Uczelnie, partnerzy, programy, ceny... Jest z czego wybierać. Tylko czy doświadczony menedżer ma szansę zasiąść w ławie z podobnym sobie?
Konkurencja na rynku pracy sprawia, że rosną wymagania sta- wiane kandydatom. Wystarczy spojrzeć na ogłoszenia w prasie — lista kryteriów stale się wydłuża. Im wyższe stanowisko, tym większe wymagania. W przypadku kandydatów na menedżerów coraz ważniejsze, obok doświadczenia, staje się specjalistyczne wykształcenie. Dyplom magistra, nawet dwóch wydziałów, już nie imponuje. Liczą się więc absolwenci studiów MBA. Tyle że tych jest coraz więcej, bo liczba prowadzących je uczelni rośnie. Na dodatek, szkoły kusi, by złagodzić warunki rekrutacji — bo czesne to mocny zastrzyk finansowy. Czy studia MBA wciąż gwarantują wysoki poziom kształcenia? I czy są przeznaczone tylko dla fachowców z doświadczeniem?
Intuicja i wiedza
Gdy kapitalizm w Polsce się rodził, liczyła się intuicja, odwaga, szybkość myślenia — określane „smykałką do biznesu”. Dziś znacznie trudniej radzić sobie na rynku i dlatego by podejmować trafne decyzje, menedżer musi mieć wiedzę. Skąd ją czerpać? Ukończone kilkanaście lat temu studia mogą być źródłem nieaktualnych informacji. Można zacząć nowe studia, ale to oznacza kilka lat nauki teorii, egzaminy, a pożytek może być z tego niewielki.
— Pracodawcy doceniają pracowników, którzy zdecydują się na dokształcanie. Ważne jest, by zdobywane wykształcenie było potem przydatne w pracy i pochodziło z wiarygodnej uczelni, wówczas skłonni są nawet je finansować — informuje Beata Bukowska z firmy Inwenta Doradztwo Personalne.
Jako element kształcenia kadry menedżerskiej narodziła się idea studiów MBA. Założeniem jest uczenie praktycznych umiejętności przydatnych w biznesie. W programie — ćwiczenia, symulacje, rozwiązywanie przypadków (case studies). Teoria ograniczona jest do minimum. Takie nastawienie obrazuje hasło jednej z najlepszych amerykańskich uczelni MBA — Wharton School of Business: „My nie uczymy praw zarządzania — my je tworzymy!”.
Tytuł nie dla każdego
Studia MBA nie mają być kontynuacją nauki, lecz elementem doskonalenia zawodowego dla kadry zarządczej. Dlatego kryteria rekrutacji są postawione wysoko. Obok ukończenia studiów magisterskich, biegłej znajomości angielskiego (potwierdzonej certyfikatem), wymagana jest co najmniej trzyletnia praktyka zawodowa na samodzielnym stanowisku. To ostatnie kryterium ma sprawić, że na studia trafią osoby, które już zetknęły się z trudnymi zadaniami w biznesie, mogą podzielić się swoją wiedzą. Ale to nie wszystko — by rozpocząć studia MBA, trzeba też być dość zamożnym. Sama rozmowa kwalifikacyjna może kosztować 900 zł. Czesne to też niemały wydatek: ponad 13 tys. zł — Politechnika Lubelska, 22 tys. zł — Instytut Zaawansowanego Zarządzania, 4,5 tys. GBP — Polish Open University, 32 tys. zł — Uniwersytet Gdański, 11 tys. EUR — Szkoła Biznesu PW czy 19,55 tys. USD — WEMBA.
Takie wymagania sprawiają, że do dyplomu MBA nie każdy może aspirować. Jednak szkół prowadzących takie studia jest coraz więcej, więc rywalizacja o studenta też rośnie. I tu pojawia się pokusa dla szkół: jeśli obniży się wymagania rekrutacji, wpływy z czesnego będą wyższe. Z drugiej strony, obcinając nieco koszta (np. wydawanie mniej wartościowych dyplomów czy rezygnacja z najlepszych wykładowców), można obniżyć czesne i tym samym pozyskać wielu studentów. Jak restrykcyjne są szkoły podczas rekrutacji?
