie dokładne metody badań, ale np. w sanepidzie kosztuje ono do 150 zł, a w niemieckim laboratorium prawie 4 tys. zł.

Kontrole dla spragnionych

Po głośnej ostatnio aferze z napojami Coca-Coli próbowano również znaleźć substancje szkodliwe w produktach konkurencji. Jednak butelka Pepsi, w której znaleziono ślady pleśni, okazała się uszkodzona mechanicznie. Niezależne badania laboratoryjne próbek napojów, z tej samej co zakupiona butelka serii, miały potwierdzić brak zanieczyszczeń.

— W trakcie procesu produkcyjnego co pół godziny z taśmy jest wybierana jedna butelka każdego rodzaju napoju. Wszystkie mają oznaczoną serię i datę produkcji. Przechowywane są w magazynach do czasu przekroczenia daty ważności. Umożliwia to później zbadanie oryginalnie zamkniętego produktu w laboratorium np. sanepidu, w przypadku zgłoszenia przez klienta jakichkolwiek zastrzeżeń — zapewnia Małgorzata Skonieczna z PepsiCo.

Złośliwe mikroby

— W badanych przez nasze laboratorium partiach żywności najczęściej zdarzają się zanieczyszczenia mikrobiologiczne. Ich przyczyną może być niedostateczna higiena procesu produkcji, ale także złe przechowywanie surowców, czyli owoców i warzyw, co sprzyja rozwojowi np. pleśni — mówi przedstawiciel prywatnego laboratorium, wykonującego badania na zlecenia niedużych firm przetwórczych.

Najwięksi przetwórcy i producenci żywności mają własne laboratoria, w których badają swoje wyroby. Jak zapewniają, surowce wykorzystywane do produkcji przetworów nabywane są od rolników z terenów czystych ekologicznie.

— Dokonujemy analiz polegających na zbadaniu zawartości pleśni i różnych pozostałości, takich jak piasek, szypułki i liście, w naszym laboratorium firmowym. Badamy także poziom napromieniowania produktu oraz zawartość metali ciężkich, herbicydów i innych związków chemicznych. Niezależnie od tego zlecamy dokonanie podobnych analiz laboratorium sanepidu w Lublinie. Nie dopuszczamy do produkcji surowca, który nie został podwójnie przebadany — zapewnia Leszek Szewczyk, dyrektor Materne Polska.

Materne kupuje rocznie 12-14 tys. ton owoców miękkich. W przypadku importu towar przechodzi, zgodnie z obowiązującym prawem, kontrolę fitosanitarną na granicy i badanie zgodności z polskimi normami w laboratoriach sanepidu. Jednak zdaniem Leszka Szewczyka, utrzymywanie laboratorium wewnętrznego jest absolutnie konieczne.

— Próbki do analiz pobierane są z każdej partii surowca co pięć minut. Dane przetwarza komputer, po czym dostawy są segregowane według jakości. Nasze produkty nie zawierają konserwantów, a mimo to mają przedłużoną przydatność do spożycia, więc również dalszy proces produkcji jest ściśle kontrolowany. Dlatego zlecanie całości badań laboratoriom zewnętrznym jest niewykonalne — uważa dyrektor Materne Polska.

Koszt analiz jest tajemnicą firmy. Leszek Szewczyk twierdzi jednak, że nie cena tego typu usług jest ważna. Liczy się metoda.

Mleko bez dodatków

— Nasza firma ma 1800 dostawców mleka. Są wśród nich zarówno rolnicy posiadający duże farmy, jak i właściciele 2-3 krów. Badamy nie tylko jakość dostarczanego przez nich surowca, ale także sposób jego uzyskiwania, np. warunki udoju, schładzania i przechowywania mleka — opowiada Beata Pysiak, kierownik działu kontroli jakości w Agros Milko.

Zakład ma własne laboratorium, w którym badane są parametry przyjęcia mleka, to jest zawartość tłuszczu, białka, ciężar właściwy i kwasowość mleka.

— Badania mikrobiologiczne i określenie liczby komórek somatycznych w mleku — w celu ustalenia klasy jakościowej i wyeliminowania chorych zwierząt — zlecamy laboratorium SGGW w Brwinowie. Miesięczny koszt badań to około 20 zł od każdego dostawcy. Połowę tej kwoty pokrywają rolnicy. Analizy wykonujemy minimum dwa razy w miesiącu — informuje Beata Pysiak.