Podczas gdy na początku 2020 r. trzy na cztery firmy badane przez Personnel Service nie zamierzały wdrażać automatyzacji czy robotyzacji, w tym roku taką deklarację złożyło tylko 32 proc. przedsiębiorców. Ponadto trzykrotnie przybyło firm, które takie procesy przeprowadzają, a co piąta je już planuje.
Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, mówi, że na przyspieszenie takich działań wpłynęła przede wszystkim pandemia COVID-19. Przyznaje przy tym, że wdrożenie automatyzacji czy robotyzacji jest kosztowne i długotrwałe, ale podkreśla, że podjęcie tego wysiłku opłaci się w przyszłości.
Efektywniej i taniej
Respondenci wskazują, że automatyzacja zwiększa efektywność pracy, pozwala na wykonywanie jej bez przerw i przynosi oszczędności, m.in. z uwagi na możliwość ograniczenia zatrudnienia.
– Robot w firmie zapewnia ciągłość działania. Może wyręczyć pracownika w rutynowych czynnościach, pozwalając mu na rozwój w innych działach. Najczęściej go nie zastępuje, lecz staje się jego asystentem – mówi Mariusz Gołębiewski, wiceprezes Abile Consulting.
Eksperci Crido, pracujący nad analizą m.in. wpływu rozwoju technologii na opodatkowanie innowacyjnego biznesu, podają, że według niektórych badań ok. 75 mln etatów na świecie może zostać zredukowanych na skutek robotyzacji. Ale jednocześnie dzięki niej powstanie ponad 130 mln nowych miejsc pracy. Paweł Toński, partner zarządzający Crido, zastanawia się, czy w obliczu takich przemian łatwo będzie przekwalifikować się osobie, która utraciła pracę z powodu automatyzacji jej zawodu, na wykonywanie nowego, również związanego z automatyzacją.
Ma to znaczenie także dla pracodawców i nie jest obojętne dla dochodów państw. Na przykład w budżetach krajów członkowskich Unii Europejskiej (UE) podatki od wynagrodzeń od lat stanowią ok. 50 proc. wpływów podatkowych. Z uwagi na takie zależności na świecie coraz częściej pada pytanie: skoro roboty przejmują zadania ludzi, to czy powinny, tak jak oni, płacić podatki. Ten pomysł ma zwolenników (np. Bill Gates się za tym opowiada) i przeciwników.
Jesteśmy za wspieraniem
Argumentem „na tak” jest m.in. redystrybucja uzyskanych w ten sposób wpływów na przekwalifikowanie, co powinno pomóc ludziom udźwignąć społeczne skutki automatyzacji.
W dyskusjach o tym analizowane są już takie kwestie, jak np. kto powinien płacić tę nową daninę – robot czy firma, która z niego korzysta.
– Mówi się, że Korea Południowa wprowadziła tzw. robot tax, choć tak naprawdę jest to raczej redukcja ulgi. O opodatkowaniu robotów dyskutowano także w UE. Nie znalazło to aprobaty w Parlamencie Europejskim, który wskazał na konieczność prac nad prawem dla sztucznej inteligencji i robotów. Wiele krajów, w tym Polska, rozważa raczej wspieranie ich rozwoju. Zapowiadana tzw. Zielona Księga Innowacji zakłada wprowadzenie m.in. ulgi na robotyzację – wyjaśnia Paweł Toński.
Jego zdaniem, niezależnie od debat nad potrzebą opodatkowania robotów, uregulowanie takiego rozwiązania w odniesieniu do określonych czynności proste nie jest. Na przykład druk 3D będzie problemem w rozliczaniu podatków pośrednich, których podstawą jest dostawa towarów czy świadczenie usług. W przypadku upowszechnienia druku 3D może być tak, że sprzedawca mający drukarkę 3D stanie się jednocześnie producentem, wytwarzającym towary na podstawie planów czy specyfikacji udostępnionych na podstawie licencji.
– W najbliższych latach można spodziewać się ożywionej dyskusji, zarówno o wspomaganiu robotyzacji określonymi zachętami podatkowymi dla inwestycji, jak i o podatku od pracy zastąpionej technologią. Wydaje się jednak, że w Polsce jesteśmy dość daleko od katastroficznej wizji ludzi bez pracy i budżetu bez dochodów z PIT – ocenia Paweł Toński.