Polacy wierzą w droższe mieszkania

Dominika MasajłoDominika Masajło
opublikowano: 2019-11-13 22:00

Nabywcy pogodzili się z trendami na rynku nieruchomości i kupują na potęgę. Mimo to wzrost cen spowolni w ślad za gospodarką.

Deweloperzy nie mogą narzekać na popyt: liczba domów i mieszkań w budowie utrzymuje się na rekordowym poziomie. Coraz szybciej rosną też ich ceny. Polacy przyzwyczaili się już do tych trendów i oczekują, że będą trwały — sugerują wyniki tegorocznej edycji Finansowego Barometru ING. Aż 79 proc. badanych za rok spodziewa się cen mieszkań wyższych niż obecne, a 48 proc. zgadza się ze stwierdzeniem, że ceny domów nigdy nie spadają.

Siła ekonomii

— Tak silne przeświadczenie o wzroście cen nieruchomości rodzi obawę, że Polacy będą częściej kupować mieszkania w pośpiechu, bo „taniej już nie będzie”, i w celach spekulacyjnych — zwłaszcza że brakuje obecnie innych atrakcyjnych możliwości lokowania pieniędzy — mówi Karol Pogorzelski, ekonomista banku ING.

Mimo to ekspert przewiduje, że wzrost cen spowolni — i to już w przyszłym roku.

— Spowolnienie w gospodarce będzie stopniowo przekładać się na słabszy popyt na mieszkania, tak jak zaczęło być to widoczne w niektórych krajach Unii Europejskiej, np. w Niemczech, Holandii i Hiszpanii. Podaż mieszkań pozostanie natomiast wysoka, gdyż do sprzedaży zostanie wprowadzonych wiele rozpoczętych niedawno inwestycji — mówi Karol Pogorzelski. 

Daleko, ale własne

Z badania ING wynika, że wynajmowanie mieszkania przez całe życie nie uśmiecha się większości Polaków — ponad 80 proc. chce mieszkać we własnym. Dla porównania: w Holandii i Niemczech ten odsetek jest o połowę mniejszy. Problem wysokiego kosztu nieruchomości Polacy chcą rozwiązać, decydując się na mieszkanie w mniej dogodnej lokalizacji. Niższą cenę są gotowi okupić dłuższym czasem dojazdu do pracy — podobnie jak Czesi, Rumuni i Turcy są skłonni przeznaczyć na to ponad 20 minut. 

— O ile chęć posiadania własnego mieszkania jest zrozumiała, o tyle gotowość do długich codziennych dojazdów trudno ocenić pozytywnie. Ludzie nie są świadomi stresu, jaki towarzyszy długim dojazdom, i utraconego czasu, który można lepiej wykorzystać. Gotowość do długich dojazdów sprzyja też rozwojowi przedmieść, co jest kosztowne dla społeczeństwa [ze względu na droższą infrastrukturę — red.] i obciążające dla środowiska — komentuje Karol Pogorzelski.