Jest pomysł na rozruszanie poręczeń kredytowych
Mądry Polak po szkodzie: bank zaproponuje rządowi wyprowadzkę poręczeń portfelowych do oddzielnej spółki.
Jeszcze w tym miesiącu Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) zaproponuje Ministerstwu Finansów, co zrobić z programem poręczeń kredytowych dla firm, by wreszcie ruszył. System gwarancji nie działa od roku, kiedy znalazł się w gestii BGK. Pisaliśmy o tym we wczorajszym "PB". Bank udzielił tylko 38 mln zł poręczeń i choć w drugim półroczu może być ich więcej, przełomu nie należy się spodziewać.
— Jeśli uda się osiągnąć 50 mln zł, to wszystko — mówi Włodzimierz Grudziński ze Związku Banków Polskich, który zajmuje się programem.
W regionach lepiej
Poręczenia idą słabo, choć firmy chcą kredytów z gwarancją państwa. Dobrze radzą sobie regionalne fundusze z Krajowej Grupy Poręczeniowej: w 2009 r. udzieliły ponad 5 tys. gwarancji na 603 mln zł. W I kw. 2010 r. wsparcie dostało 1390 firm, a kwota wyniosła 161 mln zł.
Fundusze regionalne mogą jednak gwarantować tylko mniejsze kredyty. Duże leżą w gestii BGK. Powinien on obsługiwać głównie poręczenia portfelowe. Pomysł był taki: bank komercyjny nie zawraca głowy BGK żyrowaniem pojedynczych kredytów, lecz dostaje limit, w ramach którego pożycza firmom pieniądze z gwarancją państwa. Poręczenia portfelowe wystartowały, ale tylko teoretycznie. BGK podpisał umowy z sześcioma bankami na 390 mln zł, ale żaden jeszcze nie skorzystał z limitu.
— Musieliśmy dopasować systemy i pokonać wiele przeszkód natury formalnej. Wdrożenie programu było relatywnie czasochłonne, ale już jesteśmy gotowi. Złożyliśmy już pierwsze wnioski do BGK —mówi Waldemar Nowak, dyrektor w BNP Paribas Fortis Polska, jednym z pierwszych banków, które podpisały umowę o poręczeniach portfelowych.
Obowiązków zbyt wiele
Założenie, że program wystartuje, wydaje się jednak zbyt optymistyczne i BGK zdał sobie już z tego sprawę. Program poręczeń w obecnej formule zawsze będzie kulał. Bank nie jest najlepszym ich dystrybutorem, bo obciążają jego kapitały. Już z tego względu o rozkręcaniu akcji gwarancyjnej mowy być nie może.
— To nie jest do końca tak, że pion ryzyka ma związane ręce. Bank, albo raczej właściciel, czyli Ministerstwo Finansów, powinien porozumieć się z Komisją Nadzoru Finansowego w sprawie pilnowania wskaźników bezpieczeństwa. BGK nie jest bankiem komercyjnym, nie zbiera depozytów, więc działa na ryzyko właściciela, czyli państwa. Zatem nadzór mógłby stosować wobec niego mniej rygorystyczne wymogi. Żadnej rozmowy jednak nie było i sprawa zakończyła się na wymianie e-maili — mówi prosząca o anonimowość osoba zbliżona do banku.
Może dlatego, że BGK nie ma serca do poręczeń. Bank obsługuje już i tak wiele programów — od długu zagranicznego państwa, przez finansowanie dróg, po program Rodzina na swoim. Chętnie pozbyłby się gwarancji. Tym bardziej że w nowej formule mogą one zadziałać. Według naszych informacji, bank w tym miesiącu zaproponuje resortowi finansów wydzielenie osobnego podmiotu — spółki do udzielania gwarancji na ryzyko państwa.
— Taki system z powodzeniem działa na Litwie i w Portugalii — mówi pracownik BGK.
Zanim wystartuje u nas, miną miesiące niezbędne do wprowadzenia zmian w ustawie, a potem na utworzenie spółki i wyprowadzkę funduszu z BGK.
— Mleko już się rozlało. Nie ma co płakać. Trzeba przygotować system, który pomoże firmom, kiedy gospodarka zacznie wychodzić z kryzysu — mówi Włodzimierz Grudziński.