Pozew pozwala na lepszą ugodę

Marek MuszyńskiMarek Muszyński
opublikowano: 2023-09-26 20:00

Frankowicze, którzy już są w sporze z bankiem, mogą liczyć na lepszą ofertę ugody. Musi być ona zbliżona do tego, co mogą osiągnąć przed sądem, gdyż najczęściej nie muszą już płacić rat.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • jak porównać ofertę ugody z możliwym rozstrzygnięciem sądowym,
  • co przemawia za ugodą, a jakie są możliwości w sądzie,
  • jak wygląda sytuacja w pozwach grupowych.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Klientka mBanku dostała ofertę ugody – z 76 tys. CHF, które pozostały do spłaty zgodnie z umową (czyli ok. 350 tys. zł), wystarczyłoby, aby spłaciła 55 tys. zł. Jednak kredytu dostała 310 tys. zł, a w ratach wpłaciła już do banku 330 tys. zł, co oznacza, że po unieważnieniu umowy przez sąd bank musiałby jej zwrócić 20 tys. zł. Różnica pomiędzy tymi opcjami wynosi już 75 tys. zł. Sprawa nie jest w sądzie, ale nie była to pierwsza oferta dla kredytobiorczyni, która podjęła negocjacje.

Kredytobiorca z PKO BP wziął 74 tys. zł kredytu, w ratach wpłacił 70 tys. zł, więc po korzystnym dla niego wyroku w sądzie musiałby jeszcze zwrócić bankowi 4 tys. zł. Formalnie z umowy do spłaty pozostało 19 tys. CHF (ok. 90 tys. zł), a bank w ramach ugody proponuje zwrot 55 tys. zł. Różnica między tymi opcjami to 51 tys. zł.

Frankowicz z BNP Paribas wziął kredyt na 176 tys. zł, w ratach zwrócił bankowi 175 tys. zł, zatem po wygraniu w sądzie zostałoby mu do oddania 1 tys. zł. Bank proponuje, że pozostałą do spłaty kwotę przewalutuje po kursie CHF/PLN 0,83, co dałoby 30 tys. zł do spłaty. Tak atrakcyjną propozycję można tłumaczyć tym, że sprawa jest od dwóch lat w sądzie.

Kredyt na 60 tys. zł w Santanderze, kredytobiorcy w ratach wpłacili już do banku więcej niż dostali. Do spłaty zgodnie z umową pozostało 32 tys. zł, bank oferuje w ramach ugody zmniejszenie tej kwoty do 8 tys. zł. Sprawa od trzech lat jest w sądzie.

Takie oferty złożyły banki frankowiczom po czerwcowym wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, który stwierdził, że bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, a sądy powinni zawieszać kredytobiorcom raty na czas procesu.

Czas sugeruje ugodę

W sądzie trzeba spędzić co najmniej kilka lat, a efekty ugody widać od razu. Co więcej, ile potrwa sprawa - trudno przewidzieć. Jedni uwalniają się od kredytu w ciągu dwóch lat, inni - po siedmiu.

– Moja sprawa ciągnie się od czterech lat, w tym czasie miałem jedną rozprawę, wyrok w I instancji, a od roku czekam na rozpatrzenie apelacji banku. Propozycję ugody usłyszałem przez telefon, ale gdy poprosiłem o wysłanie jej na piśmie, kontakt się urwał – mówi kredytobiorca procesujący się z Raiffeisenem.

W tym roku, aby przyśpieszyć procedowanie zmieniono zasady składania pozwów – obecnie frankowicze muszą składać je do sądu właściwego dla miejsca zamieszkania, co miało pozwolić na odciążenie tzw. wydziału frankowego w Warszawie, gdzie składano mnóstwo pozwów ze względu na siedziby banków.

– W sądach w terenie nie widać wielkiego wydłużenia terminów, organizacyjne to się powoli układa i zaczyna iść bardziej sprawnie. W Warszawie w wydziale frankowym też nie widać, aby sytuacja się odetkała, wciąż rozprawy są wyznaczane dwa lata naprzód. Jesteśmy dopiero po wakacjach, na efekty jeszcze trzeba poczekać, tym bardziej, że po czerwcowych wyrokach TSUE zapewne kolejne osoby ruszyły do sądów. Brakuje też chyba sędziów, gdyż w sądach są wakaty – mówi Mariusz Korpalski, radca prawny reprezentujący frankowiczów w sądach.