Jesteśmy elastyczni
Podaję się za osobę, która 3 lata temu ukończyła studia, pracującą, ale na podstawowym stanowisku. Pytam, czy to, że nie pracuję na kierowniczym stanowisku, oznacza, że nie mogę podjąć studiów — na stronach wszystkich uczelni jest to wymieniane jako podstawowe kryterium. Odpowiedzi, jakie uzyskuję: „Oczywiście, że brak stanowiska kierowniczego nie dyskwalifikuje pana” czy „To, że nie pracuje pan na kierowniczym stanowisku, nie powoduje, że nie może pan u nas studiować” i „Warunek zajmowania stanowiska kierowniczego nie jest warunkiem sztywnym, warto, aby część z państwa taki warunek spełniała (i tak też jest)... Niemniej jednak, co roku część naszych studentów to ludzie młodzi, szykujący się do awansu zawodowego”. Nie podaję nazw uczelni, ale zaznaczam, że większość odpowiedziała właśnie w ten sposób. Jak więc jest z tym doświadczeniem zawodowym? Tę elastyczność szkoły tłumaczą tym, że nie można terminu „stanowisko kierownicze” traktować zbyt dosłownie. W ten sposób myślenia wpisuje się odpowiedź od jednej z uczelni: „Mamy świadomość, iż kryterium „samodzielnego stanowiska” nie zawsze może być jasno określone, w związku z czym będziemy musieli otrzymać dokładniejsze informacje odnośnie zadań, które pan wykonuje, czy ma pan wpływ na realizację strategii firmy itp.” Można by uwierzyć w dobre intencje wszystkich szkół, gdyby nie inna sytuacja...
Jesteśmy restrykcyjni
Tym razem wcielam się w rolę członka zarządu dużej korporacji. Podkreślam, że zależy mi na wysokim poziomie studiów, dlatego oczekuję, że wraz ze mną uczyć się będą tylko doświadczeni fachowcy. I co słyszę w odpowiedzi od tych samych szkół? „Od kandydatów na studia MBA bezwzględnie wymagamy minimum dwuletniego doświadczenia pracy na stanowisku kierowniczym, więc zapewniamy, że w grupie będą jedynie specjaliści”. Jak widać, uczelnie mówią to, co chce usłyszeć kandydat. Jaka jest więc prawda: czy studia MBA są tylko dla doświadczonych menedżerów czy dla wszystkich chętnych? Leży ona gdzieś po środku. Nie można konsekwentnie stosować reguły kierowniczych stanowisk, bo to krzywdziłoby wiele osób mających kompetencje, ale pozostających na niższym szczeblu. Można być przecież prezesem dwuosobowej firmy, z zakresem obowiązków nie większym niż u specjalisty z dużej korporacji. Z drugiej strony, absolwenci studiów MBA przyznają, że zdarza się, iż w grupie są osoby wyraźnie odstające poziomem. Również wykładowcy zwracają uwagę na dużą rozpiętość umiejętności między grupami. Skutek tego taki, że poziom kwalifikacji posiadaczy dyplomów MBA bywa różny.
— Podczas procesu rekrutacji spotykałem się z osobami, które skończyły studia MBA, ale poziom ich wiedzy zupełnie na to nie wskazywał — mówi Emil Konarzewski, prezes Stowarzyszenia Absolwentów WEMBA.
Jaką więc metodą wybrać studia MBA na odpowiednim poziomie?
Dyplom a dyplom
Po pierwsze, uważnie przyjrzeć się szczegółom programu. Uczelnie mnożą liczbę programów z MBA w nazwie, ale mogą to być nie studia MBA, tylko typu MBA. Różnica na pozór niewielka, ale w rzeczywistości istotna. Warto sprawdzić, jaki dyplom otrzymuje absolwent danej uczelni, bo to on w dużej mierze decyduje o wartości studiów.
— Nie chwalę się moim dyplomem, na mojej wizytówce nie ma adnotacji MBA. To tak, jakby chwalić się maturą. Nie jest ważny sam fakt posiadania tytułu, ale szkoła, jaką się ukończyło — zauważa Emil Konarzewski.
Najbardziej prestiżowe są dyplomy nadawane przez renomowane uczelnie zagraniczne. Polska uczelnia w takim przypadku tylko pośredniczy w wydawaniu dyplomu, czasami dodając swój — studiów podyplomowych. Można również otrzymać dyplom MBA wydawany przez polską uczelnię, w najlepszym przypadku dorzuci ona certyfikat ukończenia studiów wydany przez uczelnię partnerską. W skrajnym przypadku studia MBA skończą się dyplomem... magistra.
