Polscy piłkarze stracili mniej

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2014-07-17 00:00

Skumulowana strata klubów Ekstraklasy sięgnęła 50 mln zł. To i tak dobrze, bo przez lata przekraczała 100 mln zł.

Na dzień przed pierwszym gwizdkiem kolejnego sezonu piłkarskiej Ekstraklasy klubowi księgowi — przynajmniej na kilku stadionach — mogą otwierać szampana. Z najnowszej edycji raportu „Piłkarska liga finansowa”, przygotowywanego przez EY, wynika, że aż 10 z 16 drużyn zanotowało w ubiegłym roku większe wpływy do klubowej kasy niż rok wcześniej. Łączne przychody klubów sięgnęły 459 mln zł, czyli były o 10 proc. wyższe niż w 2012 r.

— Nie będziemy Premier League czy Bundesligą za rok czy nawet za 10 lat, ale możemy utrzymać dwucyfrowe tempo wzrostu przychodów i gonić ligi, które są w naszym zasięgu: belgijską czy holenderską, gdzie przychody rosną wolniej — mówi Bogusław Biszof, prezes Ekstraklasy.

Legia Warszawa, Lech Poznań i Zawisza Bydgoszcz były jedynymi klubami w stawce, które zanotowały zysk netto — odpowiednio 37, 3 i 0,5 mln zł (Legia głównie dzięki zdarzeniom jednorazowym — patrz wykres). Pod względem strat liderem był natomiast notowany na NewConnect chorzowski Ruch, który 2013 r. zamknął z 16 mln zł na minusie.

Gdyby kluby Ekstraklasy potraktować jako jeden organizm, ich strata netto w ubiegłym roku sięgnęła 50 mln zł — wobec ponad 100 mln zł w ubiegłych latach. Eksperci podkreślają jednak,że piłka nie jest biznesem, w który wchodzi się dla zarobku.

— Piłkarski biznes nie rządzi się zwykłą logiką — tu zyski zazwyczaj od razu wydaje się na nowych, lepszych zawodników, a celem powinno być wyjście na zero. Największym klubom już udaje się równoważyć budżety — tak jest w Legii, a od tego sezonu w Lechu, który przez ostatnie trzy lata ciął koszty i poprawiał rentowność. Wiele klubów ma jednak przed sobą sporo pracy pod tym względem, jak wychodząca z tarapatów Wisła Kraków czy Śląsk Wrocław, który ma duży i niewykorzystany potencjał — mówi Krzysztof Sachs, partner w EY.

EY uszeregowało kluby Ekstraklasy, biorąc pod uwagę ich finanse (przychody, ich dywersyfikację, zobowiązania oraz płynność), potencjał medialny i marketingowy (frekwencję na stadionach, oglądalność w telewizji, wartość sprzedanych produktów klubowych), a także wyniki sportowe (miejsce w tabeli, liczbę reprezentantów i młodzieżowców w pierwszym składzie). Podobnie jak w ogłoszonym w ubiegłym tygodniu zestawieniu Deloitte’a, zdecydowanym zwycięzcą został boiskowy mistrz Polski, czyli Legia Warszawa.

— Jeśli nie zdarzy się jakaś katastrofa, Legia będzie finansowo dominować nad ligą jeszcze przez co najmniej kilka lat dzięki potencjałowi miasta i stadionu. Za jej plecami mocną pozycję ma Lech, a reszta może walczyć o trzecie miejsce. Na razie jest na nim Lechia, której potencjalnie mogą zagrozić kluby z innych dużych miast, jak Wisła i Śląsk — mówi Krzysztof Sachs.