Chociaż 1 kwietnia — po dwóch latach nieobowiązywania — wróciła 5-procentowa stawka na część artykułów spożywczych w sklepach przy południowej granicy Polski, klientów z Czech i Słowacji wcale nie ubyło. „Deník” policzył, że cena niektórych produktów wzrosła na tyle, że zbliżyła się do tej w Czechach, ale wciąż jest wiele takich, które są o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent tańsze niż po drugiej stronie granicy. Ziemniaki kosztują w Polsce 16 proc. mniej niż w Czechach, jajka — 17 proc., jogurt Jogobella — 20 proc., a mleko — 21 proc. Cena litrowej butelki oleju rzepakowego jest prawie o jedną czwartą niższa, a kostki masła o ponad połowę.
Reporterzy czeskiej gazety odwiedzili w miniony poniedziałek jedną z przygranicznych miejscowości w Polsce — na parkingu przed Biedronką przeważały samochody z czeską rejestracją.
— Przychodzimy raz w miesiącu na duże zakupy. Najczęściej kupujemy mięso, nabiał, warzywa i owoce, bo wciąż są tańsze niż u nas — mówi „Deníkowi” Milena Červenková z Ostrawy.
Czeskich klientów przyciąga nie tylko cena, ale także inny asortyment, większy wybór produktów i ich wyższa jakość. Chwalą przede wszystkim polski nabiał oraz owoce i warzywa. Chętnie kupują także artykuły drogeryjne.
Transgraniczna turystyka zakupowa istniała zawsze, ale — jak zauważają rozmówcy czeskiej gazety — znacznie nasiliła się około dwóch lat temu, kiedy w związku z rosnącą inflacją żywność w Czechach zaczęła wyraźnie drożeć. Przez ten czas mieszkańcy pogranicza zmienili zwyczaje zakupowe.
Słowacy również nadal bardzo chętnie przyjeżdżają do Polski na zakupy spożywcze. To zjawisko tak częste, że stało się ostatnio sprawą polityczną.
— Ministrowie głosowali za tym, żeby nic nie robić z cenami żywności, chociaż u nas są o 39 proc. wyższe niż w Polsce — grzmiał niedawno z mównicy w słowackim parlamencie Igor Matovič, były premier, a dziś poseł opozycyjnej partii Slovensko.
Jak pisze dziennik „Hospodárske noviny” zdaniem ekspremiera to złamanie przedwyborczych obietnic obecnego szefa rządu Roberta Fico. Rastislav Krátky, parlamentarzysta z tego samego opozycyjnego klubu, twierdzi natomiast, że w wyniku polityki obecnego gabinetu „słowaccy rolnicy znaleźli się w najgorszej sytuacji, w jakiej kiedykolwiek byli”.