„PB”: Dlaczego mamy suszę?
Piotr Nieznański: W ostatnich latach było bardzo mało opadów jesienią i brakowało pokrywy śnieżnej zimą. Pokrywa jest naturalnym zbiornikiem wody, który trzyma ją przez długi okres i bardzo powoli oddaje do gruntu w czasie topnienia. W opadach ważna jest też regularność, a ta się zmieniła. Zamiast kilkudniowych jednostajnych opadów o stałym natężeniu mamy często jednodniowe, ale bardzo intensywne. Podczas takich opadów woda nie wsiąka i nie ma możliwości nasączenia gleby.
Co robimy nie tak?
Nauka ostrzega od ponad 30 lat, że musimy się liczyć z występowaniem zjawisk ekstremalnych, jak susza i powódź. Od lat to ignorujemy. Zamiast przestawić się na działania adaptacyjne, minimalizować straty, wciąż prowadzimy dyskusje i spory o istotę zmian klimatu i potrzebę przestawienia gospodarki. W latach 2010-15 Polska wydała prawie 900 mln zł na szkodliwą i niepotrzebną regulację małych rzek i tzw. prace utrzymaniowe. Płaciliśmy mniej więcej 6 mln zł za każdy kilometr odebrania tym rzekom zdolności do pełnienia funkcji ekosystemowych, w tym retencyjnych.
Czy chodzi o regulację brzegów rzek?
Nie tylko o twardą regulację polegającą na betonowaniu brzegów — tej jest na szczęście coraz mniej. Mówię też o małych rzekach, na których prowadzone są tzw. prace utrzymaniowe, polegające na bagrowaniu dna rzeki i wyrzucaniu osadów na bok, co nazywa się udrażnianiem, a prowadzi do przyspieszania spływu wody, którą mogliśmy w brzegu rzeki retencjonować. Badania naukowe wskazują, że nieuregulowane rzeki są bardziej odporne na suszę, ponieważ posiadają zróżnicowany układ dna: od przegłębień przez mielizny i wyspy.
Lasy Państwowe podliczyły, że przez ostatnich 20 lat wydały na małą retencję ponad 900 mln zł i przeprowadziły ponad 10 tys. inwestycji, a do końca 2022 r. będzie ich jeszcze ponad 2 tys. To chyba dobre wieści?
Na dwa programy retencji wody w lasach — nizinnej i górskiej —zostały przeznaczone funduszeUE. Najbardziej jestem ciekaw, ile kosztuje metr zretencjonowanej wody. Program jest dobry, chociaż w pojedynczych przypadkach dochodziło np. do podpiętrzania wody na terenach podmokłych, co jest niedopuszczalne, bo takie tereny, a zwłaszcza torfowiska, są naturalnymi gąbkami trzymającymi wodę. W poprzednich okresach w lasach prowadzono meliorację w jedną stronę: odwadniającą, która pozwalała na uprawę na terenach podmokłych. Obecne retencjonowanie jest naprawianiem tych błędów.
Czy rządowy program Stop Suszy to dobry pomysł?
Program zaczyna się co prawda obiecująco — trafnym zdiagnozowaniem problemu, ale zamieszczona w nim lista 60 inwestycji go kompromituje. Mam wrażenie, że nie chodzi o walkę z suszą, tylko przeznaczenie pieniędzy na inwestycje hydrologiczne. Na liście znajdują się kosztowne projekty, które mają służyć żegludze, a nie walce z suszą, np. stopnie wodne Niepołomice i Siarzewo na Wiśle oraz stopnie wodne Lubiąż i Ścinawa na Odrze. Pieniądze na walkę z suszą, zamiast napędzać takie hydrobudowy, powinny w dużej mierze trafiać do Polaków: właścicieli ziemi i zbiorników, którzy powinni dostawać wsparcie fachowe i finansowe na retencjonowanie wody na własnym terenie. Systematycznie osuszamy kraj przez system rowów melioracyjnych, które stale odprowadzają wodę. W Polsce mamy 6,5 mln ha zmeliorowanych, ponad 250 tys. km rowów melioracyjnych, a tylko na 10 proc. z nich działają zastawki zatrzymujące wodę. To nonsens w czasach, w których powinniśmy zatrzymywać wodę, a nie jej się pozbywać.
Dlaczego duże zbiorniki są szkodliwe?
Zbiorniki zaporowe na rzekach, co zostało udowodnione przez naukę, oprócz destrukcyjnego wpływu na środowisko, generowania wzmożonej emisji metanu z wody stojącej prowadzą do pogłębienia poniżej zbiorników erozji rzek. Dla rolnika, który odczuwa skutki suszy, ważna jest woda na miejscu, na jego polach, a nie w zbiorniku oddalonym o 20 km. Rolnicy, właściciele gruntów, właściciele domów powinni w ramach programu Stop Suszy liczyć na dopłaty. To na rozproszonej w całym kraju retencji oraz odzyskaniu wody z systemu melioracji, który funkcjonuje w jedną stronę, powinniśmy się skupić, a nie na hydrobudowach.
Ma pan na myśli także małe inwestycje, np. w zbieranie wody w przydomowym ogródku do beczki?
Może się wydawać, że działania rozproszone w całym kraju mają się nijak do dużego zbiornika, który gromadzi dużo wody. Otóż nie. Zatrzymanie wody w systemie melioracyjnym, czyli na 250 tys. km rowów poprzez budowę zastawek i podpiętrzenie jej o 10 cm, daje 100 m sześc. wody na 1 ha. A mamy tych zmeliorowanych hektarów 6,5 mln!
Wywiad jest skróconym zapisem rozmowy z odcinka podcastu „Puls Biznesu do słuchania” pt. „Pandemia i susza”.