Od poniedziałku wydobycie rusza, ale jego kontynuowanie uwarunkowane jest wtorkową dymisją prezesa Jarosława Zagórowskiego. Oczywiście nie chodzi tu o przekazanie radzie nadzorczej JSW pisma z „podaniem się do dymisji”, lecz podjęcie 17 lutego uchwały odwołującej prezesa w tymże dniu w związku ze złożeniem nieodwracalnej rezygnacji. Każda kombinacja, czyli odłożenie terminu lub… nieprzyjęcie dymisji oznacza eksplozję strajkową o skutkach jeszcze groźniejszych, niż ta zagaszona.

Zdumiewa kontrast między reakcjami władzy na konflikty w innych koncernach górniczych oraz w JSW. Jesienią w Katowickim Holdingu Węglowym oraz niedawno w Kompanii Węglowej nadzór właścicielski wręcz zaczynał skuteczne działania pojednawcze od wymiany prezesów. Przeciąganie decyzji w przypadku JSW argumentowano okolicznością, że tym razem chodzi o spółkę giełdową, że akcjonariusze…
Ciekawe, że w innych podobnych sytuacjach nikt się akcjonariuszami nie przejmował. Pamiętnym przykładem sprzed dwóch lat jest odwołanie Grażyny Piotrowskiej-Oliwy z prezesury PGNiG, czyli spółki ważącej w portfelu WIG20 aż sześć razy więcej niż JSW! Wtedy rada nadzorcza zadziałała z zaskoczenia w czasie długiego weekendu majowego. Czyli jeśli władza polityczna ma wolę, to wszelkie argumenty merytoryczne i biznesowe idą do kosza.
W tamtej sprawie powodem nagłego działania była „utrata zaufania” przez właściciela. W przypadku JSW zaufanie straciła załoga spółki. To trudna sytuacja dla resortu skarbu, który do końca stoi za prezesem i podkreśla, że podejmowanie decyzji kadrowych przez związkowców to wypaczenie zasad ładu korporacyjnego.
Ale akurat w sprawie JSW możliwości manewru już się nadzorowi właścicielskiemu wyczerpały.