Ostatnio znów wróciła dyskusja o akcyzie, dzięki której rząd chce załatać dziurę budżetową. Warto pamiętać, że planowane podwyżki tego podatku nie dotykają tylko przedsiębiorców. Płacimy ją wszyscy w cenach produktów i usług. Wcale nie jest to „danina grzechu” czy „podatek od luksusu”. Wystarczy kupić paliwo, węgiel na opał, wino, wódkę czy papierosy, aby zasilić — i to solidnie — państwową kiesę. Dlatego marzy mi się, aby np. na opakowaniach papierosów, zamiast wstrząsających napisów o szkodliwości palenia, był obowiązek zamieszczania struktury ceny produktu, np. w formie graficznej. Za każdym razem, sięgając po paczkę, wiedziałbym, ile z tych kilkunastu złotych, które przeznaczam na „przyjemności”, otrzymuje producent, a ile państwo. A są to kwoty niebagatelne.
Z tytułu podatku akcyzowego na wyroby tytoniowe do państwowej kasy wpływa corocznie ponad 18 mld zł.
Razem z VAT to już ponad 23 mld zł, czyli 10 proc. dochodów budżetu państwa. Akcyza na wyroby tytoniowe ma charakter mieszany — składa się z części procentowej (31,41 proc. od ceny każdej paczki) i kwotowej (stała kwota za 1000 papierosów, w 2013 r. — 188 zł). Dodatkowo wprowadzono mechanizm minimalnej akcyzy, zabezpieczający wpływy budżetu, gdyby doszło do spadku cen wyrobów (np. w tym roku w razie obniżenia ceny poniżej 10,90 zł i tak trzeba zapłacić akcyzę od kwoty 10,90 zł). Podatek akcyzowy i VAT mają kluczowy wpływ na cenę detaliczną papierosów. Obecnie udział akcyzy w cenie luksusowych marek wynosi 59 proc., a wszystkich podatków — 78 proc. Dla papierosów z niższej półki ten udział wynosi odpowiednio 64 i 83 proc.
A zatem papierosy tanich marek są relatywnie bardziej opodatkowane. Z około 12 zł, które statystyczny Kowalski przeznacza na zakup paczki popularnych papierosów, aż 9,80 zł to podatki, a za 2,20 zł żyje cała branża: producenci, plantatorzy, poddostawcy i polski handel. Cena legalnej paczki papierosów zaczyna być zaporowa dla sporej grupy konsumentów. I wcale nie przez rozbuchane marże producentów czy koszty produkcji. Winę za to ponoszą wyłącznie podatki. Komisja Europejska narzuciła nam minimalny poziom akcyzy — 90 EUR za 1000 papierosów. Unijni urzędnicy dali na to czas do 1 stycznia 2018 r. Tymczasem my, prymusi, od przyszłego roku, a więc na cztery lata przed terminem, spełnimy wymóg UE, bo akcyza przy stawkach, jakie wejdą od 1 stycznia, wyniesie 94 EUR/1000 sztuk.
Akcyza wypycha w górę ceny, powodując, że rosną one trzykrotnie szybciej niż wynagrodzenia. To powodowało systematyczny spadek całego legalnego rynku wyrobów tytoniowych, a w ostatnich 12 miesiącach wręcz załamanie i szybką ucieczkę konsumentów, zwłaszcza najbiedniejszych, do szarej strefy. Sprzedaż w segmencie tanich papierosów spada już o ponad 12 proc. rocznie (w segmencie papierosów średnich i drogich sytuacja jest bardziej stabilna, bo ich konsumenci są mniej wrażliwi na wzrost cen).
Krocząca podwyżka akcyzy o kolejne 10 proc., jaką wprowadza od 2014 r.
Ministerstwo Finansów, spowoduje, że znów najbardziej odczują ją najmniej zamożni konsumenci, bo mimo że podwyżki w każdym segmencie cenowym są takie same, to jednak udział akcyzy w cenie w przypadku najtańszych papierosów znów wzrośnie. Dramatyczny spadek legalnej sprzedaży w segmencie tanich papierosów, największym, bo stanowiącym 60 proc. rynku, zaczyna wpływać na stan budżetu. Nie tak dawno ogłoszono, że na koniec sierpnia dochody z tytułu akcyzy na wyroby tytoniowe są o 530 mln zł niższe w porównaniu z rokiem 2012, i to mimo podwyżki akcyzy o około 10 proc. Najwyraźniej źle oszacowano jej wpływ. Może urzędnicy powinni się zastanowić nad ograniczeniem tempa podwyżek, bo dotychczasowe powoduje tylko wzrost szarej strefy i spadek dochodów budżetu, a jednocześnie powinni podjąć rzeczywistą walkę z przemytem i nielegalną produkcją papierosów.
Dla legalnie funkcjonujących firm, odprowadzających należne podatki, tworzących tysiące miejsc pracy, ważne jest zapewnienie równych i transparentnych warunków prowadzenia działalności i walka z patologiami rynku. Tu leży klucz do obrony miejsc pracy, a także do odzyskania kilku miliardów złotych, które co roku uciekają polskiemu budżetowi.