Od sierpnia 2016 r., kiedy Michel Temer, ówczesny wiceprezydent, zastąpił odwołaną w związku z manipulowaniem finansami państwa prezydent Dilmę Rousseff, reformy w zmagającej się z kryzysem Brazylii ruszyły z kopyta.

Rozpoczęła się prywatyzacja infrastruktury, zagraniczne firmy dopuszczono do inwestowania w wydobycie ropy, a w parlamencie przeforsowano ograniczenie tempa wzrostu wydatków budżetowych do wysokości inflacji. Ambitne zapowiedzi nowej ekipy pomogły w ciągu 12 miesięcy brazylijskiej walucie oraz indeksowi giełdy w Sao Paulo umocnić się w dolarze o 18 i 49 proc. To w obu przypadkach jedne z trzech najlepszych wyników na świecie. Za ten entuzjazm inwestorzy być może będą musieli zapłacić wkrótce słoną cenę.
Kontynuacja programu reform, z których najważniejsza dopiero czeka na realizację, stanęła pod znakiem zapytania. Reformie systemu emerytalnego, bo o niej mowa, zagrażają coraz głębsze pęknięcia w zapleczu Michela Temera, a tymczasem zmiany są pilne, bo obecnie Brazylijczycy przechodzą na emeryturę przeciętnie w wieku 54 lat. Od początku urzędowania nowego rządu ze stanowisk odeszło siedmioro członków gabinetu, a teraz pod znakiem zapytania znalazł się dalszy udział w niej kluczowej osoby.
Eliseu Padilha, szef personelu pałacu prezydenckiego, dzięki któremu udało się zagwarantować poparcie dla dotychczasowych reform, ma przejść operację, a jego późniejszy powrót skomplikuje uwikłanie w aferę korupcyjną w koncernie naftowym Petrobras. Co więcej — wobec wizji forsowania na półtora roku przed wyborami parlamentarnymi kolejnych ciężkich reform w koalicji parlamentarnej pojawiają się pęknięcia.
— Ekipa rządząca traci swoich najbardziej potrzebnych ludzi dokładnie w momencie, kiedy najbardziej ich potrzebuje — komentował w rozmowie z Bloombergiem Carlos Melo, politolog ze szkoły biznesu Insper. Zgodnie z najnowszym sondażem poparcie dla prezydenta sięga zaledwie 15 proc. To wprawdzie nieco więcej niż w końcowym etapie rządów skompromitowanej Dilmy Rousseff, a sam Michel Temer podkreśla, że bieżące wskaźniki popularności go nie interesują.
Jednak niezadowolenie społeczne jeszcze bardziej utrudni nie tylko konieczne podwyższenie wieku emerytalnego do 65 lat, ale także niezbędnych zmian w zniechęcającym do zatrudniania kodeksie pracy, uważanym za przyczynę niskiej konkurencyjności Brazylii systemie podatkowym, oraz w podupadłym szkolnictwie.
Destabilizacja zaplecza prezydenta może tylko postępować. Dochodzenie związane z aferą koncernu Petrobras wśród klasy politycznej zatacza coraz szersze kręgi, sąd może w związku z nielegalnymi dotacjami unieważnić poprzednie wybory prezydenckie, a wychodząca z kryzysu gospodarka urośnie w tym roku najwyżej o 0,5 proc. Poparcie dla populistycznych kandydatów idzie w górę, a jeszcze w wielu miastach zapowiedziano demonstracje przeciw korupcji.
— Inwestorzy nie w pełni uwzględniają ryzyko wynikające z tak trudnych warunków politycznych. Sytuacja jest bardzo delikatna — ostrzegał w rozmowie z Bloombergiem Rafael Cortez z firmy doradczej Tendencias Consultoria.