— Dyplom jest wart tyle, ile uczelnia go wystawiająca. Nie można porównywać dyplomów MBA uczelni zachodnich z dyplomami wydawanymi przez wszelkiego rodzaju konsorcja kilku partnerów, gdzie odpowiedzialność za jakość programu jest rozmyta. Ważne jest, kto stawia na szali swoją reputację — mówi dr Grażyna Leśniak-Łebkowska, dyrektor programu WEMBA.
Zróżnicowanie dyplomów dostrzegły firmy zajmujące się rekrutacją pracowników na wysokie stanowiska.
— Kiedyś MBA był takim egzotycznym elementem w CV. Dziś już trochę spowszechniał, w cenie są za to dyplomy uczelni zagranicznych — informuje Beata Bukowska.
Jakość nauki
To, że dyplom wydawany jest przez uczelnię zagraniczną, ma znaczenie nie tylko symboliczne. Gwarantuje, że program studiów będzie zbliżony do tego, jaki prowadzony jest na macierzystej uczelni. Należy się również spodziewać, że część zajęć prowadzona będzie przez międzynarodową kadrę. I nie można liczyć na taryfę ulgową przy rekrutacji.
— Im bliższa współpraca z uczelnią partnerską, tym lepiej. Uczelnie z USA dbają o poziom i narzucają wiele restrykcyjnych uwarunkowań. Kontakt z zagranicznymi wykładowcami daje szansę poznania innej kultury i poprawy znajomości języka — zauważa Jarosław Guściora, absolwent studiów MBA na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika.
Jednak zapewnienie wysokiego poziomu kształcenia jest kosztowne, a to równa się wysokiemu czesnemu. W systemie edukacji obowiązuje prosta zasada: jakość kosztuje.
— Istnieje wyraźna korelacja między renomą szkoły, ceną studiów i ich jakością. Jeśli za coś się dużo płaci, to się dużo wymaga i od szkoły, i od siebie — przekonuje Emil Konarzewski.
Czy warto?
Ukończenie studiów MBA może być istotne w karierze zawodowej. Absolwenci zgodnie mówią, że zdobyli wiele nowych umiejętności, które pomagają w biznesie. Jednak z drugiej strony, dyplom nie jest gwarancją awansu czy znalezienia świetnie płatnej posady.
— Dyplom MBA uskrzydla ludzi zdolnych i dynamicznych. Nie pomoże słabym, pasywnym, tym, którym brakuje pewności siebie. Ci, którzy chcą szybko i tanim kosztem stać się kimś cennym na rynku pracy, przeżyją duże rozczarowanie — zapewnia Bartłomiej Fiszer, wiceprezes Stowarzyszenia Absolwentów SAAMBA.
— Wszystko zależy od celu, dla którego ktoś idzie na studia. Jeśli zależy mu na papierku, który potem sobie powiesi w ramce, to nad wyborem szkoły nie musi się zastanawiać. Jednak jeśli chce rzeczywiście zyskać, powinien wybrać dobrą szkołę — inaczej będzie sam siebie oszukiwał — podkreśla Emil Konarzewski.
Decydując się na studia MBA, należy się dobrze zastanowić, czy są one rzeczywiście potrzebne. A jeśli tak, to wybrać te najlepsze.
— Osoby, które myślą o studiach MBA, nie mają na uwadze dyplomu, ale chcą poszerzyć swoją wiedzę, podnieść kompetencje. Zazwyczaj traktują je jako inwestycję w siebie, dlatego decyzję o wyborze szkoły poprzedzają dogłębną analizą oferty i opinii absolwentów — twierdzi Agnieszka Róg-Skrzyniarz, prezydent Stowarzyszenia Absolwentów National Louis University MBA.
Im wyższy poziom wykształcenia Polaków, tym lepiej. Trzeba się cieszyć z rosnącej liczby programów MBA. Problem pojawić się może, gdy uczelnie postawią na wpływy z czesnego, a nie jakość kształcenia. Wówczas przybywać będzie dyplomów — czasami wątpliwej rangi — a nie ludzi wykształconych.