Pol-Inowex wyrósł na europejskiego giganta

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2024-07-22 20:00

Po pandemii zniknęła część firm zajmujących się relokacją i spółka z Lublina jest największa na kontynencie. Zjednoczyła branżę i poluje na największe kontrakty, mniejsze oddając innym.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

— jakie fabryki przenosi w tym rok Pol-Inowex, skąd i dokąd

— jak COVID-19 zmienił rynek relokacji fabryk

— jak działa stowarzyszenie firm relokacyjnych

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pol-Inowex, spółka zajmująca się relokacją fabryk, miała w ubiegłym roku rekordowe obroty, po raz pierwszy przekraczające 100 mln zł (dokładnie 117 mln zł) wobec 60 mln zł w 2022 r. Zysk netto wyniósł 6 mln zł, a dwa lata temu 3,8 mln zł.

— Niestety w 2023 r. wynik nie był wysoki, bo kontynuowaliśmy kontrakty na stawkach przedcovidowych, a nastąpiła wysoka inflacja, wzrosły koszty pracy i materiałów. Wzrost kosztu naszych usług był powyżej inflacji. W tym roku będziemy mieli porównywalne do ubiegłorocznych obroty, ale ilość pracy i koszty będą o połowę niższe. Spodziewamy się więc 2-3-krotnie lepszego, choć nie rekordowego zysku — mówi Bartosz Świderek, wiceprezes Pol-Inoweksu.

Firma złożyła wiążące oferty na kontrakty za ponad 500 mln zł, a negocjuje kolejne za ponad 200 mln zł.

Nie wszyscy przetrwali pandemię

Z jednej strony pandemia zaszkodziła lubelskiej spółce, ale z drugiej przetrzebiła konkurencję.

— Dużo firm z naszej branży zaprzestało działalności. Zawsze walczyliśmy o kontrakty ze spółkami z Czech, dziś konkurencja prawie znikła, choć być może wynika to z dobrej sytuacji gospodarczej tego kraju, co oznacza, że tamtejsze firmy nie muszą szukać kontraktów za granicą. Część konkurentów nie poradziła sobie z formalnościami dotyczącymi wyjazdów pracowników za granicę, rejestracji, testowania, szczepień. Wypadli z rynku i już nie wrócili. Dlatego, o ile dotychczas mówiliśmy, że chyba jesteśmy największą firmą demontażową w Europie, o tyle teraz jest już tak na pewno — mówi Bartosz Świderek.

Rynek przenoszenia fabryk jest gigantyczny. Największa na świecie firma, która sprzedaje używane fabryki i urządzenia, Riche Bros, notowana na Nasdaq, ma 14,5 mld USD kapitalizacji, czyli niewiele mniej niż Orlen. W Europie największa jest Liquidity Services notowana w Londynie z kapitalizacją 620 mln USD.

Zmiana priorytetów

COVID-19 zmienił też rynek pracy.

— Przewartościował nas wszystkich, stwierdziliśmy, co jest ważniejsze, co mniej ważne. Straciliśmy część pracowników, którzy stwierdzili, że nie chcą wyjeżdżać na wiele tygodni za granicę, wolą pracować za dużo mniejsze pieniądze lokalnie — mówi wiceprezes Pol-Inoweksu.

Dziś firma zatrudnia 160 osób, chociaż w 2015 r. miała 200 własnych i 100 zewnętrznych pracowników.

— W trakcie pandemii stwierdziliśmy, że lepiej mieć własnych kluczowych pracowników i zatrudniać podwykonawców, najlepiej z krajów, w których wykonujemy projekty. Przymierzamy się teraz do projektu w Portugalii i taniej nam zatrudnić lokalną firmę, niż zlecić to polskiej — mówi Bartosz Świderek.

Pol-Inowex wykonuje dziś mniej projektów niż dawniej, ale większe. W Niemczech rozbiera elektrownię atomową, kończy rozbierać rafinerię oleju w Szwajcarii oraz demontować zakłady rur stalowych w Niemczech (przenoszone do Turcji, Indii, Brazylii, Francji, USA i Włoch), odlewnię stali stopowych w Niemczech (przenoszoną do Zjednoczonych Emiratów Arabskich), walcownię blach grubych w Niemczech (do Turcji), walcownię blach nierdzewnych z Bahrajnu (do Włoch) czy odlewnię stali i linię do produkcji prętów zbrojeniowych z Grecji (do Arabii Saudyjskiej).

