Michał Sobański: Pokręcone są ścieżki tzw. reprywatyzacji po polsku
PONADUSTROJOWY CONSTANS: W stolicy nadal rządzi prawo dżungli — ocenia Michał Sobański. fot. BS
Na początku polskiej transformacji ustrojowej przegapiliśmy historyczną szansę — można było przecież uznać za nieważne od samego początku główne PRL-owskie akty dotyczące nacjonalizacji i dzisiaj nie mielibyśmy do czynienia z problemem reprywatyzacji. Tak się jednak nie stało i w roku 2000 nadal musimy borykać się z sytuacją własnościową, trudną do pogodzenia z konstytucyjnymi założeniami ustrojowymi III Rzeczypospolitej.
INWESTORÓW zagranicznych zadziwia, że w Warszawie można nabyć prawo wieczystego użytkowania (tj. dzierżawę) nieruchomości, ale nie prawo jej własności. Niestety, w stolicy nadal rządzi prawo dżungli. Władze miejskie, przez długie lata przyzwyczajone do bezkarności i samowoli, łączyły (cudze) działki w większe jednostki i zakładały nowe księgi wieczyste, w których nie sposób odnaleźć choćby śladu dawnych właścicieli. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu parcela przy dawnej ul. Trębackiej (obecnie plac Piłsudskiego), którą parę lat temu gmina Warszawa Centrum wniosła w aporcie do spółki Hotel Opera, chociaż prawa do tej nieruchomości posiadała i nadal posiada rodzina Zamoyskich.
CORAZ CZĘŚCIEJ występującą praktyką jest wykupywanie roszczeń byłych właścicieli, będące obustronnie korzystnym interesem. W stolicy przykładem tego jest Pałac Sobańskich, do którego roszczenia wykupił kilka lat temu Jan Wejchert, przywracając Warszawie pięknie odrestaurowany obiekt. Jednak w sprawie możliwości obrotu nieruchomościami nie wszyscy (a szczególnie ustawodawcy!) są przychylnego zdania. 7 stycznia br. uchwalona została nowelizacja ustawy o gospodarce nieruchomościami. Wymazała ona z polskiego prawodawstwa cywilnego pojęcie następcy prawnego. Intencja jest przejrzysta — chodzi o ograniczenie obrotu roszczeniami wyłącznie do spadkobierców.
U PROGU dziejów PRL, bo 6 maja 1945 r., uchwalono ustawę o majątkach opuszczonych i poniemieckich. Wcieliła ona do prawodawstwa polskiego okupacyjne zasady, zgodnie z którymi mienie ofiar holocaustu w GG stawało się mieniemÉ niemieckim. Ustawa ta nakreślała 10-letni termin prekluzyjny, w którym m.in. Żydzi mogli zgłaszać swe roszczenia w odniesieniu do własności posiadanej do 1 września 1939 r. w Polsce. Po wygaśnięciu owego terminu w 1955 r. żadne roszczenia nie mogły być i nie są uwzględniane, zarówno w okresie PRL, jak i w III RP! Sejmowi „poprawiacze” obecnego projektu ustawy reprywatyzacyjnej proponują jeszcze większy absurd — aby roszczenia mogli zgłaszać wyłącznie dzisiejsi obywatele RP, mieszkający co najmniej od 5 lat w Polsce.
KOLEJNY SKANDAL dotyczy Zabużan. Niektórzy z nich mogą wytapetować swe mieszkania „zaświadczeniami o wartości pozostawionych za granicą nieruchomości”. Zmieniające się koalicje rządowe mogą się diametralnie różnić w poglądach, ale nie na temat roszczeń Zabużan. Za swoje zaświadczenia — będące bądź co bądź wierzytelnością wobec Skarbu Państwa — nie mogą oni kupić choćby skrawka nieużytków z AWRSP czy AMW, nie mówiąc już o przetargach organizowanych przez urzędy wojewódzkie czy jednostki samorządu. A przecież chodzi tu najczęściej o nieruchomości, których za „normalne” pieniądze nikt nie kupi.
NA SWOIM pierwszym ogólnopolskim kongresie spotkało się 22 maja br. w Warszawie 15 organizacji rewindykacyjnych. Podczas obrad uwypuklone zostały wszystkie powyżej zasygnalizowane — oraz wiele innych — anomalie, zaś w podjętych uchwałach nakreślona została prosta droga wyjścia Polski z reprywatyzacyjnego impasu. Klasa polityczna ma dwa wyjścia — albo odważnie pójść tą prostą drogą, albo pozostać na pokrętnych ścieżkach (i manowcach) tzw. reprywatyzacji po polsku, na których można stawiać pytania, ale nie uzyskuje się odpowiedzi.
Michał Sobański jest wiceprezesem Agencji Odzyskiwania Mienia Reprywatyzacja