Nic nie zapowiada końca dobrej koniunktury na stal
Od 1998 r. trwa nieprzerwany wzrost światowej produkcji stali. Na razie nie ma żadnych oznak schyłku koniunktury.
Jak podaje przemysłowy monitor World Steel Dynamics, lata 2000-15 mają szansę stać się trzecim okresem nieprzerwanego wzrostu zużycia stali w historii. Dwa poprzednie to okres uprzemysłowienia Europy i Ameryki w latach 1875-1900 oraz czas powojennej odbudowy 1950-70.
Produkują i zużywają
Dziś świat produkuje o 37 proc. surówki więcej niż osiem lat temu. Trend ten się utrzymuje, zmienia się jedynie struktura produkcji i zużycia. Coraz ważniejszą rolę na rynku odgrywają kraje azjatyckie. O ile w 1996 r. pochodziło z nich 38,4 proc. światowej produkcji, o tyle obecnie region ten produkuje 54 proc. Liderem są tu Chiny, z 400-procentowym wzrostem zdolności wytwórczych przez ostatnie 10 lat, do 418,8 mln t. Jednak nie musimy się obawiać gwałtownego wzrostu importu azjatyckiej stali do Europy. Zarówno Chiny, Indie, jak i inne kraje Dalekiego Wschodu zużywają znaczną część swojej produkcji.
— Nie oczekujemy raptownego wzrostu importu do krajów Unii Europejskiej, aczkolwiek pewien sygnał dał rynek wyrobów płaskich, na którym w porównaniu z rokiem 2005 zanotowano wzrost importu taśm o 60 proc. Polskie zapasy w styczniu wzrosły zaledwie 1,5 proc. zatem nie grozi nam nadwyżka sprowadzonej z zagranicy stali. To znak potwierdzający wysoką dynamikę konsumpcji w Europie — przekonuje Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali (PUDS).
Rynek azjatycki jest podstawowym motorem koniunktury, ale to tylko część światowej branży. W środku skoku są już Chiny, przed nimi — Indie, Brazylia i inne kraje Ameryki Południowej, branża budzi się także w Rosji. Polska jest częścią tego systemu, co wróży i jej kilka dobrych lat.
— Polskie hutnictwo zostało sprywatyzowane, przeszło kosztowną restrukturyzację, jest rentowne i działa na zasadach wolnorynkowych. To świetny fundament rozwoju — przekonuje Romuald Talarek, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Jedyne, co mogłoby przyhamować hossę, to brak surowców lub energii, spowodowany tylko nieprzewidzianymi wypadkami czy katastrofami. Gospodarka światowa wchłania finalne wyroby stalowe, te zaś w kolejnym obiegu dalej napędzają rynek.
Do granic opłacalności
Dobra koniunktura to także wysokie ceny stali. A duże zyski hut pozwalają na nowe inwestycje i postęp procesów konsolidacyjnych.
„Ujemną stroną wysokich cen jest w długim terminie ucieczka w inwestycjach od stali. Jeśli materiał ten zacznie być postrzegany jako drogi, inwestorzy będą zlecali projekty zamienne, wykorzystujące beton czy drewno. Oczywiście nie wszędzie można zastąpić stal, ale jedna z sieci handlowych ma typowy projekt supermarketu w dwóch wariantach wykonania: ze stali oraz z klocków żelbetonowych” — pisze w raporcie „Trendy w stali” dr inż. Jerzy Jakubiec, dyrektor zakładu logistyki w Polimer Mostostal.
Ważne dla polskiej gospodarki są sygnały z Niemiec. A tam znacznie wzrasta zapotrzebowanie na stal. Ponadto zarówno w Polsce, jak i w Niemczech rośnie PKB.
— Pierwszym zwiastunem ewentualnych zmian i odwrócenia pozytywnych trendów będą większe zapasy w hutach i składach stali. Teraz w składach jest mało towaru, producenci stali budowlanej zostali wręcz ogołoceni z zapasów. Więc będzie dobrze — przekonuje Andrzej Ciepiela.
Polacy elastyczni
Na korzyść polskiego rynku stalowego działa dobra jakość naszej produkcji, niedroga siła robocza oraz elastyczność polskich hut i producentów wyrobów stalowych.
— Nie widać jeszcze końca koniunktury. Jest masa zleceń, mamy duży eksport, głównie do Niemiec i Francji. Dodatkowo polscy producenci konstrukcji mają tę przewagę nad zachodnimi, że wykonują zamówienia unikatowe, a nie standardowe, systemowe — tłumaczy Mirosław Tabaczkiewicz, dyrektor Polskiej Izby Konstrukcji Stalowych.