Notowania Dino Polska, jednej z największych w kraju sieci sklepów spożywczych, wciąż nie odbiły po dwucyfrowym spadku w sierpniu po publikacji wyników gorszych od oczekiwań. Utrzymują się na poziomie około 370 zł, co przekłada się na 36 mld zł kapitalizacji. Od szczytu z czerwca (491,8 zł) kurs spadł o jedną piątą.
Podzieleni analitycy
18 września jeden z inwestorów sprzedał poza rynkiem 519,4 tys. akcji po 393,5 zł za sztukę. To pakiet wart 204,4 mln zł. Tego dnia doszło do jeszcze dwóch mniejszych transakcji pakietowych - zawarto je po 390 zł, a więc cenie zbliżonej do rynkowej. Tydzień wcześniej jeden z inwestorów pozbył się 5 tys. akcji po 383,7 zł za łącznie 1,9 mln zł.
Najświeższą rekomendację dla akcji sieci supermarketów wydał 13 września Rafał Wiatr, analityk Citi. Brzmi „kupuj” z ceną docelową 444 zł. W tym miesiącu pojawiły się też rekomendacje analityków HSBC („kupuj”, 450 zł) i BM mBanku („trzymaj”, 446 zł). Wyżej akcje Dino ceni m.in. Tomasz Sokołowski z BM Santandera, natomiast rekomendacja analityczki JP Morgana spadła z „neutralnie” do „niedoważaj”, z ceną docelową 376 zł.
– Cena w rekomendacji wynika z fundamentalnej wartości spółki, a notowania podlegają wahaniom z różnych przyczyn. W przypadku kursu Dino korekta nastąpiła przede wszystkim z powodu wcześniejszego bardzo dużego wzrostu oraz dyskusji dotyczącej osłabienia marży. Uważam jednak, że jest szansa, iż najgorsze już za Dino. To wciąż spółka, która będzie dynamicznie zwiększała udział w rodzimym rynku handlu żywnością. W mojej ocenie jej fundamenty nie są jeszcze odpowiednio wycenione przez rynek – uważa Tomasz Sokołowski.
Dla Dino obowiązuje 18 rekomendacji: po sześć pozytywnych, neutralnych i negatywnych. Średnia z cen docelowych to 443,34 zł.
Wolniejsze tempo
Dariusz Dadej, analityk Noble Securities, podkreśla, że Dino bardzo długo było notowane z wyraźną premią.
– Współczynnik cena/zysk przekraczał 30, a nawet 40, co oznacza, że kupując wówczas akcje, trzeba było czekać 30-40 lat, by odebrać w zyskach to, co się zapłaciło. Inwestorzy bardzo lubili tę spółkę z powodu jej dynamicznego rozwoju, przejawiającego się wzrostem przychodów rzędu 40-50 proc. rok do roku .Wynikało to z ponad 20-procentowego przyrostu powierzchni sprzedaży i LFL [sprzedaż w placówkach porównywalnych – red.] sięgającego około 30 proc. – mówi Dariusz Dadej.
Zwraca uwagę na wyhamowanie wzrostu powierzchni do ok. 15 proc. i obniżanie się wskaźnika LFL wraz z inflacją. Mimo to w jego ocenie nawet gdyby dynamika przychodów spadła do około 20 proc., to i tak niejeden konkurent pozazdrościłby takiej wartości.
Tracą też inni detaliści
Spadek kursu Dino o mniej więcej jedną czwartą od szczytu Dariusz Dadej uznaje za znaczący. Przyczyn sprzedaży większych pakietów akcji spółki doszukiwałby się jednak raczej w ogólnym pogorszeniu sentymentu do rynku, w szczególności do sektora handlu, co widać po notowaniach innych detalistów – np. kurs Pepco spadł w ciągu trzech miesięcy o jedną trzecią, a Jeronimo Martins (właściciela Biedronki) o jedną piątą.
– Sieci podkreślają, że konsument się osłabia, a to powoduje spadek sprzedaży w ujęciu realnym nawet w takiej kategorii, jak żywność. Ponadto dalej nakręca się wojna cenowa skutkująca pogorszeniem marży detalistów. Trudno ocenić, jak długo ona jeszcze potrwa. Krótkoterminowo nie widać odwrócenia trendu, niemniej kiedyś musi nastąpić stabilizacja, a po niej odbicie – mówi analityk Noble Securities.
Wysokie wskaźniki wyceny Dino były uzasadnione bardzo duża dynamiką wzrostu przychodów. Obecna wycena odzwierciedla niższe, przynajmniej przejściowo, tempo rozwoju spółki. Wpływa na nią szereg pozytywnych i negatywnych czynników, które w mojej ocenie się równoważą. Z jednej strony mamy m.in. zwiększone transfery socjalne w postaci przedłużenia wakacji kredytowych na 2024 r. i 800+ od stycznia, co zwiększy dochód rozporządzalny konsumentów. Z drugiej natomiast spółkę czeka wzrost kosztów – w tym wynagrodzeń – przy możliwym spadku sprzedaży LFL z racji malejącej inflacji i presji konkurencyjnej napędzanej przez dyskonty.