Teoretycznie frankowiczom czekanie na wyrok powinno ułatwić zabezpieczenie, które pozwala na niepłacenie rat. Po wyroku TSUE takich zabezpieczeń udziela się coraz więcej, ale pewności, że się je dostanie, nie ma. Nie zawsze się ono także opłaca osobom, które są w sądzie od dłuższego czasu, gdyż składanie takiego wniosku może wydłużyć proces. Teoretycznie ryzyko w sądzie jest niewielkie, gdyż frankowicze wygrywają 98 proc. spraw, ale niedawny wyrok Sądu Najwyższego, w którym uchylono korzystne dla kredytobiorców rozstrzygnięcie pokazuje, że ryzyko istnieje.

– W sądzie zawsze jest czynnik ludzki i pewności nigdy nie ma. Ostatni wyrok SN nie odnosi się do poprzednich i nie zwiastuje zmiany linii orzeczniczej – zaznacza Mariusz Korpalski.

Sąd bardziej się opłaca

Finansowo zawsze dla frankowicza lepiej wypadnie unieważnienie umowy przez sąd.

– To, co można uzyskać w sądzie, jest dużo bardziej korzystne. Jeśli kredytobiorca uzyska zabezpieczenie, to nie musi płacić rat od momentu złożenia pozwu. Ponadto nie tylko jego zadłużenie zniknie, ale często dostanie zwrot od banku, ponieważ po tylu latach zwykle wpłacił więcej w postaci rat niż otrzymał kredytu. Tymczasem w ugodzie zwykle jednak ma jeszcze coś do zapłacenia – mówi Jarosław Sadowski, analityk Expandera.

Do tego sąd orzeka koszty zastępstwa procesowego, co pozwala na opłacenie większości honorarium prawnika – resztę można sfinansować z zasądzonych odsetek.

– Jest niepewność co do odsetek – w niektórych apelacjach są zasądzane, w innych nie, a w Warszawie wypada to tak pół na pół. Za pół roku powinniśmy mieć wyrok TSUE w tej sprawie, który to rozstrzygnie – mówi Mariusz Korpalski.

Coraz częściej zdarza się, że bank nie odwołuje się po wyroku I instancji, a zamiast tego przystępuje do porozumienia z klientem w sprawie rozliczenia

Mariusz Korpalski
prawnik

Ugoda może też czasami wywoływać skutki podatkowe, ale większości frankowiczów one nie powinny dotknąć. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Finansów umorzenie części kredytu, który był zaciągnięty na cele mieszkaniowe, nie tworzy dochodu, który jest opodatkowany.

– Co jednak ciekawe, coraz częściej zdarza się, że bank nie odwołuje się po wyroku I instancji, a zamiast tego przystępuje do porozumienia z klientem w sprawie rozliczenia – mówi Mariusz Korpalski.

Matnia procesu grupowego

W pewnej pułapce znaleźli się frankowicze, którzy dołączyli do pozwu grupowego. Mimo tego, że pozwali bank dość wcześnie, to większość z tych spraw wciąż się nie zakończyła i trwają one znacznie dłużej niż postępowania indywidualne. Pierwszy pozew grupowy przeciwko Bankowi Millennium został złożony w 2014 r. i wciąż nie ma prawomocnego rozstrzygnięcia. W tych grupach banki szukają chętnych do zawarcia ugody.

– Propozycje ugodowe składane przez Bank Millennium konsumentom, z którymi zawarł nieuczciwe umowy kredytu, nie są szczególnie atrakcyjne. Dotyczy to też konsumentów uczestniczących w postępowaniu grupowym przeciwko temu bankowi. Bank usiłuje wykorzystać to, iż postępowanie grupowe okazało się długotrwałe i oferuje ugody zapewniające konsumentom mniej, niż uzyskają oni w postępowaniu przed sądem, wiedząc że wobec wzrostu kursu CHF często znajdują się w trudnej sytuacji finansowej – mówi Marcin Szymański, adwokat z kancelarii Drzewiecki i Tomaszek.

Ofertę banku rozważa jednak kredytobiorczyni, która uczestniczy w pozwie grupowym przeciwko mBankowi. Wzięła ona kredyt na 225 tys. zł, a zgodnie z umową do spłaty pozostało 181 tys. zł. Bank w ramach ugody oferuje obniżenie zadłużenia do zera. Biorąc pod uwagę wpłacone raty po unieważnieniu umowy bank byłby winny klientce 60 tys. zł. Wkrótce jednak również ci kredytobiorcy być może skorzystają z zabezpieczenia.

– W październiku złożony zostanie w postępowaniu grupowym wniosek o zabezpieczenie dochodzonych w sprawie roszczeń członków grupy wskazujący szereg sposobów zabezpieczenia tych roszczeń, w tym m.in. poprzez zawieszenie obowiązku uiszczania rat kredytu. Niezależnie od tego kancelaria Drzewiecki Tomaszek przygotowuje skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w związku z tym pozwem grupowym – mówi Marcin Szymański.