Rosji mniej, byłych republik więcej

Atak Rosji na Ukrainę również wpłynął na biznes polskiej spółki.

— Nie pracowaliśmy na terenie Rosji od dawna ze względu na łapówkarstwo. Pracowaliśmy jednak dla rosyjskich firm, które kupowały zakłady w Europie, te kontrakty odpowiadały za 10 proc. obrotów. Od wybuchu wojny tego nie robimy. Dostajemy za to inne zlecenia: przenieśliśmy elektrownię z Austrii do Kazachstanu. Rosyjskie republiki dawniej przy każdej decyzji polityczno-biznesowej czekały na pozwolenie Rosji, dziś Rosji nikt o takie inwestycje nie pyta. Mamy całkiem sporo zapytań z regionu Azji — mówi wiceprezes Pol-Inoweksu.

Spółka nadal ma kontrakty z Ukrainy.

— Przenieśliśmy dla ukraińskiego inwestora dwie cukrownie, z Chorwacji i Niemiec, dzięki którym rozbuduje swoje zakłady. Dowieźliśmy je do granicy Ukrainy, a tam przejęły je lokalne firmy. Nie chciałbym wysyłać pracowników na teren objęty wojną, poza tym po Ukrainie mogą jeździć tylko krajowe ciężarówki. Bierzemy natomiast udział w feasibility studies [studium wykonalności - red.]. Teraz najgorętszym tematem jest relokacja do tego kraju małych elektrowni gazowych. Rosjanie niszczą cały czas duże elektrownie, rząd Ukrainy ma pomysł na rozproszenie produkcji energii. Na nowe elektrownie gazowe trzeba by czekać 2-3 lata, a używaną można zdemontować i zainstalować w kilka miesięcy. Podpisaliśmy kilka wstępnych umów, największe prawdopodobieństwo realizacji ma kontrakt na przeniesienie kilkunastu takich elektrowni z Arabii Saudyjskiej — opowiada Bartosz Świderek.

Ucywilizowanie branży

Wiceprezes Pol-Inoweksu jest inicjatorem Global Industrial Relocation Network (GIRN), międzynarodowego stowarzyszenia firm relokacyjnych.

— Od dawna myślałem, żeby ucywilizować naszą branżę i wprowadzić standardy. Udało się założyć stowarzyszenie z grupą kilku firm, teraz ma 70 członków z całego świata — mówi Bartosz Świderek, który jest prezesem GIRN.

Członkowie stowarzyszenia współpracują. Pol-Inowex demontuje instalacje chemiczne w Niemczech, a amerykański partner montuje je w USA, europejskie firmy demontują fabryki, które potem składają w Indiach lokalni partnerzy.

— Wcześniej sami realizowaliśmy projekty w Nowej Zelandii czy Urugwaju, ale koszty logistyczne są spore. Choć były obawy o zabieranie sobie kontraktów, okazuje się, że jest więcej plusów niż minusów. Może stracimy 1-2 projekty, ale wspólnie będziemy mogli zrealizować 2-3 inne. Przychodzą do nas mniejsi członkowie z propozycją stworzenia konsorcjum. My oddajemy mniejsze projekty, bo wolimy zajmować się większymi, dającymi wyższe marże — wyjaśnia Bartosz Świderek.

Przekonuje, że stowarzyszenie walczy o dobre imię branży.

— Niektóre koncerny w ogóle nie zajmują się relokacją fabryk wewnątrz grupy, bo miały złe doświadczenia, projekty nigdy nie były realizowane na czas i zawsze przekraczały założony budżet. Pokazujemy, że można inaczej. Nie przyjęliśmy do stowarzyszenia firmy, która miała złą opinię, a w tym roku na corocznym spotkaniu zajmiemy się weryfikacją skarg na jednego z członków i być może po raz pierwszy kogoś wykluczymy — mówi Bartosz Świderek.