Wielkiego entuzjazmu nie było i nie ma — tak można określić stosunek Komisji Europejskiej (KE), odpowiedzialnej za negocjowanie europejsko-amerykańskiej umowy o wolnym handlu (Transatlantic Trade and Investment Partnership, TTIP), do kluczowych dla polskiego przemysłu kwestii energetycznych. To słabe wieści choćby dla rafineryjnego Lotosu i chemicznych Azotów, ale także dla przemysłu stalowego.

— Staramy się, żeby TTIP zawierał część poświęconą energii, a konkretnie — żeby możliwy był import amerykańskiego gazu przez kraje Unii Europejskiej — mówi Cecilia Malmstrom, komisarz ds. handlu.
Jeszcze rok temu podobne wypowiedzi płynące z ust Karela de Guchta, poprzedniego komisarza, budziły w Polsce entuzjazm — bo o energii jako elemencie TTIP mówi się intensywnie właśnie od roku, czyli od marcowej wizyty Baracka Obamy w Europie, w trakcie której prezydent USA zapowiedział uruchomienie eksportu gazu ze swojego kraju.
Polski przemysł, w dużej części energochłonny, wpadł w zachwyt — napływ taniego amerykańskiego gazu z łupków na światowy rynek powinien przecież zaowocować spadkiem cen. Po roku słowa komisarz Malmstrom nie satysfakcjonują polskiego przemysłu, bo jego oczekiwania wzrosły, podobnie jak świadomość zagrożeń związanych z TTIP. Zwłaszcza w sektorach energochłonnych, czyli rafineryjnym, chemicznym, nawozowym czy stalowym.
CO2 to też ciężar
W imieniu energochłonnego przemysłu naszego regionu, zrzeszonego w CEEP, wystąpił ostatnio w Brukseli Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu. Przedstawił europarlamentarzystom postulaty, które miałyby chronić energochłonne branże przed… śmiercią z powodu TTIP.
— Zanim ceny gazu w USA zbliżą się do tych w Europie, miną lata. Dlatego potrzebny jest 10-letni okres przejściowej ochrony dla branż energochłonnych — mówił Paweł Olechnowicz.
Prezes Lotosu zaproponował też reformę systemu opłat związanych z emisją CO 2, ponoszonych przez przemysł w Europie, a w USA jedynie w niewielkim stopniu. Zaproponował także wsparcie dla lokalnych źródeł energii, choćby dla wysokoefektywnych elektrowni węglowych.
— W przeciwnym wypadku można przewidywać, że część europejskiego przemysłu chemicznego zniknie w ciągu 5-10 lat. Już obecnie ponad połowa inwestycji w amerykańskim sektorze nawozów azotowych pochodzi z Europy — alarmował Paweł Olechnowicz.
Żadnych dobrych wieści
Negocjatorzy z KE wysłuchali go, ale próżno u nich szukać pełnego zrozumienia— w kuluarach wtorkowego spotkania z europejskimi dziennikarzami, poświęconego TTIP, nie padły dla energochłonnych firm żadne dobre wieści.
— Przemysł energochłonny silnie podkreśla zagrożenia wynikające z wprowadzenia wolnego handlu w obszarze, w którym USA mają przewagę wynikającą z dostępu do taniego gazu z łupków. Nie przeceniałbym tej przewagi. To tylko jeden z wielu czynników, obok innowacyjności czy elastycznego kodeksu pracy, wspierający konkurencyjność. Czy powinien zatem blokować całe porozumienie? Nie sądzę. Poza tym rozmawiamy przecież o otwarciu eksportu gazu z USA — mówił jeden z negocjatorów.
— Jeśli ktoś w Europie produkuje nawozy, czyli produkty raczej mniej przetworzone, to lepiej, żeby zajął się produktami wyżej przetworzonymi — dodał inny, odnosząc się choćby do sytuacji polskiej grupy Azoty, drugiego pod względem wielkości producenta nawozów w Europie. Dla Azotów to nie nowość, bo ich strategia już od dłuższego czasu zakłada rozwój produktów bardziej wyrafinowanych. Można natomiast zastanowić się, czy niedawna decyzja Lotosu i Azotów o odłożeniu w czasie inwestycji we wspólne zakłady petrochemiczne, m.in. produkujących aromaty, nie była — w świetle TTIP — zbyt pochopna.
— Rozwiązaniem dla przemysłu energochłonnego mogą być długie okresy przejściowe — sugeruje kolejny z negocjatorów. Można przypuszczać, że KE byłaby skłonna zarekomendować okres siedmiu lat (takie okresy w niektórych sektorach znalazły się w wynegocjowanej niedawno umowie o wolnym handlu pomiędzy UE a Kanadą, CETA), szef Lotosu natomiast postuluje 10 lat. Pytanie, czy zgodzą się na to Amerykanie (ich pozycja negocjacyjna, w przeciwieństwie do europejskiej, jest tajna).
Im szybciej, tym lepiej
Jeśli przemysł energochłonny myśli poważnie o walce o swoje interesy, to powinien się śpieszyć. Nowa KE jest silnie zmotywowana do prac nad „najambitniejszą umową o wolnym handlu w historii świata”. Zmotywowani są też Amerykanie.
— Nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie drogi, ale Amerykanie komunikują jasno, że chcą zakończyć sprawę TTIP przed końcem kadencji Baracka Obamy [z początkiem 2013 r. został zaprzysiężony na czteroletnią kadencję — red.]. Poparcie dla porozumienia deklarują i demokraci, i republikanie — tłumaczy Cecilia Malmstrom. © Ⓟ