Pokój sprawiedliwy, czyli realnie – jaki?

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-12-12 20:00

Robocza wizyta Emmanuela Macrona w Warszawie miała kilka istotnych wątków, z różnych tematycznych półek. Francuski prezydent wpadł na krótko i wrócił do Paryża szybko, ponieważ w głębokim kryzysie jego państwa w czwartek pojawiło się światełko znalezienia wreszcie nowego premiera.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W warszawskich rozmowach gościa z premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Andrzejem Dudą – a także podczas krótkiego, przyszłościowego spotkania z kandydatem Rafałem Trzaskowskim – najważniejszym tematem była oczywiście sytuacja na Ukrainie. Emmanuel Macron zrelacjonował swoje spotkanie z Donaldem Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim przy okazji ponownego otwarcia katedry Notre Dame. Pod koniec trzeciego roku zbrodniczej agresji Rosji sytuacja frontowa staje się dla słabnącej Ukrainy coraz bardziej dramatyczna. Niestety, z każdym dniem przybliża się upadek Pokrowska, bardzo ważnego węzła logistycznego ukraińskiej armii i ośrodka gospodarczego. Zrealizowanie się tego czarnego scenariusza byłoby największą militarną porażką Kijowa w 2024 r., praktycznie uniemożliwiającą dalszą skuteczną obronę Donbasu.

W tym kontekście coraz bardziej aktualne jest pytanie, jakie są realne perspektywy jeśli nie pokoju, to chociażby rozejmu. Z warszawskich rozmów polsko-francuskich wysłany został komunikat standardowo ogólnikowy, podporządkowany rygorom poprawności i trzymaniu jednolitej linii politycznej Zachodu. Według niego Ukraina potrzebuje politycznego scenariusza, w którym możliwe będzie zakończenie wojny w sposób akceptowalny i sprawiedliwy. Konieczna jest europejska jedność, z bardzo ważną rolą m.in. Francji i Polski, w budowaniu obozu na rzecz pokoju. Ukraina musi być obecna przy wszystkich rozmowach, warianty i propozycje oczywiście muszą być akceptowane przez władze w Kijowie. Pokój wynegocjowany przez Ukraińców musi im trwale zagwarantować bezpieczeństwo.

Takie szczytne hasła kopiowane są przez wszystkie międzynarodowe szczyty na szeroko rozumianym Zachodzie. Są bezwzględnie słuszne, tyle że ich realizowalność całkowicie rozmija się z brutalną rzeczywistością militarną. Sprawiedliwy trwały pokój miałby polegać nie tylko na wycofaniu przez cara Władimira Putina wojsk rosyjskich na linię sprzed 24 lutego 2022 r., lecz również na zwrocie zagarniętego w 2014 r. półwyspu Krym. To idealistyczna mrzonka. Zdecydowanie bardziej realnie wygląda wynegocjowanie rozejmu, dającego tragicznie doświadczonej Ukrainie ulgę, ale zarazem oznaczającego zatrzymanie przez Rosję wszystkich zdobyczy terytorialnych. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego byłby to rozejm zgniły, na światowych mapach tereny zajęte przez armię rosyjską nadal byłyby Ukrainą. Trzeba jednak pamiętać, że Władimir Putin już dawno przeforsował jednostronnie wchłonięcie ich przez Federację Rosyjską, przy entuzjastycznej akceptacji społecznej, w tym również środowisk demokratycznych.

20 stycznia 2025 r. przysięgę 47. prezydenta USA złoży Donald Trump. Jego paryska rozmowa z Wołodymyrem Zełenskim potwierdziła, że nowy gospodarz Białego Domu dalsze wspieranie Ukrainy widzi zupełnie inaczej, niż odchodzący Joseph Biden. Być może według Donalda Trumpa jedynym gorzkim kompromisem stanie się powtórzenie w Ukrainie w 2025 r. wariantu koreańskiego z 1953 r., czyli utworzenie buforowej strefy zdemilitaryzowanej – oczywiście wzdłuż obecnej linii frontu. Pojawiają się nawet pomysły, żeby gwarancją utrzymania pokoju było stacjonowanie po obu stronach wojsk międzynarodowych. Jednym z wysyłających takie sygnały jest od pewnego czasu prezydent Emmanuel Macron. Podczas czwartkowych rozmów premier Donald Tusk wykluczył kierowanie w takim charakterze żołnierzy polskich, ale odnosiło się to do hipotetycznego kontyngentu NATO. A jeśli na styk ukraińsko-rosyjski na podstawie formalnej rezolucji Rady Bezpieczeństwa skieruje błękitne hełmy ONZ?