Sznycel po wiedeńsku w Austrii i ten u nas to dwa różne światy. Preferujemy robiony na polską modłę. Miękki, koniecznie z masełkiem. Szukamy go namiętnie we wszystkich restauracjach w Polsce, ale bez większych sukcesów. I nagle niespodzianka. Ten w C.K. Oboźnia (na Oboźnej w Warszawie) po prosu nas oszołomił.
Był ze spatzlami, zieloną pietruszką i listkiem sałaty. Prawie jak u babuni. Przykro, swoją drogą, że dziadunia w reklamach jakoś pomijają. Po delikatnym skropieniu cytryną sznycel zdecydowanie nabrał animuszu. Gruener, Veltliner, 2009, Hager Matthias, Mollands-Kamptal (76 zł) to dla niego miły akompaniament. Pod warunkiem, że jest prawidłowo schłodzony.
Wśród innych dań na Oboźnej zaintrygował nas befsztyk po tatarsku. Głównie ze względu na to, że w menu napisano: na życzenie żółtko jaja. Rozważaliśmy, jako alternatywę, nawet żółtko koguta. Z żółtkiem, czy bez żółtka tatar był smakowo świetny, (ale koniecznie z maggi). Zaskakujące w nim były suszone pomidory (żądać, by były drobno posiekane). Miłe miejsce na spędzenie wieczoru.

